niedziela, 16 listopada 2014

Opowiadanie 2 :)
"Wspólny dyżur Martyny i Piotra i kawa i spacer Wiktora z Martą"



*Następny dzień.
Martyna przyszła jako pierwsza do bazy, przebrała się i czekała na Piotrka, ponieważ dziś mają jeździć w zespole podstawowym, bo Wiktor ma drugą zmianę. Po 5 minutach do pokoju ratowników wchodzi Piotr. Mężczyzna wita dziewczynę z uśmiechem na twarzy.
-Cześć Martyna! Jak tam wyspałaś się?
-Cześć Piotrek, tak wyspałam się i czuję się wspaniale. A Ty jak tam?
-A wiesz super zasnąłem jak małe dziecko :D
-Chciałabym zobaczyć, jak zasypiasz przypominając małe dziecko. :D
-To możesz u mnie zanocować, wtedy się dowiesz :D
-Nie, Piotruś raczej nie skorzystam z Twojej propozycji.
-Martynka jakby co to zawsze możesz u mnie zanocować, gdybyś nie miała się gdzie zatrzymać.
-Dzięki Piotruś, będę pamiętać. Ty też zawsze możesz na mnie liczyć.
-Dzięki kochana jesteś.
-Dziś jeździmy w zespole podstawowym, Wiktor ma dziś drugą zmianę z Adamem.
Piotrek przygotował kawę dla siebie i Martyny, podał jej kawę, zaczęli pić , dostali zgłoszenie do kobiety, która zemdlała w centrum miasta.
Szybko zebrali się i wsiedli do karetki, Piotr ruszył, po 20 minutach byli na miejscu. Podbiegli do leżącej kobiety.
-Halo, słyszy mnie Pani?
Kobieta nie reagowała, Piotr sprawdził puls, oddychała.
-Dobra Martynka zmierz Pani ciśnienie.
-Ok, zaraz to zrobię.
Zmierzyła ciśnienie, przełożyli ją na nosze i podali w karetce płyny. W ambulansie kobieta odzyskała przytomność.
-Gdzie ja jestem?
-Spokojnie, jest Pani w karetce, jedziemy do szpitala, bo zemdlała Pani na ulicy.
Po 15 minutach byli w szpitalu, zawieźli kobietę na Izbę Przyjęć, wyszli.

*Godzina 15

Martyna i Piotr skończyli dyżur, wychodząc minęli się z Wiktorem, który przyszedł na drugą zmianę.

-Jakie masz plany na popołudnie Martyna?
-Dziś idę do kina i na zakupy do galerii z koleżanką. A Ty?
-A ja dziś idę na grilla do Adama.
-To miłego grillowania Ci życzę,
-Dzięki, a Tobie życzę udanego wyjścia z koleżanką.
-Dzięki. Ja idę, bo się spóźnię,
-Pa, leć, do jutra.
Martyna wsiadła na rower i odjechała, a Piotr wsiadł do samochodu i pojechał.

*Kolejny dzień.

Wiktor w restauracji czeka na Martę, z którą był umówiony na kawę, przyszedł trochę wcześniej, po chwili do restauracji wchodzi Marta, dostrzega od razu stolik, przy którym usiadł Wiktor.
-Cześć Wiktor.
Kobieta uśmiechnęła się, usiadła na krześle naprzeciw Wiktora.
-Spóźniłam się?
-Cześć Marta, nie, nie spóźniłaś się, ja przyszedłem trochę wcześniej.
-No tak, Ty nie lubisz się spóźniać.
Kelner przyniósł karty, Wiktor i Marta przeglądają je. Wiktor spogląda na kobietę.
-Wiesz Marta nie poznałem Cię jak weszłaś do środka.
-A co aż tak strasznie wyglądam? :D
-Nie, właśnie bardzo ładnie wyglądasz. J  
-Dzięki za komplement.
-Na co masz ochotę?
-Na kawę, a Ty?
Ja też, a może chcesz jakieś ciasto?
-Tak poproszę szarlotkę z lodami na ciepło.
-A ja wezmę ciasto czekoladowe.
Złożyli zamówienie, po 20 minutach kelner przyniósł kawy i ciasta, po 20 minutach wypili kawy i zjedli ciasta.
-Wiktor, co tam u Twojej córki?
-A wiesz, ciężko jak to w wieku dojrzewania, młoda buntowniczka z niej, a do tego uparta, tak jak ja.
-To na pewno musi Wam być ciężko skoro oboje jesteście tacy uparci.
-Oj, tak czasem jest bardzo trudno, ale dajemy radę.
-A Ty Marta masz dzieci, męża?
-Nie, nie mam ani męża, ani dzieci.
Wiktor spojrzał na Martę, uśmiechnął się.
-Może pójdziemy na spacer, tu nie daleko jest park. Co Ty na to?

Marta spojrzała na Wiktora, uśmiechnęła się, on również się uśmiechnął.
-Jasne, chodźmy.
Wstali i poszli  w kierunku wyjścia, Wiktor otworzył drzwi.
-Proszę Marta.
-Dzięki.
Kobieta wyszła, Wiktor też, poszli ulicą, po 5 minutach byli w parku, szli alejką, która była bardzo kolorowa, pełna kwiatów i drzew.
-Wiktor mogę się Ciebie o coś zapytać, ale to będzie pytanie osobiste.
-Pytaj, postaram się odpowiedzieć.
-Dlaczego taki fajny facet jak Ty, jest sam?
Wiktor spojrzał na Martę poważnym wzrokiem, Marcie zrobiło się wstyd, że poruszyła ten drażliwy temat dla Wiktora.
-Przepraszam, nie powinnam o to pytać, nie mam prawa, to Twoja prywatna sprawa.
-Nie, nic nie szkodzi z nikim o tym nie rozmawiałem, ale czas najwyższy komuś się wygadać.
Usiedli na ławce, mężczyzna spogląda na Martę poważnym wzrokiem, kobieta także jest poważna.
-Od czasu wypadku w górach, kiedy zginęła moja żona, nie rozmawiałem o tym z nikim.. To dla mnie trudny temat, bo ją kochałem bardzo.
-Rozumiem Cię.
-Nie chciałem się z nikim wiązać, bo nie chciałem, aby ktoś inny zajął miejsce Eli i nie chciałem wprowadzać zamętu w życiu mojej córki.
Kobieta nic nie odpowiedziała, skinęła głową na znak, że rozumie, przytuliła Wiktora.
-Nie musisz mówić nic więcej.
Wiktor przytulił się do Marty,
-Dzięki Marta, jakoś mi tak lepiej jak to wyrzuciłem z siebie.
-Na pewno.
-Przepraszam, że teraz jest taka smutna atmosfera.
-Daj spokój, Wiktor nie ma sprawy.
-Sądzę, że Twoja żona chciałaby, żebyś był szczęśliwy, bo przecież zawsze będzie w Twoim sercu.
-To prawda, zawsze będzie w moim sercu, a sądzę, że chciałaby mojego i Zosi szczęścia.
-Nie wiedziałem, że jesteś taka.
-Jaka?
-Taka wrażliwa.
-Taka już jestem i nic na to nie poradzę J
Kobieta się uśmiechnęła, spojrzała na Wiktora.
-No proszę mi się wziąć w garść, to polecenie służbowe :D
-Tak? A przecież nie jesteśmy w szpitalu, tylko w parku.
-Oj nie ważne, dobra to jak wolisz może być poleceniem osobistym.
-Wolę osobistym :D
-No to ok.
Na twarzy mężczyzny pojawił się uśmiech, kobieta także się uśmiechnęła.
-Poprawiłaś mi humor.
-Tak? A czym?
-Rozmową, spacerem i samą Twoją obecnością.
-To się cieszę, cała przyjemność po mojej stronie. :D
Wstali z ławki i poszli dalej, skręcili w inną alejkę, oboje byli zamyśleni i żadne z nich nie usłyszało nadjeżdżającego roweru, rowerzysta nie zdążył zahamować i wjechał prosto w Martę, kobieta przewróciła się na kamienną ścieżkę, w ostatniej chwili Wiktor złapał kobietę, aby nie uderzyła głową o krawężnik.
-Jak Pan jeździ?
-A Państwo jak chodzą?
-Dzwoniłem dzwonkiem, ale Państwo nie słyszeli.
-Dobra już
-Marta słyszysz mnie?
-Tak słyszę… aaa moje kolana, mocno są zadrapane i posiniaczone.
Rowerzysta odjechał, Wiktor i Marta usiedli na ławce która była nie daleko.
-Dasz radę iść?, tu nie daleko zostawiłem samochód i pojedziemy do szpitala, żeby to ktoś obejrzał.
-Tak dam to tylko stłuczenie, nic wielkiego.
-O nie, nie bądź rozsądna, w końcu jestem lekarzem.
-No ja też.
-No właśnie.
Wstali, po 15 minutach doszli do samochodu Wiktora, otworzył samochód, pomógł Marcie usiąść na fotelu pasażera, wyciągnął apteczkę z samochodu, otworzył ją, wyciągnął wodę utlenioną i jałowy opatrunek.
-Teraz Ci to przemyję i dam na to jałowy opatrunek. Dobrze Pani doktor?
-Tak dobrze w końcu jestem w rękach specjalisty medycyny ratunkowej. J
-Dobra.
Opatrzył rany na kolanach, odłożył apteczkę, wsiadł do samochodu, po 10 minutach byli w szpitalu.

2 komentarze:

  1. Fajnie się czyta ale...
    Jak Piotruś mógł iść na grilla do Adama, skoro Wiktor i Adam mieli dyżur? Chyba że romansik z Basią xD

    OdpowiedzUsuń