Opowiadanie 25
„Kłótnia o dziecko i randka w
parku”
*Dwa miesiące później
Piotr nadal mieszkał w dawnym
mieszkaniu Marty, postanowił, że póki co nie wróci do Hany, nie chciał, czuł
się zraniony, oszukany. Dzięki Marcie znowu zaczął się uśmiechać, chodzić do
pracy, jednym słowem stanął na nogi.
-Słuchaj Piotr, ja będę już
leciała, ostatnimi czasy mam na pieńku z Wiktorem, a dziś obiecałam, że spędzę
z nim wieczór.
-Jasne rozumiem, przepraszam,
że przeze mnie masz problemy z mężem- powiedział zasmuconym głosem Gawryło.
-Daj spokój, przejdzie mu,
zrozumie to. Jesteś moim przyjacielem, nie wyobrażam sobie jak mogłabym Ci nie
pomóc, Ty zawsze byłeś przy mnie, gdy tego potrzebowałam- powiedziała z
uśmiechem Marta.
-Dziękuję, ze jesteś!-
powiedział uśmiechając się Piotr, ucałował Martę w policzek.
-Nie ma za co- odwzajemniła
uśmiech.
-Wiktor to szczęściarz! Piękną
ma żonę, a ja mam wspaniałą przyjaciółkę!.
-Lecę, bo Wiktor się obrazi,
do jutra widzimy się w pracy- ucałowała Piotra w policzek i wyszła.
-Cześć, miłego wieczoru- powiedział
Piotr.
Marta wyszła ze szpitala,
poszła w kierunku domu, Wiktor szedł zaraz za nią, podszedł bliżej, zasłonił
jej oczy.
-Zgadnij kto to?- powiedział
Wiktor.
-Wiktor, poznałam Cię po
głosie- Marta roześmiała się.
-Marta, no a może masz innych
wielbicieli?- powiedział z uśmiechem.
-Tak, na pewno mam ich wielu,
ale kocham tylko Ciebie, nie zapominaj o tym!- powiedziała śmiejąc się,
pocałowała Wiktora w usta.
-No wiem, wiem, nie dopuszczam
innej myśli do siebie- zażartował.
-Kocham Twoje poczucie humoru-
zaśmiała się.
-Dobra chodźmy do domu,
przygotujemy wspólnie kolację- powiedział Wiktor.
-Jasne, że przygotujemy razem
kolację!- uśmiechnęła się.
Poszli dalej, po 15 minutach
byli w domu, po 2 godzinach wszystko było już gotowe, Marta zawołała Zosię i tatę
Wiktora, wszyscy wspólnie zasiedli do kolacji, po 30 minutach wszyscy zjedli.
-Smakowało Wam?- zapytali
Marta z Wiktorem.
-Jasne, było pyszne-
powiedziała Zosia, uśmiechając się.
-My idziemy Zosiu, prawda?-
powiedział ojciec Wiktora.
-Tak idziemy, zostawiamy Was samych, to pa,
miłego wieczoru- Zosia z dziadkiem wychodzą.
-Poszli sobie… - powiedziała Marta.
-Przeszkadza Ci to? Mogę ich
zawołać.- powiedział Wiktor.
-Nie wcale mi to nie
przeszkadza, nawet odpowiada- uśmiechnęła się.
Wiktor siedział na kanapie,
Marta usiadła mu na kolanach, objęła go rękami za szyję, pocałowała go, Wiktor
odwzajemnił pocałunek.
-Wiktor chciałam z Tobą porozmawiać
o dosyć istotnej sprawie…
-Jasne mów, stało się coś?-
zapytał Wiktor.
-Wiem, że krótko jesteśmy po ślubie,
ale… chciałabym mieć z Tobą dziecko!- powiedziała uśmiechając się.
-Dziecko?! No, ale mamy już
dziecko Zośkę- powiedział Wiktor.
-Zosia jest już duża… A ja
chciałabym mieć dziecko. To chyba normalne, że chcę mieć dziecko z facetem,
którego kocham?- zapytała.
-No tak… Ja nie czuję się na
siłach, wychowywać jeszcze dziecko… - powiedział poważnym tonem Wiktor.
-Razem byśmy je wychowywali!
Wiktor, proszę Cię, czy Ty zawsze musisz być taki uparty! Przemyśl to sobie, ja
wychodzę!
Marta wyszła z domu, trzaskając
drzwiami, było już ciemno, Marta poszła w stronę parku, usiadła na ławce, płakała,
dosiadła się do niej Martyna.
-Cześć Marta! Co Ty tu
robisz?- zapytała Martyna.
-Musiałam wyjść z domu, bo się
pokłóciłam z Wiktorem… -mówiła z płaczem Marta.
-A o co się pokłóciliście?
Jeśli można wiedzieć. –zapytała Martyna.
-Wiktor… On nie chce mieć już
więcej dzieci… Nie rozumie, że ja chcę zostać matką- płakała.
-Rozumiem, to faktycznie
poważna sprawa, poczekaj Marta, daj mu czas, musi to sobie przemyśleć. Zaskoczyłaś
go pewnie tym. – powiedziała Martyna.
