niedziela, 7 grudnia 2014

Opowiadanie 7 :)

Opowiadanie 7 :)
"Kolacja i łzy"



*Kilka dni później

Marta miała dyżur na Izbie Przyjęć, Wiktor Piotr i Martyna przywożą kolejnego pacjenta, Marta stwierdza, że pacjentem powinien zająć się chirurg w tym celu dzwoni do Piotra Gawryły, z którym się przyjaźni.
-Cześć Piotr jesteś może w szpitalu teraz?
-Tak jestem, a coś się stało?
-Potrzebuję konsultacji na SOR-ze, bo ten pacjent ma objawy zapalenia otrzewnej prawdopodobnie. Tak Wiktor twierdzi, w końcu tez jest chirurgiem. 
-Jasne zaraz będę.
-No zaraz Piotr przyjdzie na szczęście.
-Wiktor, stało się coś?
-Nie, nie wszystko ok, to ja idę jak zaraz przyjdzie doktor Gawryło to się nim zajmie. Cześć Marta.
-Cześć Wiktor.
Wiktor wyszedł, a Piotr wszedł na Izbę.
-Cześć Marta.
-Cześć Piotr, pacjent ma objawy zapalenia otrzewnej, powinien trafić na stół, jak najszybciej.
-Zaraz go zbadam i podejmę decyzję.
-Dzięki Piotr za pomoc.
-Nie ma sprawy Marta, przecież wiesz, ze na mnie zawsze możesz liczyć.
Piotr uśmiechnął się do Marty, ona także się uśmiechnęła. Piotr zbadał pacjenta.
-Tak Marta, Wiktor miał rację zabieramy go na stół, bo jego życie jest zagrożone.
-Powodzenia!
-Dzięki.
Piotr wyszedł, poszedł na blok, Marta przyjęła nowego pacjenta od innego zespołu ratowników.

*Niedziela, kolacja u Wiktora

Była godzina 17:00,  Marta była już prawie gotowa, umalowała się delikatnie, wyprostowała włosy, ubrała buty, wzięła torebkę. Była godzina 17:20, a na 18:00 musiała już być u Wiktora w mieszkaniu.
Zamknęła mieszkanie, postanowiła, że pójdzie pieszo, ponieważ Wiktor mieszka nie daleko. Po 20 minutach była już na miejscu, postanowiła, że usiądzie na ławce i poczeka chwilkę, a potem pójdzie, żeby się nie spóźnić, bo wie, że Wiktor tego nie lubi.

Godzina 17:55, Marta jest przed drzwiami mieszkania, zadzwoniła dzwonkiem, po chwili drzwi otwiera jej Zosia.
-O dzień dobry, dobrze, że Pani już jest, czekaliśmy na Panią.
-Dzień dobry Zosiu, Zosia mów mi po imieniu proszę.
-No tak zapomniałam.
-Proszę za mną.
Marta i Zosia weszły do salonu, stół był już nakryty dla 4 osób, ojciec Wiktora przywitał się z Marta.
-Dzień dobry, miło Pana widzieć.
-Dzień dobry Marto, cieszę się, że  jesteś. Bardzo ładnie wyglądasz.
-Dziękuję bardzo, miło mi.
-Super wyglądasz Marta, do twarzy Ci w tej sukience.
-Dzięki Zosiu, Ty też bardzo ładnie wyglądasz, do twarzy Ci w błękitnej sukience.
-Dzięki Marta.
  Zosia uśmiechnęła się do Marty i dziadka.
-Pójdę sprawdzić, co tata tam tyle robi… Faceci, masakra… Zrozumieć ich to wielka sztuka..
-Masz rację Zosiu.
Zosia poszła sprawdzić co robi Wiktor, weszła do jego pokoju.
-Tato! Marta już przyszła, chodź, Powiem Ci Marta świetnie wygląda!
-Tak?
-Tak, chodź to się sam przekonasz.
-Idę zaraz.
-Nie zaraz, tylko teraz.
Wiktor wychodzi na korytarz, Zosia była pod wrażeniem.
-Tato!! jak Ty ekstra wyglądasz, jakbyś szedł na randkę :D
-Zosia, jaką znowu randkę, to tylko kolacja.
-Tak, a się wystroiłeś jak na randkę! :D Dobrze pięknie wyglądasz.
-Dzięki idziemy.
Wiktor wszedł do salonu, podszedł do Marty, kobieta wstała, przywitała się z Wiktorem, była ubrana w miętową sukienkę, czarny żakiet i czarne buty na koturnie.
-Cześć Marta, pięknie wyglądasz…
-Dziękuję bardzo Ty też super wyglądasz.
-Dzięki.
Wiktor uśmiechnął się do Marty, a ona do niego. Wiktor założył na spotkanie czarne spodnie i niebieską koszulę, która podkreślała jego niebieskie oczy i czarne buty.
-To ja z Zosią pójdziemy po jedzenie.
-Może Wam pomóc?
-Nie, wykluczone, jesteś naszym gościem i my sobie poradzimy z Zośką.
Poszedł do kuchni, Marta usiadła na kanapie, rozmawiała z ojcem Wiktora, po chwili przyszli Zosia z Wiktorem, przynieśli jedzenie i położyli je na stole.
-Zapraszam Was do jedzenia- powiedział Wiktor.
-Tato, gdzie są serwetki?
-Aaa, no tak zaraz je przyniosę.
-Nie no nie zła wtopa, tato, Dobrze, że ja nad wszystkim czuwam- uśmiechnęła się do ojca.
-Dobrze, dobrze, Mam bardzo inteligentną córkę.
-No oczywiście tato.
Marta i tata Wiktora usiedli przy stole, Zosia usiadła obok dziadka, a naprzeciwko nich usiedli Marta z Wiktorem.
-No czemu nie jecie?
-Czekamy na Ciebie- w tym samym momencie powiedziały Zosia z Martą.
-No to ja Wam mówię zabierzcie się do jedzenia.
-Ok.
Wszyscy zabrali się do jedzenia w tym samym momencie, po upływie 30 minut wszyscy zjedli.
-Marta, jak Ci smakowało? –zapytali Zosia i Wiktor.
-Bardzo mi smakowało, kto przygotował tego kurczaka?
-My- odpowiedzieli równocześnie Wiktor i Zosia.
-Pyszny naprawdę Wam wyszedł.
-Dziękujemy- odpowiedzieli.
-Cieszę się, że Ci smakował, tata bardzo się starał, żeby go przygotować jak najlepiej.
-Widać efekty Wiktor- powiedziała z uśmiechem Marta.
-Dobrze, to skoro smakowało, pora na deser.
-Jaki deser?- zapytał ze zdziwieniem Wiktor.
-Mam cos dla Was jeszcze.
-Dla nas?
-Tak, tato dla Ciebie i dla Marty.
Zosia wyciąga z kieszeni sweterka dwa bilety do kina, podaje je Wiktorowi.
-Proszę tato to sa dwa bilety do kina,  dla Ciebie i dla Marty.
-Bilety… Yyy jakie znowu bilety?- zapytał zdezorientowany Wiktor.
-No bilety do kina, pójdziecie z Martą na jakiś fajny film. No weż je i macie razem iść do tego kina i bez dyskusji tato!
-Zośka!! No… dobra niech Ci będzie wezmę je.
-No super!! Dajcie znać jak Wam się udało wyjście.
-Marta, czy zgodzisz się iśc ze mną do kina?- zapytał Wiktor
-Jasne… dawno nie byłam w kinie.
-To świetnie!- ucieszył a się Zosia.
-No to się umówimy jakoś i pójdziemy.
-Dobrze.
-Tato ja wychodzę do Alicji- oznajmiła Zośka.
-Może byś się zapytała, czy możesz iść.
-Tato, mogę iść do Alicji?
-No tak idź.
Zosia wyszła, tata Wiktora poszedł się położyć do innego pokoju.
-Czego się napijesz Marta?- zapytał Wiktor.
-Może soku.
-A może być pomarańczowy?