-Wiesz Martyna może masz
racje!- powiedziała Marta uśmiechając się.
-Jestem pewna, że się zgodzi,
tylko musi sobie wszystko poukładać- mówiła pocieszając Martę Martyna.
-Dziękuję Ci Martyna, kobieta
jest w stanie to bardziej zrozumieć, a facet potrzebuje więcej czasu-
powiedziała Marta, ocierając łzy z policzka.
-Nie ma za co! Cieszę się, że
mogłam pomóc- uśmiechnęła się serdecznie.
-O matko jest już 23:00 muszę
wracać do domu, jutro idę na rano do pracy- powiedziała wstając z ławki Marta.
-Odprowadzę Cię, mieszkamy
blisko siebie- uśmiechnęła się Martyna.
Poszły, po 15 minutach Marta
była w domu, poszła do salonu, usiadła na kanapie, Wiktor wszedł do salonu.
-Marta, martwiłem się gdzie
byłaś?- zapytał Wiktor.
-W parku- odparła kobieta.
-Co Ty tam tyle robiłaś?-
zapytał.
-Myślałam, siedziałam, Martyna
była tam pogadałyśmy i wróciłam- wstała z kanapy, poszła do kuchni, nastawiła
wodę na herbatę, usiadła na krześle, a obok usiadł Wiktor.
-Chcesz coś do picia? Zapytała
oschle.
-Nie, Marta posłuchaj..
Przemyślałem to sobie i…- przerwała mu Marta.
-Wiem, nie chcesz mieć już
więcej dzieci- dokończyła.
-Pozwolisz mi dokończyć?-
zapytał.
-Proszę- powiedziała zalewając
herbatę.
-Przemyślałem sobie to i się
zgadzam!- powiedział uśmiechając się.
-Mówisz poważnie?- zapytała
zdziwiona Marta.
-Tak, przemyślałem to… Będzie
niesamowite przeżycie wychowywać znów dziecko. – powiedział Wiktor, ciesząc
się.
-Cieszę się ogromnie, nie
lubię się z Tobą kłócić!- powiedziała przytulając się do Wiktora.
-Ja z Tobą też nie lubię się
kłócić- pocałował Martę.
-Idziemy spać?- zapytała
Marta.
-Jutro do pracy, więc chodźmy.
Poszli do sypialni, zasnęli
wtuleni w siebie.
*Następnego dnia
Martyna i Piotrek idą na
randkę do parku, idą w stronę fontanny, usiedli na ławce.
-Martynka lubisz fontanny?-
zapytał Piotrek.
-Uwielbiam, są świetne!
Mogłabym tu siedzieć godzinami- powiedziała Martyna.
-Serio? Co jest fajnego w
fontannie?- zaśmiał się.
-Wszystko uwielbiam patrzeć
jak woda wytryskuje w górę!- uśmiechnęła się Martyna.
-No nie… Wolisz fontannę ode
mnie?- Nie ma to jak przegrać z… fontanną- powiedział śmiejąc się.
-Nie wolę Ciebie, ale fontanny
też uwielbiam- uśmiechnęła się.
Piotrek pocałował Martynę,
podeszli do fontanny, zaczęli chlapać się wodą z fontanny.
-Martyna przez Ciebie jestem
cały mokry!- zaśmiał się Piotrek.
-Piotruś nie rozpaczaj tak… I
tak mi się podobasz!- uśmiechnęła się.
-Ja też mam mokrą sukienkę,
chodźmy do mojego domu- powiedziała Martyna.
-No dobra przekonałaś mnie -zaśmiał
się, wziął Martynę za rękę.
Martyna z Piotrkiem szli
ulicami, nagle zobaczyli leżącą na ulicy kobietę, podeszli, aby jej pomóc,
wezwali pogotowie, przyjechał Wiktor z Adamem i Bartkiem.
-Co się stało?- zapytał Wiktor
Strzeleckiego.
-Kobieta, zasłabnięcie chyba-
powiedział Piotr.
-Dobra bierzemy ją i jedziemy-
powiedział Wiktor.
Karetka odjechała, Martyna z
Piotrem poszli do domu Martyny obejrzeli film, zjedli szarlotkę, którą Martyna
upiekła.
-Muszę iść, bo jutro rano do pracy-
westchnął Piotr.
-No niestety, ale lubię naszą
pracę- uśmiechnęła się do Piotra.
-Muszę zadzwonić do Adama,
miałem ich odwiedzić- powiedział Strzelecki.
-O super, razem pójdziemy do
Basi i Adama- powiedziała Martyna.
-Pa Martynka, do jutra- Piotrek
pocałował Martynę w policzek.
-Pa Piotruś, do jutra-
pocałowała go w czoło.
Fajna :-)
OdpowiedzUsuńCzerwonaPomadka
Super! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo Alicja :)
UsuńSzkoda, że blog jest mało popularny, tak mi sie przynajmniej wydaje, bo opowiadania naprawdę świetne.
OdpowiedzUsuńNiestety blog nie zyskał jeszcze dużej popularności, jednak wierzę, że to się zmieni :) Dziękuję za komentarze :)
Usuń