-Oczywiście, że tak.
Wiktor poszedł do kuchni po sok, Marta usiadła na kanapie. Po chwili Wiktor wrócił z sokiem dla Marty i siebie, usiadł obok niej.
-A Marta co z tym pacjentem, u którego podejrzewałem zapalenie otrzewnej?
-Piotr go zbadał i wziął od razu na stół, bo jego życie było zagrozone i powiedział, ze miałeś rację, operacja się udała.
- To się cieszę.
-Wiktor mógłbyś mi powiedzieć coś o sobie? Bo jesteś bardzo tajemniczym i zagadkowym facetem.
-Ja tajemniczy?- uśmiechnął się do kobiety.
-No, nawet bardzo tajemniczy… - uśmiechnęła się.
-Ja… kiedyś chodziłem nałogowo w góry, ale po tej tragedii, więcej moja noga nie postała w górach…
-Rozumiem, ale może warto byłoby znowu się tam wybrać, żeby nie żyć cały czas przeszłością.
-Może i masz rację, ale nie potrafię…
Marta w myślach < nie no jak ja mam próbować okazać mu swoje uczucie, skoro on cały czas mówi o swojej żonie… Masakra, sytuacja bez wyjścia>.
-Co tak zamilkłaś?- zapytał.
-Przepraszam, nie wiem po prostu co mam Ci powiedzieć…
-Dla mnie to jest za trudne, nie umiem sobie z tym poradzić.
-Trzeba cały czas próbować- odrzekła smutnym głosem.
-Masz racje, muszę cały czas próbować.
-Czemu jesteś taka smutna?- zapytał z troską.
-Nie wydaje Ci się- skłamała.
Wiktor popatrzył jej w oczy, uśmiechnął się delikatnie, ona też się uśmiechnęła.
Wypiła sok, wstała, Wiktor tez wstał.
-Na mnie już pora.
-Marta już idziesz?
-Tak, bo jutro dyżur.
Poszła w kierunku wyjścia, wzięła żakiet, ucałowała Wiktora w policzek, on także ją ucałował, wyszła z mieszkania, poszła w kierunku swojego mieszkania. Usiadła na ławce i zaczęła płakać, bo czuła się tym wszystkim przytłoczona, wtedy zadzwonił jej telefon, spojrzała na ekran, dzwoni „Piotr Gawryło”, odbiera, zapłkanym głosem mówi:
-Halo, Piotr coś się stało?
-Halo, Marta, czemu Ty płaczesz? Co się stało?
-To nic takiego…
-Jak to nic takiego?! To jest ważne.
-Piotr możemy się spotkać porozmawiać?
-Jasne, przyjadę za 20 minut do Ciebie.
-Jak nie masz dziś czasu to może być jutro.
-Nie mam czas i będę za 20 minut.
-Ok dzięki wielkie, kochany jesteś.
-Nie ma problemu, jesteś moją przyjaciółką.
-To pa.
Rozłączyła się i poszła alej po 5 minutach była w mieszkaniu, położyła się na kanapie i zaczęła płakać. Po 20 minutach usłyszała pukanie, poszła otworzyć.
-Cześć Piotr, dobrze, że jesteś- powiedziała zalana łzami.
-Marta… co się stało? Czemu płaczesz? To pewnie przez faceta…
-No przez faceta, znam go?
-Znasz…
-Kto to?
-Wiktor Banach… -powiedziała ocierając łzy.
-Wiktor… Marta musisz mu powiedzieć, że go kochasz.
-Chciałabym, ale on cały czas mówi mi o swojej zmarłej żonie. Dziś tez o niej mówił.!
-Marta, ja wiem, ze to trudne, ale musisz. On ma trudny charakter…
-Tak samo jak Ty! :D
-No właśnie, dokładnie.
-Widać mnie do takich facetów ciągnie, ale on cały czas o niej mówi.
-No widać tak :D
Piotr przytulił Martę do siebie, on mocno go przytuliła, płakała,
-Marta nie płacz już. Proszę.
Po kilku minutach przestała płakać, uspokoiła się. Piotr zrobił im herbaty.
-Słyszałem o tej gistorii z jego żoną… Wydaje mi się, że on czuje się winny, że ona zginęła…
-No, ale to nie jest jego wina.
-No, ale on myśli inaczej…
Po godzinie Piotr mówi:
-Marta jest już ok?
-Tak, powiedzmy…
-Ja musze się zbierać, bo Tosia ma przyjść.
-Jasne, dzięki za wszystko. Pozdrów Tosię.
-Nie ma sprawy, jasne pozdrowię.
Piotr wyszedł, Marta poszła wziąć prysznic i zasnęła.

*W tym samym czasie, Wiktor

Wiktor siedział na kanapie i zastanawiał się czemu Marta posmutniała, co powiedział/ zrobił nie tak? Nie rozumiał tego. Przyszła Zosia do domu.
-Tato, a gdzie Marta?
-Poszła do domu.
-Już? Czemu tak szybko…
-Nie wiem, nagle posmutniała.
-Pewnie musiałeś jej coś powiedzieć…!
-Ja tylko mówiłem o Eli…
-No właśnie mówiłeś o mamie, Ty zawsze akurat Marcie o niej mówisz… Pewnie jej się przykro zrobiło.
-Przykro? Z jakiego powodu?
-Nie wiem, może miała swój powód.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz