niedziela, 27 grudnia 2015

Opowiadanie 63 :)

"Ty do teatru?"

*Dwa dni później

Piotrek wrócił do domu z pracy, wszedł do domu, w salonie siedziała Martyna z Szymkiem.
-Cześć Kochanie!-powiedział wchodząc do salonu i witajac się z kobietą.
-Piotruś! Hej! Zobacz nasz mały już trzyna główkę!-uśmiechnęła się do niego i pocalowala go na przywitanie. -No faktycznie! Martynka, a my musimy jeszcze ochrzcic Szymka! Tylko kto będzie chrzestnymi? -zapytal żonę.
-Może Basia i.....hmmm Wiktor?-co Ty na to? -zapytala uśmiechając się.
-Super! A właśnie Wiktor dziś wraca do pracy! Ma nocną zmianę! Doktor Anna go przekonała, nie wiem nawet jak to zrobiła....?-zastanawiał się.
-Piotruś! Kobiety mają swoje sposoby...-powiedziała i puściła mu oczko.
-Tak, ale jego chyba to nie rusza...Sama wiesz czemu....-powiedział zasmucony.
-Racja...No, ale może sam podjął decyzję, że musi się ogarnąć....-powiedziala  uśmiechając się
-Miałem zostać na drugi dyżur, żeby Wiktorowi było raźniej, ale Adam mówi, że się zajmie nim.
-Właśnie....Apropo Basi...Wiesz, że jest w ciąży?!-zapytała Piotrka.
-Co?! Numer! Znaczy nie wiem...Adam nic mi nie mówił...-powiedział zaskoczony.
-W końcu Kinga ma już 4 lata, a na pewno będzie jej raźniej z rodzeństwem. A raczej z siostrą...Ma być druga dziewczynka....Adam nic Ci nie mówił, bo nie wie....Dziś Basia ma mu powiedzieć! -uśmiechnęła się do niego.
-Tylko Ty wiesz? Ma szczęście, już miałem go ochrzanic -zapytał i zaczął się śmiać.
-Tak tylko ja....Piotrek, ale Ty to jednak głupi jesteś!-śmiała się do niego.
-Ja głupi! Słyszysz synku mama mówi, że jestem głupi....-popatrzył na nią i zaczął ją gilgotac.
-Dobra poddaje się! Przepraszam!-powiedziala do niego, a mały Szymon patrzył i się smial.
-Wybaczam!-pocalowal ją.
-Nawet dziecko się z nas śmieje!-powiedziała i się uśmiechnęła.
-Mądry jest po tacie!-uśmiechnął się do Szymka.
-Nie, bo po mamie!-uśmiechnęła się, wzięła synka na ręce.
-Dobra kompromis....Po nas!-śmiał się.
-Ta. Musimy iść do Basi i Wiktora. To co jutro?-zapytała.
-Oczywiście! -uśmiechnął się.
-Tatuś! Chodź z synem na spacer, a ja zrobię obiad.-piwiedziala i włożyła Szymona do wózka.
-Idę już idę....-Piotr wziął wózek i wyszedł z mieszkania. Martyna zabrała się za gotowanie zupy pomidorowej ulubionej zupy Piotra.
Zadzwonił jej telefon, nieznajomy numer, odebrała.
-Halo tu dr Anna Raiter, Pani Martyno czy mogłaby Pani wrócić już do pracy?-zapytała poważnie.
-A od kiedy?-zapytała.
-Za dwa miesiące.-powiedziala szybko.
--Dobrze-powiedziała.
-Dziękuję! Muszę kończyć.wezwanie many. Do widzenia!-powiedziała.
-Do widzenia!-rozlaczyla się, zupa się ugotowala, Martyna nakryla stół. Do domu wszedł Piotrek, Szymon spał.. Nalala zupę Piotrowi, on usiadł na krzesle i zaczął jeść zupę.
-Piotr, za dwa miesiące wracam do pracy-powiedziała poważnie.
-A Szymon?-zapytał poważnie i patrzył na nią.
-Moja mama się nim zajmie.-powiedziała i się uśmiechnęła.
-A dasz radę?-zapytał z troską.
-Dam! Spokojnie.-podeszła i go przytulila, nalala sobie zupy, zaczęła jeść. Piotr zjadł szybko i wziął sobie dokładkę.
-Pyszna zupa! Bardzo mi smakuje-uśmiechnął się.
-Super! Cieszę się!-powiedzia z uśmiechem.
-Dawno nigdzie nie byliśmy. Może pójdziemy do teatru?-zapytał.
-Ty do teatru?!Piotrek z Tobą wszystko dobrze?-zapytała z uśmiechem.
-Nie śmiej się! Dostałem od Anny znaczy dr Anny dwa bilety na jakiś  spektakl...Podobno odlotowy...-powiedział z uśmiechem.
-No to pójdziemy, a kiedy? -zapytala.
-W następny weekend, za tydzień. -powiedział.
-No to super. Obejrzymy coś?-zapytała.
-No jasne! Chodź!-powiedział i złapał ją za rękę.
Usiedli na kanapie w salonie, Martyna położyła się Piotrowi na kolanach. A on gladzil ją po włosach....

czwartek, 24 grudnia 2015

Nowa ksiazka ! :)

Witajcie! :)
Dziś Wigilia pragnę Wam życzy dużo zdrowia, uśmiechu na twarzy, spełnienia wszystkich marzeń! Oraz szczęścia w Nowym Roku! :) Oby okazał się lepszy! :)
Zapraszam Was do czytania mojej nowej książki !  ;)
Dodawajcie mnie do obserwowanych Follow me! :)
A i zapraszam też do czytania "Bez odpowiedzi na miłość" którą za niedługo kończę! :)
http://w.tt/1QJsR8c

Ktoś? Coś?
E-mail: opowiadaniaewy@gmail.com

wtorek, 22 grudnia 2015

Kontakt ze mną :)

Witajcie Drodzy Czytelnicy ! :)
Pomyślałam, że może ktoś z Was chciał by mnie o coś zapytac? Popisać? A może podsunąc pomysl na nowy wątek, rozdział? ;)
Zapraszam wszystkich chętnych do napisania wiadomości e-mail ! :)
Na każdą wiadomość chętnie odpowiem! :)
E-mail: opowiadaniaewy@gmail.com

Pozdrawiam i życzę Wam wszystkim Wesołych Świąt! Zdrowia dużo, spełnienia marzeń, dużo uśmiechu, dobrych ludzi wokół!

piątek, 18 grudnia 2015

Opowiadanie 62 :)

"Jesteś nam potrzebny"

*Tydzień później
Wiktor siedział sam w domu, dzieci były na spacerze z Gosia, Zosia była w szkole. Podszedl do szafki i wyciagnąl z niej butelkę czerwonego wina, otworzył ją i nalal sobie do kieliszka. Usłyszał dzwonek do drzwi.
-Proszę wejdź Gosiu, otwarte-do środka mieszkania po chwili weszła kobieta.
-Dzień dobry, jak Pan się ma? -zapytala dr Anna wchodząc do środka, usiadła na kanapie.
-Jak widać na załączonym obrazku....Muszę się napić, żeby nie myśleć...-powiedział biorąc do ręki kieliszek.
-Myślę, że to nie pomoże....-powiedziała zabierając butelkę, wylala  całą zawartosc do zlewu.
-Co Pani zrobiła?!-krzyknął i spuscil głowę w dół.
-Wiktor! Ogarnij się! Fajny z Ciebie facet! Szkoda mi Ciebie!-powiedziala chwytajac go za rękę.
-Mam się ogarnąć? Jak? -powiedział załamany, podniósł głowę i popatrzul na nią.
-Normalnie! Weź się w garść! Wróć do pracy! Jesteś nam potrzebny! Sama tych papierów nie ogarne!-powiedziała patrząc na niego, zerknęla na zdjęcie z ślubu Marty i Wiktora.
-To Marta? Twoja żona?-zapytała Anna.
-Tak...-odrzekł smutnym głosem.
-Przepraszam....-powiedziała kierując się do wyjścia.
-Ania! Zaczekaj! Nie wychodz!-powiedział lapiąc ją za rękę, odwróciła się zdziwiona i podeszła bliżej.
-Potrzebuje, żeby ktoś tu był tylko był...-powiedział i usiadł na kanapie, a ona obok niego. Położyła swoją rękę na jego ramieniu.
-Wyjdziesz z tego dołka! Tylko musisz chcieć przyjąć moją pomoc!-powiedziała uśmiechając się.
-Dziękuję! Właśnie teraz to zrozumiałem!-popatrzył na nią  i się uśmiechnął ich spojrzenia spotkały się. Mężczyzna przytulil się do niej.
-Ania, nie sądziłem, że jesteś tak wyrozumiala-powiedział i popatrzul na nią.
-Widzisz! Sztywna babka potrafi też okazać ludzkie uczucia-uśmiechnęła się i popatrzyła na niego.
-Nie nie sądziłem tak byłem po prostu zly....-powiedział i patrzył na nią.
-Dobra winny zawsze się tłumaczy!-śmiała się.
-Daj spokój! -uśmiechnął się.
-Dobrze widzieć uśmiech na Twojej twarzy-powiedziala uśmiechając się.
-Czasem udaje mi się  uśmiechnąć, dobra chce wrócić do pracy choćby od jutra!-powiedział pewny siebie mężczyzna.
-Cieszę się! To co do zobaczenia jutro w pracy!-powiedziala uśmiechając się do niego, zabrała kurtkę i podeszła do drzwi. On wstał i pożegnał się z nią. Wyszła A on stanął przed lustrem i powiedział
-Biorę się w garść! Wracam znowu do pracy!-powiedział i popatrzył na swoje odbicie.
Do domu weszła Gosia z dziećmi, popatrzyła na Wiktora i uśmiechnęła się.
-Wrociles! Jak dobrze!-powiedziała przytulając go, a on się uśmiechnąl.
-Stary Wiktor wrócił!-przytulil ją, a później utulil dzieci.

wtorek, 15 grudnia 2015

Moja książka ! :)

Zapraszam Was serdecznie do czytania mojej książki i do komentowania ;) Historia inna niż ta, ale liczę, że Was zaciekawi ! :)
Jeśli macie konto dodajcie mnie do obserwowanych ! Będziecie wtedy na bieżąco z wszelkimi nowymi rozdziałami ! :)
Tu macie fragment rozdziału, który wrzuciłam przed chwilą :)



niedziela, 6 grudnia 2015

Opowiadanie 61 :)

"Martwię się o niego"

*Tydzień później
Do stacji ratownictwa przyszedł Wiktor, wszedł do przebieralni i wyciągnął swój strój, przebrał się i usiadł na kanapie.
-21S zgłoś się!-usłyszał z radia, które leżało na stoliku, wziął je do ręki.
-Zgłaszam się, co mamy? -zapytał szybko.
-Kobieta ma bardzo wysokie ciśnienie i duszności. Ul Polna 10.
-Zrozumiałem, jedziemy-powiedział i zawołał Piotrka z Adamem.
-Co się stało,,-zapytali ratownicy.
-Kobieta ma wysokie ciśnienie i duszności. Szybko musimy dojechać na Polną 10-opisał szybko. Piotrek wrzucił szybszy bieg i włączył sygnał. Po10 minutach byli na miejscu.
-Co się stało?-zapytał męża kobiety.
-Marta ma duszności....Bierze leki na nadciśnienie. -powiedział mąż chorej.
-Pani Marto słyszy mnie Pani? -zapytał niepewnie, popatrzył na kobietę.
-Duszę się....-wyksztusila.
--Sokojnie, Piotr tlen na maskę, Adam parametry i jakiś lek......Podaj jej....-powiedział i zawiesił wzrok na ścianie.
-Doktorze! Co mamy jej dac? -zapytał Adam.
-Tabletkę pod język-powiedział wstajac i biorąc do ręki stetoskop, z kieszeni jego kurtki wypadło zdjęcie Marty, usmiechniętej Marty, schylil się by je podnieść, stał i patrzył na nie, nie był wstanie powstrzymać łez, które cisnęly się do jego oczu.
-Doktorze, ja się nią zajmę z Adamem A Pan niech wyjdzie na zewnątrz.-powiedział Piotrek chcąc pomóc jakoś Wiktorowi, który jest dla niego jak ojciec i wiele dla niego zrobił. Dzięki niemu wyszedł na ludzi....Teraz on potrzebuje pomocy, a on nie wyobraża sobie nie pomóc mu w potrzebie.
Wiktor wyszedł na zewnątrz, stał i patrzył na niebo. Czuł się źle, nie miał zapału do pracy, do życia.
-Adam, bierzemy Panią do szpitala na badania. -powiedzial wychodząc z noszami.
-Co z doktorem? Martwię się o niego...Źle wygląda, przydałby mu się  urlop...-powiedział zmartwiony Adam.
Ruszyli do szpitala, w milczeniu jechali w karetce. Wiktor usiadł na ławce, wyciagal z kieszeni zdjęcie Marty i patrzył na nie, a ratownicy poszli na Izbę przyjęć, wyszli i zobaczyli siedzącego na ławce Wiktora.
Z drugiej karetki wysiadla  dr Anna, podeszła do ratowników i zmartwiona stanem Wiktora zapytala.
-Piotrek, jak on się trzyma?-zapytała poważnie.
-Kiepsko, jak Pani widzi...-powiedział załamany Piotr.
-Doktorze, proszę iść do domu, ja skończyłam dyżur zastapie Pana, dam panu urlop....Dwa tygodnie. -powiedziała nachylajac się nad nim.
-Ma Pani rację! Idę się przebrać i idę do domu-wstał z ławki i poszedł do szatni, przebral się i zostawił na stoliku szefowej kartkę. "Dziękuję Pani za wyrozumiałość" Wiktor Banach. Poszedł do domu, szedł uliczkami mijając znajome mu budynki, czuł taką przeszywająca pustkę, jego serce pekalo z tęsknoty i bólu. Wszedl do domu, dzieci przyszły się z nim przywitać, a za nimi Gośka.
-Już jesteś? -zapytala zdziwiona
-Tak...Dr Anna dała mi urlop.-powiedział wchodząc do kuchni.
-Musisz odpocząć....-powiedziała patrząc na niego.
-Gosia, ja myśli nie mogę oderwać od kiedy stał się ten wypadek....-powiedział.
-To nie Twoja wina! Masz dla kogo żyć! Masz dzieci. Wspaniałe dzieci!-powiedziala przytulajac go mocno, tak właśnie to było mu potrzebne! Niby to tylko przytulnie i nawet nie trzeba nic mówić tylko być i przytulić. Taki gest potrafi dużo pomóc....
-Wiktor może zostanę dziś z Wami?-zapyta patrząc na niego.
-Jeśli możesz to byłoby dobrze-powiedział lekko się uśmiechając.
-Zrobię obiad-powiedziała.
-A ja Ci pomogę!-powiedział i trochę się lepiej poczuł.

piątek, 4 grudnia 2015

Podziękowania :)

Kochani Czytelnicy mojego bloga ! :)

Pragnę Wam bardzo serdecznie podziękować za wszystkie komentarze ! :) Wasza opinia jest dla mnie bardzo ważna i cenna !  Postaram się w najbliższych dniach napisać i wrzucić nowe opowiadanie ! :)

Trzymajcie się ciepło ! :) 


wtorek, 17 listopada 2015

Opowiadanie 60 :)

"Nie ja?A kto?"

*dzień później

Wiktor wszedł do Kościoła,14 wybiła i uroczystość pogrzebowa rozpoczęła się. Kościół był zapelniony. Po Mszy Wiktor wraz z dziećmi i siostrą Marty poszli na cmentarz. Wszyscy składali kondolencje Wiktorowi i siostrze zmarłej lekarki.
-Ta smutna atmosfera mnie wykańcza!-powiedzial Wiktor ocierajac lze.
-Mnie też. Dzieci są niespokojne, trzeba będzie pomodlić się nad grobem i iść z dziećmi. -powiedziała Gosia.
-Masz rację!-powiedział i odmówił modlitwę. Gosia wzięła Maję, a Wiktor Filipa i poszli.
-Ja Was odwioze i zostanę z wami.-powiedziała i wzięła klucze od Wiktora.
-Muszę dziś pojechać do stacji. Dziś jest ogłoszenie wyników na szefa stacji. -powiedział wsiadajac do auta.
-Zostanę z dziećmi-powiedziała lekko się uśmiechając.
-Dziękuję, postaram się wrócić jak najszybciej.-powiedział patrząc na Malgosie.
-Podwioze Cię do pracy, a później pojadę do Ciebie z dziecmi-powiedziala ruszając z miejsca.
-Dobry pomysł, dziękuję-powiedział i popatrzył na kobietę. 20 minut później byli już pod stacją. Wiktor wysiada i kieruje się do stacji. W środku czekają wszyscy ratownicy wraz z Wichura.
-Dzień dobry! Panie doktorze, niestety Pan nie zostanie nowym szefem....
-Jak to?!-wtrącił Strzelecki zdenerwowanym tonem.
-Nie ja?A kto?-zapytał i czekał na odpowiedź.
-Ta Pani....Doktor Anna Reiter-wskazał na wchodząca kobietę, kobieta rzuciła wzrokiem po pomieszczeniu i ratownikach, jej wzrok zatrzymał się na Wiktorze.
-Gratuluję Pani!-powiedział Wiktor, ruszając w stronę wyjścia.
-Doktorze....-powiedziała lekarka patrząc na lekarza.
-Spieszę się do dzieci....Oni na mnie czekają....-powiedział wychodząc.
-Muszę coś z panem załatwić....Proszę zaczekać....-powiedziala do niego.
-Dziś nie mam głowy....Tak się składa, że moja żona....-powiedział i wyszedł.
-Co jego żona?-zapytala Anna patrząc na Piotra.
-Zmarła, a on został sam z trójką dzieci....Będzie teraz potrzebował czasu....-powiedział Piotr.
-O matko, nie miałam pojęcia....Biedny facet....-powiedziała wspolczujacym głosem.
-Mamy wezwanie! Jedzie Pani z nami?-zapytał.
-Tak jestem gotowa!-powiedziala i pobiegł do karetki.
Wiktor poszedł szybko do domu, było mu przykro, że nie zdobył tego stanowiska...Wszedł do mieszkania, ściągnął płaszcz, poszedł do kuchni, usiadł na krześle, do kuchni weszła Gosia.
-Świętujemy?-zapytala z uśmiechem.
-Nie....Nie jestem nowym szefem....Mamy nową szefową....-powiedział Wiktor.
-Co? Ale Ty jesteś najlepszy....-powiedziala Małgosia.
-Jak widać nie....-westchnął.
-Nie mów tak!Jesteś świetny!-powiedzia kobieta.
-Cholera telefon....-wyciągnął telefon i odebrał.
-Doktorze...Tu Piotrek...Mamy pacjenta z atakiem epilepsji i Nie działają żadne leki....-powiedział ratownik.
-Podajcie mu dwa zastrzyki-powiedział lekarz.
-Wraca! Atak ustępuje -powiedzial Piotr
-Udalo się!-powiedział do Gosi, uśmiechnął się.
-Dziękujemy doktorze!-powiedziala dr Anna.
-Nie ma za co-odpowiedział.
-Tata!-do kuchni weszła Maja z Filipem, dzieci przytulily się do niego.
-Kocham Was, moje skarby-powiedział do dzieci i ich pocalowal i przytulil do siebie.
-Chodź do cioci Maja-powiedziala Gosia biorąc na ręce dziewczynkę.
-Gdzie Zosia?-zapytal po chwili.
-Wyszła do koleżanki, ma wrócić o 19-powiedziała Gosia.
-Dobrze, a Ty nie spieszysz się do Bartka?-zapytal patrząc na nią.
-Nie....Znalazł sobie inną....-powiedziala smutna.
-Przykro mi....-powiedzial.
-Daj spokój, nie szanował mnie....-powiedziala smutna.
-Ja Cię za to szanuję-uśmiechnął się.
-Wiem....Dziękuję!-kobieta podeszła do niego i pocalowala go w policzek, on popatrzył na nią i wyobrazil sobie jakby na miejscu Gosi stała Marta...Mężczyzna zbliżył się i delikatnie pocalowal ją w usta. Kobieta odwzajemnila pocałunek.
-Co ja robię!-powiedział i się oddalił.
-Przepraszam....-powiedziala i wyszła z domu.

środa, 11 listopada 2015

Opowiadanie 59 :)

"Podwójna strata"

*Dzień później


Dziś Wiktor przyszedł do kaplicy, klęknąl i zaczął odmawiać różaniec.
-Nie rozumiem, dlaczego straciłem znowu drugi raz moją kochaną żonę....Co ja teraz zrobię bez niej, jak poradzę sobie z dziećmi. Nie wiem czy dam radę.... -powiedział wznosząc oczy do góry....Popatrzył na trumne
-Marta dlaczego odeszlas.....?!-mówił cicho
Do kaplicy wszedł Piotr z Martyna, usiedli obok Wiktora.
-Nie dam rady sam bez niej....-powiedział płacząc.
-Doktorze pomożemy panu.-powiedział Piotr dotykając jego ramienia.
-Dziękuję-odpowiedział i wstał.
-Gdzie Pan idzie?-zapytala Martyna.
-Muszę stąd wyjść, nie dam rady...-powiedział i wyszedł powoli.
Przed kaplicą spotkał wielu znajomych, nie chciał z nikim rozmawiać. Poszedł do samochodu, wsiadł i ruszył powoli. Dojechał do najbliższego skrzyżowania, miał czerwone i poczekal na zmianę świateł, czuł w sobie ogromny żal, nie rozumiał dlaczego drugi raz musiał stracić kogoś kogo tak bardzo kocha....Po chwili pojechał dalej, nagle z drogi podporządkowanej wyjechala jakas kobieta.
-Jak Pani jeździ! Kto dał Pani prawo jazdy?!-krzyknął wysiadajac z auta.
-Przepraszam....Zamyslilam się....-powiedziala zawstydzona i speszona swoim zachowaniem.
-Mogła Pani spowodować wypadek! -powiedzial nieco zdenerwowanym głosem.
-Wiem....Przepraszam! Na pewno bym nie zostawiła nikogo bez pomocy....-powiedziała blondynka.
-Mam ważniejsze sprawy na głowie niż pani nieuwaga....-powiedział wsiadajac i odjezdzajac w kierunku centrum.
Warszawa była dziś wyjątkowo pusta. Wiktor przyjechał do pracy by zabrać potrzebne mu dokumenty do aplikowania na stanowisko dyrektora stacji.
-Na długo Pan przyjechał?-zapytał Adam wychodząc z drugiego pokoju.
-Nie tylko po dokumenty....Muszę zebrać je  i dac Wichurze....-powiedział wzdychajac.
-Mam....Jadę do dzieci....Nie mogę ich teraz zostawiać w końcu zostały bez matki....
-Doktorze....Przyszły badania z sekcji zwłok Marty....Proszę spojrzeć....-powiedział Piotrek podając mu dokementy.
Wiktor wziął do ręki badania i doznał w tej chwili ogromnego szoku....
-O matko! Marta była w 2 miesiącu ciąży.....Nic mi nie mówiła....To boli podwójnie, bo straciłem ją i dziecko nasze....-powiedział spadając na krzeslo.
-Doktorze....Nie wiem co powiedzieć....-powiedzial cicho Piotr.
-Mamy wezwanie....-powiedział Adam.
-Ja też wychodzę do domu, muszę zmienić siostrę Marty.-powiedział Wiktor biorąc z biurka dokumenty.
-Odwiedzimy Pana dziś z Martyna i Szymkiem.-powiedzial Piotrek wychodząc z budynku.
Wiktor pojechał do domu, wszedł do mieszkania, przywitał się z Małgosia.
-Wiktor tu masz obiad. Dzieci śpią, a ja muszę wracać do Bartka, czeka na mnie. -powiedziała zakładając płaszcz.
-Dziękuję Ci za pomoc nie wiem co bym bez Ciebie i reszty zrobił...Jest ciężko, ale z Wami trochę lżej-powiedział i przytulil się do Gosi.
-Wiktor, nie ma sprawy. Marta by na pewno chciała, żebyś żył jakoś dalej....-powiedzia smutna Gośka.
-Jeszcze jest mi podwójnie trudno....Dowiedziałem się, że nie straciłem tylko żonę, ale jeszcze dziecko....-powiedział i uronil łze.
-O.....Matko....Jaki szok....Nic mi nie mówiła....Może nie wiedziała....-powiedziala i plakala.
-Gosia....Jutro pogrzeb....O 14...-powiedział ze łzami w oczach.
-Wiem....Przyjadę po Was.-powiedziala,  pocalowala Wiktora w policzek i wyszla. Wiktor usiadl na krzesle, wyciągnął zdjęcia i oglądał wspólne zdjęcia....

sobota, 31 października 2015

Opowiadanie 58 :)

"Tylko nie to!"

Wiktor i Marta jak co dzień rano ruszyli w drogę do pracy. Rozmawiali, była duża mgła, a do tego jezdnia była śliska, pokryta lodem.
-Wiktor ostrożnie-powiedziała Marta patrząc na Wiktora.
-Dobrze, jadę wolnej-powiedział i uważnie spogladal na drogę. Nagle auto z przeciwnego pasa zjechało na ich pas co spowodowało gwałtowne hamowanie, Wiktor ostro zahamowal, Marta uderzyła głową o szybę, straciła przytomność. Wiktor szybko wysiadl, zdenerwowany pobiegł do Marty, otworzył drzwi i ostrożnie wyciągnął ją z samochodu i ułożył na podłożu. Sprawdził oddech.
-Niech się Pani tak nie patrzy! Proszę dzwonić na pogotowie!Ja wykonam RKO, moja żona nie oddycha!-krzyknął zdesperowanym głosem.
-Już dzwonię!-powiedziała wybierając 112.
-Nadal nie oddycha! Gdzie ta karetka!-powiedział zdenerwowany wykonując cały czas resuscytacje.
-Doktorze, co tu się stało? -zapytał Adam.
-Wypadek!Ratujcie ją!Nie mogę stracić drugi raz swojej żony!!-powiedział patrząc na Piotra.
-Ocena rytmu....Brak....Defibrylacja!-krzyknął Piotr.
-Jest....Bierzemy ją! -powiedział Adam.
Karetka szybko ruszyła, Piotrek włączył sygnał.
-Jaki korek-powiedział otwierając usta ze zdziwienia.
-Piotrek znowu nam się zatrzymała!-krzyknął Adam. Piotr skręcił w boczną uliczkę, Adam podjął reanimacje.
-Marta! Wracaj do nas!-mówił szybko.
Piotrek dojechał do szpitala, wyskoczył z karetki i przejął noszę z drugiej strony.
-Doktorze!Dwa razy nam się  zatrzymala! Nie wiem czy przeżyje...-powiedział Piotrek szybko.
-Zrobimy jej RTG na stole!-powiedział Sambor.
Wiktor dotarł do szpitala. W środku było mnóstwo ludzi, spotkał znajomą pielęgniarkę.
-Co z Martą? -zapytał kobietę.
-Nie wiem....Chyba jest na bloku.-rzuciła szybko.
-Jaki tu krwotok....-Tamuj Wiki!-krzyknął.
-Nie da się go opanować.... -powiedziała Wiki.
-Zatrzymanie akcji serca!-rozpoczął reanimacje. Wykonywał ją dłużej niż przewidywaly przepisy.
-Nie żyje!....-powiedziała Wiktoria.
-Co ja powiem Wiktorowi....On się załamie chyba....-powiedział Michał.
Lekarz wyszedł z sali.
-Wiktor....Marta Nie żyje....-powiedział patrząc na Wiktora.
-Żartujesz?! Nie....Tylko Nie to.....-powiedział opadajac na krzesło....

niedziela, 4 października 2015

Opowiadanie 57 :)

"Poważnie kocham Cię"
*Godzinę później
Martyna z Malwina weszły do mieszkania dziewczyny, która nie mogła oddychać. Martyna wezwała pogotowie, otworzyła okno i podeszła do dziewczyny.
-Oddychaj! Magda słyszysz mnie?!-zapytala Martyna.
-Nie....Mogę złapać tchu....-powiedziala slabym glosem.
-Patrz na mnie! Słuchaj, wezwalam pogotowie, musisz jechać do szpitala. Twoje życie jest zagrożone...-powiedziała Martyna patrząc na dziewczynę i siostrę.
-Nie tylko moje życie....-powiedziała cicho.
-Jesteś w ciąży? -zapytała ratowniczka.
-Tak jestem w 3 miesiącu....-powiedziała Magda.
Do mieszkania weszli ratownicy, Wiktor wziął tlen i założył maskę tlenową.
-Nie podawajcie jej leków....Jest w ciąży! Zbadajcie też dziecko. -powiedziala zabierając stetoskop.
-Dzięki Martynka!-powiedział Adam i uśmiechnął się.
-Nie ma sprawy-uśmiechnęła się.
-Chodź do mnie na kawę! Odwiedzasz Kingę -powiedziała Malwina.
Martyna z siostrą poszły do mieszkania, usiadła przy stole. Do kuchni weszła Kasia koleżanka Malwiny.
-Hej, Kinga śpi, a ja muszę już lecieć do pracy. -powiedziala Kasia.
-Dziękuję Ci, że z nią zostalas Kasiu.-powiedziala Malwina uśmiechając się.
-Żaden problem!-przyjemność!-uśmiechnęła się, ubrala kurtkę i wyszła.
-Opowiadaj Martynka co u Was?-zapytala ciekawa Malwina.
-Dobrze, dobrze, tylko pracy mi trochę brakuje....Zajmuje się małym i czas szybko mija, Piotrek pomaga mi chociaż ostatnio jest bardzo zmęczony po pracy, więc wszystko spada na mnie....-powiedziala patrząc na siostrę.
-A ja teraz odżylam dzięki Kindze-powiedziała siostra do Martyny, uśmiechnęła się.

*Tydzień później
Marta poszła na zakupy, weszła do swojego ulubionego sklepu, nagle w całej galerii zgasło światło i nastala ciemność. Kobieta stanęła jak wryta i trochę się przestaszyla. Chciala powoli wyjść ze sklepu i powoli poszla do schodów ruchomych, zeszła na dół i poszła w stronę drzwi, otworzyła je i wyszła.
-Marta!-uslyszala znajomy głos.
-Karol!-odwróciła się i lekko się uśmiechnęła.
-Znowu się spotykamy....To przeznaczenie!-powiedział blondyn i uśmiechnął się do niej.
-Taaa wielkie przeznaczenie  I miłość Forever-uśmiechnęła się.
-Marta....Poważnie Kocham Cię!!! Zrozum.
Mężczyzna całuje Martę, a wszystko widzi stojący po drugiej stronie ulicy Wiktor.....

Ciąg dalszy nastąpi.....Zawieszam bloga na jakiś czas! Powód? Brak weny, pomysłów....
Kto będzie tęsknił?

piątek, 2 października 2015

Książka O miłości i nie tylko :)

Jeżeli nie możecie doczekać się nowego opowiadania, a chcielibyście coś przeczytać to zapraszam do przeczytania i pozostawienia swojej opinii !! ;)

Zapraszam serdecznie ! Życzę dobrej nocy ! :)
http://w.tt/1PTgoe7

czwartek, 17 września 2015

Opowiadanie 56 :)

*Tego samego dnia
Marta zamilkla i siedziala nieruchomo na ławce, patrzyła na pamiętne zdjęcie.
-Karol..... Nie sądziłam, że masz to zdjęcie.... -powiedziała Marta patrząc na blondyna.
-Mam, zawsze mam je przy sobie....-powiedział do niej.
-Nie wiem co mam Ci powiedzieć...-powiedziała kobieta.
-Marta ja....-powiedzial aktor.
-Karol, chyba wiem co chcesz mi powiedzieć.... -mówiła powoli do chłopaka.
-Stara miłość nie rdzewieje....Zakochałem się w Tobie na nowo....-powiedział i popatrzył na nią poważnie.
-Karol....Ja....Mam już męża....Dzieci.... -powiedziała zaskoczona Marta.
--Marta, jest mi z tym ciężko....-powiedział lapiąc ją za rękę.
-Przepraszam, ale muszę iść...-powiedziala wstajac z lawki i idąc powoli.
Marta poszła do domu, a Karol siedział na ławce. Szybko szła i po jakiś 5 minutach doszła do domu, weszła, przywitała się ze wszystkimi i usiadła na krześle, spuściła głowę w dół i zamilkla.
-Marta, co się stało?-zapytał Wiktor siadajac na krześle obok, objął ją za ramię.
-Karol....Nie mam sily....-powiedziala lekarka podnosząc głowę do góry.
-Coś mu jest? -zapytał Wiktor.
-Jest....No tak jakby jest....Powiedzial, że mnie nadal kocha, ale ja go nie kocham!-powiedziala kobieta przytulajac się do męża
-Martus, będzie dobrze! -powiedział i mocno ją przytulil.
-Mam nadzieję!-powiedziala uśmiechając się do męża.
-Chodź pojdziemy pobawić się z dziećmi-powiedział Wiktor do Marty i poszli do dzieci.

*Tydzień później
Martyna usiadła na łóżku, trzymała na rękach Szymka-takie imię wybrali dla synka wspólnie z Piotrkiem.
-Moje Słońce-powiedziała uśmiechając się do synka, karmiła go, przewinęla synka, później włożyła go do wózka, lekko kolysala wózkiem, a chłopiec szybko zasnął. Siedziała i odpoczywala, do domu po cichu wszedł Piotrek, podszedł do niej i pocalowal ją na przywitanie.
-Hej Skarbie, jak nasz synek? -zapytał.
-Dobrze, teraz śpi, a ja odpoczywam. -uśmiechnęła się lekko.
-Odpoczywaj! Ja idę zrobić obiad-powiedział Piotrek i wszedł do kuchni. Szybko przygotował obiad, wszedł do salonu z talerzem risotto, podał talerz Martynie, uśmiechnęła się i wzięła talerz, usiedli przy stoliku i zaczęli jeść obiad, panującą ciszę przerwał dźwięk dzwonka, Martyna poszła otworzyć drzwi.
-Martyna musisz mi pomóc-usłyszała od Malwiny.
-Co się stało?-zapytała młoda ratownicza.
-Moja sąsiadka, jest bardzo chora i nie chce, żeby wezwać pogotowie. -opowiedziała Malwina.
-Poczekaj ubiore się i jedziemy do Ciebie!-powiedziala i poszla ubrac kurtkę i buty.
-Piotrek, zostań z Szymkiem, ja muszę jechać z Malwina pomóc jej sąsiadce-powiedziala pospiesznie.
Zabrała kluczyki i wyszła.
-Co jej jest ?-zapytala siostry.
-Nie może oddychać, jest słaba....Ma dopiero 20 lat!-powiedziala patrząc na siostrę.
-Dobra jedziemy do niej!-powiedziala Martyna i wsiadly do samochodu.

niedziela, 23 sierpnia 2015

Opowiadanie 55 :)

Opowiadanie 55

„Jesteś naj pod każdym względem”
 


*Dwa miesiące później

Martyna była już w szpitalu, od kilku dni, miała już skurcze, ale jeszcze nie tak silne, patrzyła w okno był szary listopadowy dzień, do sali  wszedł dr Wójcik, podszedł do młodej ratowniczki, usiadł na krześle.
-Martyna jak się czujesz?- zapytał lekarz.
-Dziękuję dobrze, ale chciałabym już urodzić…- powiedziała i uśmiechnęła się.
-Spokojnie, masz już skurcze, myślę, że poród zacznie się już niedługo…- poklepał ją po ramieniu.
-Aaaaa, doktorze, jaki mocny skurcz, następny….- powiedziała zwijając się z bólu.
-Położna! – krzyknął lekarz, a kobieta szybko przybiegła.
-Jak będę rodziła kilka godzin, to nie wiem czy to wytrzymam…- powiedziała Martyna, oddychała bardzo głęboko.
-Martyna dajesz jeszcze trochę, bo widzę już główkę- powiedział dr Wójcik.
-Nie mogę już doktorze….Bardzo boli....- powiedziała młoda kobieta.
-Jeszcze troszkę…- powiedział lekarz, kobieta mocno prze, ostatkiem sił.
-Mam! Śliczny chłopiec!- powiedział lekarz patrząc na zmęczoną i spoconą Martynę.
-Mogę go zobaczyć?- zapytała zmęczonym głosem, lekarz podszedł do niej i położył na jej rękach małego chłopca. Martyna uśmiechnęła się do synka, po chwili przytuliła go i pocałowała w czółko, czekała na tę chwilę całe 9 miesięcy i w końcu się doczekała. Lekarz z położną zabrali dziecko na badania, a Martyna dostała zalecenie odpoczywać.
Piotrek po skończonym dyżurze udał się oczywiście do szpitala, wszedł do sali Martyny i usiadł na krześle, Martyna spała, ale kiedy usłyszała kroki obudziła się, przywitała Piotra uśmiechem.
-Hej Kochanie, już urodziłam jakieś dwie godziny temu- powiedziała uśmiechając się do męża.
-Już? Czemu nie dzwoniłaś?- zapytał lekko zawiedzionym głosem.
-Kochanie, ja siły nie miałam, ani o tym nie myślałam, bo skurcze były bardzo mocno i raz dwa urodziłam- uśmiechnęła się.
-Moja dzielna Martynka- pocałował ją w czoło.
-Dzielna, piękna i w ogóle- uśmiechnęła się.
-Jasne, jesteś naj pod każdym względem!- powiedział i uścisnął jej dłoń.
-Ja myślę- uśmiechnęła się, a do pomieszczenia wezła pielęgniarka z synkiem Martyny i Piotra, Piotrek zerwał się na równe nogi z wrażenia, podszedł do pielęgniarki i wziął po raz pierwszy synka na ręce.
-Musimy wybrać dla niego imię…- powiedziała Martyna patrząc na Piotra i synka.
-Wybierzemy spokojnie, a może jakieś zwykłe?- zapytał Piotr.
-Też tak myślę, tylko musimy wymyślić jakie- powiedziała i zamyśliła się, do sali weszła Marta, podeszła do świeżo upieczonych rodziców i powiedziała:
-Już dobiegły mnie słuchy, że urodziłaś pięknego chłopca!- powiedziała i podeszła do Martyny, przytuliła ją i pogratulowała zarówno jej jak i Piotrowi.
-Pani doktor, ktoś Panią szuka- powiedziała pielęgniarka do lekarki.
-Jak zawsze, ani chwili spokoju, muszę już iść…- powiedziała i wyszła. Poszła pośpiesznie na Izbę, jednak na jej drodze stanął jej dawny znajomy- Karol.
-Karol, co Ty tu robisz?- zapytała zdziwiona.
-Przyszedłem….bo chciałem Cię zobaczyć…- powiedział młody aktor uśmiechając się.
-A jak Ania?- zapytała ciekawa.
-Gra już w spektaklach, wszystko jest w jak najlepszym porządku- powiedział i się uśmiechnął.
-To się cieszę- uśmiechnęła sę lekko.
-Mieliśmy się umówić na kawę….- powiedział blondyn uśmiechając się.
-Wiem, ale ostatnio jestem zawalona pracą, a później dom dzieci…- powiedziała poważnie.
-To dziś po pracy zabieram Cię na kawę!- powiedział stanowczym tonem, podszedł bliżej i spojrzał na Martę, a na jej policzku pojawił się lekki rumieniec.
-Muszę iść na izbę- powiedziała i poszła.
-O której  mam być?- zapytał.
-O 15 kończę dyżur- powiedziałą i weszła do pomieszczenia.
Była godzina 14, mężczyzna postanowił poczekać na lekarkę, siedział na korytarzu, godzina szybko minęła, Mata przebrała się i podeszła do Karola.
-Idziemy?- zapytała go.
-Jasne, chodźmy- mężczyzna wstał, kiedy doszli do drzwi otworzył je, wyszli i poszli w stronę pobliskiego parku, przeszli alejkami, usiedli na jednej z ławek.
-Marta, wiele razy zastanawiałem się dlaczego z nas zrezygnowałaś?....- popatrzył na Martę poważnie i zapytał.
-Ja nie chciałam z nas rezygnować, ale Ty wyjechałeś do Krakowa, a ja tu zostałam, a  później to jakoś tak czas szybko minął, studia, praca….Małżeństwo i dzieci…- powiedziała, a w jej oku zakręciła się łza.
-Brakowało mi Ciebie i….brakuje nadal….Marta, nawet nie wiesz jak się ucieszyłem, kiedy znowu Cię zobaczyłem- powiedział i popatrzył na nią.
-Karol, ale ja mam teraz już męża, dzieci…Jestem szczęśliwa- powiedziała patrząc na niego.
-Pamiętasz to zdjęce?-pokazał jej ich wspólne zdjęcie, on na tym zdjęciu prztulał i całował Martę.
-Masz je jeszcze?- zapytała zdziwiona.
-Zawsze nosze je przy  sobie….- powiedział aktor….
       


niedziela, 16 sierpnia 2015

W oczekiwaniu na nowe Opowiadanie.....

W oczekuwaniu na nowe Opowiadanie.....Chciałabym zaprosić Was do przeczytania pewnej książki ;) Co prawda nie jest związana z serialem, historia myślę, że ciekawa :) Jeśli Wam się spodoba to bardzo proszę o zostawienie komentarza na blogu :)

Przeczytacie ? :)
Powinieneś przeczytać " "Bez odpowiedzi na miłość" " na Wattpad. http://w.tt/1NjTWLV

piątek, 7 sierpnia 2015

Opowiadanie 54 :)

Opowiadanie 54

„Ty za to wypiękniałaś!”


*Tego samego dnia wieczór godzina 20
Było już późno, Marta szybko przebrała się, zabrałą toebkę i przeszłą szybkim krokiem przez cały korytarz, jednak przed drzwiami zatrzymał ją jej przyjaciel- Karol, kunmpel z ogólniaka.
-Marta, zaczekaj, możemy chwilkę pogadać?- zapytał z uśmiechem.
-Trochę się śpieszę do domu, do męża i dzieci…- powiedziała patrząc na młodego aktora, lekko się uśmiechnęła.
-Masz męża? I dzieci? Dawno wzięłaś ślub? Dlaczego  nie poszłaś do szkoły teatralnej, mieliśmy razem studiować…?- zasypał ją mnóstwem pytań, chciał wszystko wiedzieć, był bardzo ciekawy, bo w liceum byli parą, ale później wszystko się skomplikowało.
-Powoli, po kolei….Chodź odprowadzisz mnie i pogadamy- zaproponowała, a mężczyzna otworzył jej drzwi. Wyszli na zewnątrz. Był chłodny wrześniowy wieczór.
Poszli ulicą, Marta popatrzyła na Karola i zaczęła mówić:
Mam męża, od dwóch lat i bliźniaki chłopca i dziewczynkę Filipa i Maję i jeszcze mam przybraną córkę Zosię, jest kochana. Mój mąż jest lekarzem, pracuje w pogotowiu. Dlaczego nie poszłam na aktorstwo….?Odpowiedź jest prosta, nie dostałąm się, nie byłam aż tak zdolna….Za to Ty tak…Ja pisałam odwołanie, ale nic z tego, później postanowiłam, że chcę pomagać ludziom i poszłam na medycynę, jestem anastezjologiem i teraz nie dawn skończyłam specjalizacje  z medycyny ratunkowej i mam pół etatu w szpitalu, a pół w LPR.- powiedziała w skrócie.
-A Ty masz żonę?- zapytała ciekawa.
-Nie, nie mam…- powiedział lekko zawstydzony.
-Dawno Cię nie widziałam, ale nic się nie zmieniłeś, dalej tak samo wyglądasz, masz taki sam charakter…- powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie.
-Ty za to wypiękniałaś!- powiedział i uśmiechnął się serdecznie.
-Taaaa, na pewno…Daj spokój….- zarumieniła się lekko.
-Serio- powiedział radośnie.
-Jesteśmy już pod moim domem, muszę już iśc dzieci czekają i Wiktor- powiedziała i przytuliła go na pożegnanie.
-Dobrze, rozumiem, a możemy się kiedyś spotkać?- zapytał z nadzieją, czuł jakiś sentyment do dawnej miłości.
-Jasne, zadzwoń, proszę- powiedziała i z torebki wyciągnęła swoją wizytówkę, podała mu do ręki, ich dłonie spotkały się, wymienili się spojrzeniami, poczuli się jak przed kilkoma laty…
-To do zobaczenia, powiedziała i poszła schodami do góry
-Do zobaczenia- powiedział uśmiechając się.
Marta weszła do domu, Wiktor przywitał się z nią, usiadła na krześle, opatrzyła się na ścianę, a w jej głowie miliony myśli kłębiły się, nie wiedziała co myśleć, wstała i poszła do łazienki, stojąc przed lustrem popłakała się…

*Miesiąc później
      
Martyna czuła się dobrze, ale chciała już bardzo urodzić, siedziała na kanapie i czytałą książkę, do domu wszedł Piotr, przyszedł przywitał Martynę całusem w policzek.
-Cześć Kochanie, co robisz?- zapytał zaciekawiony.
-Czytam książkę, ale nudzi mnie już- kobieta odrzuciła książkę na stolik.
-Przyniosłem zakupy, zrobię obiad powiedział i się uśmiechnął.
-Super, pomogłabym Ci, ale nie dam rady chodzić za bardzo…- powiedział patrząc na ratownika.
-Martyna, poradzę sobie, Ty odpoczywaj!- powiedział całując ją w policzek.
-Dziękuję!- uśmiechnęła się.
Wyciągnęła telefon i zadzwoniła do Malwiny, po chwili rozmowy z siostrą ucieszyła się, kobieta miałą przyjść do nich w odwiedziny…  


niedziela, 2 sierpnia 2015

Opowiadanie 53 :)

"Karol, to Ty?!"

*Trzy miesiące później
Martyna była już w szóstym miesiącu ciąży. Przytyla już trochę, dziś postanowiła odwiedzić siostrę, która była w szpitalu, ponieważ termin porodu był już blisko. Weszła do jej sali, przyniosła w siatce owoce i potrzebne rzeczy dla siostry. Malwina przywitała ją uśmiechem. Do sali wszedł Piotrek. Podszedl do Martyny i zapytał równocześnie z Martyna.
-Jak się czujesz? -zapytali.
-A w miarę dobrze. Tylko mam już silne skurcze- powiedziała kobieta.
Piotrek objął Martyne. Piotr musiał wyjść. A Martyna posiedziała u siostry i też wyszła. Poszła do domu i położyła się. Do mieszkania wszedł cicho Piotrek. Zajrzał do pokoju i wszedł, żeby przykryć żonę kocem. Usiadł w kuchni na krześle. Poczuł wibracje telefonu z kieszeni. Szybkim ruchem wyciągnął telefon i odebrał.
-Cześć Piotrek, nie mogłam dodzwonić się do Martyny....Chciałam powiedzieć, że urodziłam pół godziny temu.-powiedziala szczęśliwa.
-Martyna śpi i pewnie ma wyciszony telefon.....Przekażę jej, gratulujemy-uśmiechnął się do słuchawki.
-Przyjedziecie do nas?-zapytała.
-Przyjedziemy jak Martyna wstanie-powiedzial Piotrek.
-Jasne, będę czekać-powiedziala i się rozlaczyla.
Po 2 godzinach Martyna obudziła się, weszła do kuchni i przywitała się z mężem
-Nie wiesz co z Malwina?- zapytała.
-Urodziła. Pojedziemy do niej zaraz.
-Chodź Piotrek-kobieta pociągnęła go za rękę. Piotr złapał do ręki klucze do samochodu i wyszli. Ratownik otworzył drzwi samochodu Martynie. Wsiadł i ruszył.
-Martyna pasy-powiedzial do niej Strzelecki.
-No już zapinam. Wrzuć na luz-powiedziala i usmiechnela się
-Dobra, dobra....-powiedzial patrząc na drogę.
Po 10 minutach dojechali na miejsce  Martyna wysiadla, a Piotrek zamknął samochód i podszedł do niej.
-To co idziemy, nie?-zapytała go.
-Idziemy-odrzekł.
Weszli razem do szpitala i poszli do sali Malwiny.
-Cześć siostrzyczko , jak sie czujesz?-zapytała Martyna siadajac na krześle obok łóżka Malwiny
-Teraz już lepiej. Poród był męczący, ale dobrze, że mała jest zdrowa i taka śliczna oczy ma po Adrianie, a nos po mnie-powiedziala zadowolona.
-Cieszę się Kochana-powiedziala z uśmiechem Martyna.
Do sali weszła pielęgniarka, przyniosła córkę Malwiny do karmienia. Malwina uśmiechnęła się do siostry i szwagra. Martyna zerknela na dziewczynkę, zobaczyła podobieństwo małej do siostry.
-Jest podobna do Ciebie i taka śliczna-powiedziała do kobiety.
-Martynka, a jak Ty się czujesz?-zapytała siostrę.
-Ja dobrze, dobrze. Tylko nudzi mi się już za pracą. Chętnie pobiegalabym z tymi wszystkimi rzeczami-powiedziała patrząc na siostrę i męża.
-Kochanie spokojnie, jutro przyniose Ci papiery do sprawdzenia-usmiechnal się do niej.
-Dzięki. Jak zawsze wiesz co powiedzieć papiery....-uśmiechnęła się i machnela ręką.
-Nie mogę się na nią napatrzec....-powiedziala Malwina.
-A jak będzie miała na imię?-zapytała.
-Kinga-kobieta uśmiechnęła się do dziewczynki.
-Ślicznie-usmiechneli się do Malwiny.
-Odpocznij, przyjadę jutro-powiedziała Martyna.
-Do jutra-powiedziala kobieta.
Piotrek i Martyna wyszli. Poszli do samochodu i pojechali do domu.

*Następny dzień
Marta przyszła do pracy  zgodnie z obietnicą poszła do swojej pacjentki, aby zdać jej relację ze spektaklu.
-Dzień dobry Pani Aniu. Spektakl był świetny! A jak się Pani czuję?- -zapytała Marta.
-Dziś już dobrze, tylko szkoda mi bardzo tego spektaklu....Długo nad nim pracowaliśmy....-powiedziala aktorka unosząc brwi do góry.
-Niech się Pani nie martwi! Szybko wróci Pani do zdrowia-zapewniła ją kobieta.
-Mam nadzieję! Aktorstwo to moje całe życie!-uśmiechnęła się do lekarki.
-Rozumiem-uśmiechnęła się lekko.
-Pani doktor, czy dziś będę mogła wrócić do domu? -zapytała młoda artystka.
-Tak, przepraszam muszę wracac do pracy-powiedziała Marta i wyszła.
-Przepraszam, szukam Ani tej aktorki. Nie wie Pani w której sali leży? -zapytał wysoki ciemny blondyn o niebieskich oczach.
-Sala nr 4-wskazała i uśmiechnęła się do niego.
-Marta?!-zapytał.
-Karol? To Ty? -zapytała zdziwiona.
-Tak! Dawno Cię nie widziałem! Co słychać?-zapytał młody aktor.
-Pracuję tu...

piątek, 17 lipca 2015

Opowiadanie 52 :)

"Jesteś kochany!"

Marta weszła do szpitala. Przerazila ją liczba osób w poczekalni. Zwłaszcza, że dziś nie czuła się najlepiej. Jednak musiala z tym sobie poradzić. Pacjentów przybywało. Godziny pracy jej się dluzyly niesamowicie. Po 8 godzinach była bardzo zmęczona. Poszła się przebrać i wyszła do domu. Kiedy doszła, przywitała się z Wiktorem i ucalowala dzieci.
-Źle się czuję....Przepraszam Muszę  iść się położyć....-powiedziala Marta. I poszła do pokoju.
-Idź jasne. Ja posiedze z dziecmi. -powiedział Wiktor.
Minęło kilka godzin, dzieci poszły spać, a Wiktor wszedł do sypialni. Położył się obok Marty. Kobieta zapytała zaspanym glosem:
-Dzieci śpią?- zapytała go.
-Tak śpią. Ty też śpij-powiedzial i pogladzil ją po wlosach.
-Kochany jesteś -powiedziała i wtulila się w jego ramiona. On ją pocałowal, a ona jego i zasnela.

*Następny dzień
-Cześć! Jak się dziś czuję moja piękna żona? -zapytał Wiktor patrząc na Martę, która przed chwilą się obudziła.
-A dziś dobrze.-powiedziala i się uśmiechnęła. Po chwili pocalowala Wiktora w policzek.
-Zrobiłem śniadanie. Chodź zjemy, bo jajecznica wystygnie!-powiedzial Wiktor.
-Kochany jesteś! Zaraz przyjdę, tylko się przebiore. Dziś Gosia przychodzi do naszych dzieci-powiedziała Marta wstajac z łóżka.
-To świetnie, bo mam dla Ciebie niespodziankę! -powiedział Wiktor i się uśmiechnął.
-Niespodziankę? Świetnie!-powiedziała kobieta i się uśmiechnęła.
-Dobra powiem Ci po dyżurze idzieny do teatru-powiedział Wiktor i pokazał dwa bilety na spektakl pt " Kobiety i ja".
-Ciekawy tytuł-zaśmiała sie lekko.
-Bardzo! Dlatego je kupiłem! Bardzo lubię teatr....-powiedział lekarz.
-To ubiore moją nową czarną sukienkę-powiedziala z radością kobieta.
-Spektakl jest o 19. Będę po Ciebie o 18-powiedział Wiktor. Poszli zjeść śniadanie. Wiktor i Marta razem wyszli do pracy. Szli rozmawiając. Rozeszli się pod szpitalem.
Marta szybko się przebrała, bo na Izbie czekała na nia pacjentka z rozcieta głową.
-Co się Pani stało?-zapytała lekarka.
-Spadlam ze sceny, byłam na próbie....Cholera miesiące prób pójdą w Las.....A dziś premiera! Na dodatek  ta głowa....-powiedziala zła kobieta.
-Proszę się  nie ruszać, muszę zszyc Pani tą głowę....-powiedziala lekarka i popatrzyla na nią. Kobieta była młoda na oko miała jakieś 26 lat, szatynka o niebieskich oczach i ładnej twarzy.
-Wie Pani miałam grać główną postać....-powiedziala zawiedziona młoda aktorka.
-Będzie dobrze. Nie będzie śladu. Jeszcze Pani zagra w niejednym spektaklu-zapewniła ją Marta i się uśmiechnęła.
-Dziękuję Pani doktor. Skoro ja nie będę na spektaklu to może Pani chciałaby go zobaczyć?-zapytała kobieta.
-Wie Pani chętnie, ale dziś już idę do teatru z mężem.-powiedziala lekarka szyjac jej głowę.
-A na jaką sztukę? -zapytala zaciekawiona kobieta.
-Na sztukę "Kobiety i ja"-odpowiedziała.
-To super! Właśnie to nasz spektakl!-powiedziala szatynka.
-Powiem Pani jak mi się podobał!-obiecała Marta.
-Ekstra!-powiedziała Ania.
Po dyżurze Marta wyszła na spektakl. Razem z Wiktorem, spektakl był super. Taki nowoczesny.

*Następny dzień
Martyna siedziała w domu. Odwiedziła ją jej siostra Malwina.
-Część siostrzyczko!-powiedziała Malwina witajac ją uśmiechem.
-Cześć Malwinko-powiedziała przytulajac siostrę.
-Jak się czujesz? Jesteś już w 6 miesiącu- powiedziala Martyna do siostry.
-Dobrze dziękuję. Tylko już mi trudno jest pracować, ale od następnego tygodnia przechodzę na zwolnienie-powiedziala Malwina.
-To dobrze Kochana-uśmiechnęła się Martyna.
-A Ty jak się masz?-zapytała Malwina.
-Dobrze. Będziemy mieli syna!-powiedziała radośnie Strzelecka.
-Świetnie! A ja będę miała córkę!-powiedziała zadowolona.
-Super nasze dzieci będą się razem bawić -ucieszyła się Martyna. Kobiety przegladaly swoje wspólne zdjęcia z dziecinstwa....

piątek, 10 lipca 2015

Opowiadanie 51 :)

Opowiadanie 51

„Dziękuję Martysiu”


*Dwa tygodnie później

Marta po roku przerwy wreszcie wróciła do pracy na Izbę Przyjęć, miała też kilka godzin w Lotniczym Pogotowiu Ratunkowym razem z przyjacielem. Już od samego rana drzwi Izby nie zamykały się prawie wcale, cały czas ktoś wchodził, wychodził, Marta miała pełne ręce roboty, musiała na nowo wpaść w rytm pracy, do sali wbiegła kobieta, była cała poobijana, krzyczała panicznie
-Pomóżcie mu, pomóżcie mu!- mówiła podniesionym głosem  kobieta i pokazywała na drogę blisko szpitala.
-Co się stało?- zapytała Marta.
-Mój narzeczony miał wypadek! Ratujcie go za dwa tygodnie mamy ślub!- młoda blondynka płakała i patrzyła na lekarkę.
-Spokojnie, już lecę zobaczyć co z nim- powiedziała lekarka i wybiegła na drogę.
Auto było praktycznie zgniecione, z samochodu dobiegał jęk chłopaka, Piotrek otworzył drzwi samochodu i ostrożnie wyciągnęli chłopaka ze środka, był bardzo poturbowany, lekarze nie dawali mu wielkich szans na przeżycie, ale był cień nadziei.
Chłopaka szybko zabrali na blok, miał zapalenie otrzewnej i liczne złamania, być może krwotok z narządów wewnętrznych.
Marta wyszła na korytarz, usiadła obok dziewczyny, poparzyła na nią, siedziała chwilkę w milczeniu.
-Co z moim narzeczonym?- zapytała ze łzami w oczach młoda kobieta.
-Jest w tej chwili operowany….Jego stan jest poważny….Nie wiadomo czy przeżyje, ale jest cień nadziei- powiedziała Marta smutnym głosem.
-Nie wiadomo czy przeżyje….Boże… Mówiłam, mu, żeby jeździł wolniej….- powiedziała blondynka zalewając się łzami.
-Jak będę coś wiedziała to od razu dam Pani znać, teraz muszę wracać do pracy, pacjenci czekają, przepraszam- powiedziała Marta wstając z krzesła i weszła na Izbę.
Po kilku godzinach operacji lekarze opuścili blok operacyjny, wszyscy byli zmęczeni, Marta spotkała Piotra i od razu zapytała:
-Co z tym chłopakiem?- zapytała lekarka, a w jej oku zakręciła się łza.
-Operacja się udała, ale chłopak jest bardzo poturbowany, jeśli przeżyje 48 godzin będzie żył- powiedział zmęczonym głosem Piotr, ocierając z czoła pot.
-Dzięki, powiem jego narzeczonej, ona musi wiedzieć- kobieta uniosła oczy ku górze, westchnęła i poszła odszukać narzeczoną operowanego chłopaka.
-Pani chłopak, jest już po operacji, operacja się udała, ale jest w ciężkim stanie. Jeżeli przeżyje 48 godzin to będzie żył- powiedziała smutna Marta.
-Dziękuję za wiadomości, nie są one najlepsze, ale dziękuję Pani za szczerość- powiedziała blondynka, ocierając łzę płynącą po policzku.
Tak minęły jeszcze dwie godziny i Marta mogła wreszcie iść do domu, weszła do pokoju lekarskiego, poszła się przebrać, po chwili wyszła z niej i skierowała się do wyjścia.
Szła korytarzem, kiedy usłyszała głos Piotra.
-Marta, Marta! Chciałaś wyjść bez pożegnania?- zapytał ją Piotr uśmiechając się lekko.
-Przepraszam, jestem po prostu tak zmęczona, że coś strasznego- powiedziała ledwo trzymając się na nogach.
-Ja też już skończyłem, poczekaj odwiozę Cię do domu- powiedział lekarz uśmiechając się.
-Dziękuję bardzo, poczekam tu- Marta usiadła na krześle i czekała na Piotra.
Po chwili mężczyzna przyszedł i wyszli ze szpitala, odwiózł ją, pożegnali się i Marta poszła do domu.

*Tydzień później

Dziś Martyna miała mieć badanie USG, na którym miała poznać płeć dziecka, jej kobieca intuicja podpowiadała jej, że będzie to syn, siedziała na korytarzu przy gabinecie dr Wójcika, czekała na Piotrka, zamyśliła się, nagle zerwała się, bo głośny dźwięk jej komórki ją wystraszył.
-Halo- powiedziała pośpiesznie
-Tu Rafał, czuję się już lepiej, czy możesz wpaść na chwilkę?- zapytał z nadzieją Rafał.
-Jestem akurat w szpitalu mam tu coś do załatwienia, jak załatwię to przyjdę- powiedziała Martyna.
-Dziękuję Martysiu- powiedział chłopak.
-Do zobaczenia, muszę kończyć- powiedziała i się rozłączyła.      
Po 20 minutach przyszedł Piotrek, Martyna wstała, a on ucałował ją na powitanie w policzek. Usiedli w poczekalni, po chwili lekarz zawołał Martynę i razem z Piotrkiem weszli do środka.
-Martyna, proszę połóż się, zbadam Cię i za chwilę będziemy wiedzieli czy będziecie mieć córkę, czy syna…- powiedział dr Darek i rozpoczął badanie.
-Jest wszystko w porządku, dziecko rozwija się prawidłowo….Będziecie mieli syna!- powiedział ginekolog uśmiechając się do małżeństwa.
-Tak, to super!- powiedział Piotrek ciesząc się.
-Tak czułam, że to będzie syn!- powiedziała Martyna śmiejąc się. Miała już lekko zaokrąglony brzuch.
Po 10 minutach wyszli z gabinetu i skierowali się do wyjścia.
-Muszę iść jeszcze do Rafała, obiecałam mu, że przyjdę…- powiedziała młoda kobieta spoglądając na męża.
-Dobrze idź, ja tu poczekam na Ciebie- powiedział Strzelecki i usiadł na krześle przy sali Rafała.
Martyna weszła do sali, w której leżał Rafał, usiadła na krześle obok łóżka, spojrzała na niego, wyglądał lepiej, dużo lepiej.
-Cześć Rafał, widzę, że czujesz się już lepiej- powiedziała Kubicka patrząc na byłego chłopaka.
-Cześć Martysiu, dobrze Cię wiedzieć, chciałbym podziękować Ci….Uratowałaś mi życie!- powiedział Rafał patrząc na młodą kobietę.
-Nie masz mi za co dziękować, cieszę się, że dochodzisz do siebie- lekko się uśmiechnęła.
-Martysiu, widzę, że jesteś w ciąży i już trochę widać…- powiedział Rafał z żalem w  głosie.
-Tak….Ja już muszę iść! Trzymaj się Rafał!- powiedziała i wstała z krzesła.
-Dziękuję, że przyszłaś….Cieszę się, że jesteś szczęśliwa….- powiedział i uśmiechnął się.
Martyna odwzajemniła uśmiech i wyszła.
-Chodźmy do domu- powiedziała do Piotrka i podała mu rękę.
-Idziemy, idziemy Kochanie- powiedział Ratownik i uśmiechnął się do niej.
-Cieszę się, że będziemy mieli syna!- powiedział Piotrek i pocałował Martynę w usta.
-Ja też się cieszę Piotruś- powiedziała Martyna całując go w usta. Po 15 minutach dotarli do domu, Martyna poszła wziąć prysznic, a Piotrek przygotowywał dla nich kolację….       



niedziela, 5 lipca 2015

Opowiadanie 50 :)

Opowiadanie 50

„Ja…Ja mam już męża”


*Następny dzień

Martyna całą noc nie mogła spać, kręciła się na łóżku, rano wcześnie wstała, zrobiła śniadanie dla siebie i Piotrka, zjadła, siedziała jak na szpilkach, czuła, że musi iść do szpitala, żeby zobaczyć co z Rafałem, to było silniejsze od niej, w końcu nie można przekreślać kilku lat znajomości, zabrała torebkę, telefon, napisała Piotrkowi kartkę „Idę do szpitala. Muszę zobaczyć co z Rafałem. Będę za jakiś czas” i wyszła.
Po upływie 30 minut dotarła na miejsce, weszła do szpitala, a jej nogi zrobiły się jak z waty i zrobiło jej się słabo, przeszła przez korytarz, zapytała znajomej pielęgniarki, gdzie leży Rafał, wskazała jej salę nr 4. Martyna wolnym krokiem dotarła do sali, za szybą zobaczyła siedzących przy Rafale jego rodziców, wspomnienia z jej młodości wróciły, na widok Rafała podpiętego do aparatury łezka zakręciła jej się w oku. Otarła ją, postanowiła na chwilkę wejść do środka, choć obawiała się reakcji rodziców byłego chłopaka.
-Dzień dobry- powiedziała cicho wchodząc do sali i spoglądając na jego rodziców.
-Dzień dobry Martynko-powiedziała mama Rafała.  
-Co z nim?- zapytała cicho Martyna z trudem powstrzymywała łzy.
-Jego stan jest poważny, nie wiadomo czy przeżyje, o tym zdecyduje najbliższa doba- powiedziała jego mama roniąc łzę.
-Na pewno z tego wyjdzie, jestem pewna, on zawsze był silny….- powiedziała Martyna, stojąc nieruchomo przy jego łóżku.
-Martynka, Wy znowu będziecie razem?- zapytała z nadzieją w głosie mama chłopaka.
-Ja….Ja mam już męża….-Martyna uniosła rękę by otrzeć łzę, a mama Rafała zobaczyła obrączkę na palcu Martyny.
-Myślałam, że będziecie razem…. –powiedziała smutnym głosem starsza kobieta.
-Kiedyś też tak myślałam….Byłam tego pewna….- urwała w połowie.
Martyna postała chwilkę przy łóżko Rafała i postanowiła, że lepiej będzie jak już wyjdzie.
-Na mnie już pora…Do widzenia!- powiedziała spoglądając na rodziców mężczyzny i pośpiesznie wyszła.   
Kubicka szybko wyszła ze szpitala, usiadła na ławce i się rozpłakała, trudno było jej się uspokoić, ale po chwili pomyślała o dziecku, że może mu zaszkodzić jej stres, otarła łzy i poszła do domu.

*Dwa tygodnie później
Marta weszła do domu z dziećmi, miały już prawie rok, bliźniaki już chodziły, kobieta rozpakowała zakupy, usiadła na krześle i czekała na powrót reszty domowników, jako pierwszy przyszedł Wiktor.
-Cześć Martuś- podszedł do niej i pocałował ją w policzek na powitanie.
-Cześć Kochanie, jak minął Ci dzień?- zapytała Marta spoglądając na Wiktora
-Męcząco wyjątkowo…- westchnął lekarz.
-Ja zrobię obiad, a Ty odpocznij, a dzieci pobawią się w kojcu- powiedziała Marta wkładając ich do kojca, zabrała się za robienie obiadu.
Wiktor wszedł do kuchni, usiadł na krześle, uśmiechnął się do żony.
-Wiktor, przemyślałam to i chciałabym już wrócić do pracy, a z dziećmi zostawać będzie moja siostra Małgosia. –oznajmiła Marta.
-No dobrze, jeśli już chcesz wracać do pracy to rozumiem, ale nie jestem przekonany o słuszności tego dzieci są jeszcze małe- powiedział kręcąc nosem.
-Wiktor, stop, wracam do pracy i koniec, bo ja tu już nie chcę tyle siedzieć, chcę wyjść znowu do ludzi- powiedziała podniesionym głosem.
-No dobra, dobra, już spokojnie, rozumiem, nie denerwuj się- powiedział spokojnym tonem.
-Przepraszam, za bardzo mnie nerwy poniosły- powiedziała Marta uspokajając się.  
-Dobra, rozumiem- Wiktor wstał, podszedł do Marty i ją przytulił mocno, pocałował ją namiętnie.
Po godzinie obiad był już gotowy, zjedli i poszli bawić się z dziećmi….

  

sobota, 4 lipca 2015

Opowiadanie 49 :)

Opowiadanie 49

„Co Ty tu robisz?!”



*Dwa tygodnie później

Martyna wyszła na balkon, usiadła na fotelu bujanym i siedziała odwrócona twarzą do drzwi, myślała o tym jak to będzie kiedy dziecko się urodzi, nie znała jeszcze jego płci, ale czuła, że będzie to syn, syn. Jej rozmyślania przerwał gośny dźwięk dzwonka do drzwi. Martyna wstała i poszła otworzyć, myślała, że to Marta, z którą była umówiona, niestety to nie była Marta, lecz jej były chłopak, poznali się jeszcze w LO, Martyna była w nim zakochana, jednak on z dnia na dzień zniknął, nie tłumacząc niczego, kobieta bardzo cierpiała, długo nie umiała sobie poradzić ze stratą ukochanego Rafała, jednak teraz nic już do niego nie czuła. Kochałą Piotra i tego była pewna na milion procent.
-Cześć Martyna! Możemy pogadać?- zaptał uśmiechając się lekko do młodej Kubickiej.
-Rafał?! Co Ty tu robisz? Skąd masz mój adres?- zapytała zdziwiona i zszokowana kobieta.
--Magda dała mi Twój nowy adres….Powiedziałem jej, że chciałbym do Ciebie wrócić!- powiedział głośniej.
-Wrócić? Teraz nie masz już do czego wracać! Jestem szczęśliwą mężatką….i…..szczęśliwą przyszłą matką!- powiedziała uśmiechając się sztucznie.
-Martyna, jak mogłaś wziąć ślub?! Byliśmy prawie zaręczeni…. Ja  chciałem Ci się oświadczyć….A teraz co, masz męża? Kim on jest?- mina Rafała stała się groźna, kiedy weszli do środka on złapał Martynę za rękę.
-Rafał, przestań, puść to boli! Może jeszcze miałam na Ciebie czekać z kwiatami i rzucić Ci się na szyję jak wrócisz, łaskawie! Weź się człowieku ogarnij! Sam wszytsko zniszczyłeś….Dziś nie czuję do Ciebie nic… Uczucie zgasło…- powiedziała obojętnie wzruszając ramionami.
-Martyna, proszę wróć do mnie!- głos młodego szatyna łamał się, chłopak był rozżalony.
-Nie wrócę! Pokochałam Piotra, tylko jego kocham, dla Ciebie nie ma już miejsca w moim życiu!- powiedziała opierając się o kanapę.
-Tyle nas łączyło….- powiedział Rafał, a po jego policzku spłynęła gorzka łza, w tym momencie zrozumiał, że jednym głupim, nieprzemyślanym ruchem, rozwalił całe swoje życie, żałował, ale było już za późno.
-Na pewno ułożysz sobie jeszcze życie z kimś innym…- Martyna starała się go pocieszyć, jednak nic to nie dało, chłopak siedział w bezruchu, patrząc na ścianę, Martyna zbliżyła się i przytuliła go.
-Tęskniłem za tym, za Twoim zapachem, śmiechem, żartami, za wszystkim, każdego dnia myślałem o Tobie….- mężczyzna przytulił się do niej.
-Rafał będzie dobrze, na pewno!- powiedziała patrząc na niego.
-Szkoda, że to tak wyszło….Bez sensu, że przyszedłem….- powiedział ocierając łzę i wychodząc bez słowa pożegnania.
Martyna wyszła na balkon, który wychodził na drogę, zobaczyła rozpędzony samochód, i Rafała, który szedł samym środkiem drogi, kierowca trąbił na niego, ale jednak on nie reagował, był załamany, było mu wszystko obojętnę, bo stracił już kobietę, którą kochał.
-Rafał, uważaj!- krzyknęła Martyna, przestraszona czym prędzej wybiegła z domu i pobiegła na ulicę, samochód nie zdążył zahamować i wjechał prosto w mężczyznę.
-Rafał, słyszysz mnie?!- krzyknęła i lekko nim potrząsnęła.
Chłopak nie odpowiadał i nie oddychał, Kubicka rozpoczęła resuscytację.
-Niech Pani dzwoni po pogotowie szybko, on nie oddycha!- krzyknęła ze łzami w oczach.
-Już jadą- oznajmiła kobieta przerażona stanem chłopaka.
-Cholera….Jego oddech jest słaby… Muszę go zaintubować, a nie mam czym!-patrzyła i z drżeniem obserwowała jego oddech.
-Jest pogotowie!-krzyknęła kobieta.
-Martyna, co się stało? Czy to nie Twój były chłopak Rafał?- zapytał Piotr.
-Tak to on…Samochód wjechał w niego….Trzeba go zaintubować jego oddech jest zbyt słaby!-powiedziała wstając i robiąc miejsce kolegom.
-Świetna robota Martyna!- powiedział Wiktor i lekko się uśmiechnął.
-To moja wina, moja, bo ja powiedziałam mu, że nie ma już w moim życiu dla niego miejsca, ale jako dla chłopaka, bo jako przyjaciela jest….-powiedziała chowając głowę w dłoniach.
-On był u nas?- zapytał ze zdziwieniem Piotrek.
-Był…. Załamał się kompletnie….A później  wpadł pod to cholerne auto….-powiedziała trzęsąc się z nerwów
-Martynka, to nie Twoja wina…-Adam starał się ją pocieszyć.
-Cholera saturacja spada, ciśnienie, serce zwalnia, asystolia….Dajesz Piotrek defibrylacja- krzyknął Wiktor.
-Podam Adrenalinę 1 mg- powiedział Adam.
-Martyna, Martyna!- krzyknął Adam, widząc jak Martyna łapie się za brzuch i upada na chodnik.
--Oddychaj, spokojnie, to pewnie z nerwów- powiedział Adam podbiegając do koleżanki.
-Już lepiej, to chwilowy skurcz, już przechodzi- powiedziała uśmiechając się lekko.
-Piotrek jazda, bierzemy go do karetki odjazd!- poganiał go Wiktor.
-Co z nim?- Martyna skierowała swoją głowę w stronę noszy z rannym i zakrwawionym Rafałem.
-Uratujemy go!- powiedział Wiktor. Ruszyli w stronę szpitala, a Martyna po chwili doszła do siebie i wróciła do mieszkania. Była tak zmęczona, że szybko zasnęła. Stan Rafała nie był dobry, jeśli przeżyje dwie doby będzie żył….

    

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Opowiadanie 48 :)

Opowiadanie 48

„Spacer z przygodami i łzy goryczy”


*Tydzień później
Martyna siedziała w pustym domu, w którym panowała cisza, dopiero tydzień była na zwolnieniu lekarskim, a czuła jakby to była wieczność, zastanawiała się jak wytrzyma jeszcze pół roku siedząc i nic nie robiąc, postanowiła wyjść na świeże powietrze, była piękna lipcowa pogoda, słońce świeciło, a promienie słoneczne padały prosto na twarz Martyny, nie myśląc wiele Martyna zabrała z komody swoją małą czarną torebkę, schowała do niej telefon, ubrała buty czarne lekkie baleriny i postanowiła iść po jakąś gazetę i na spacer, bo siedzenie w czterech ścianach nudziło już ją, Martyna była osobą, która nie usiedzi bezczynnie na miejscu, musi coś ciągle robić, bo inaczej zwariuje. Trzasnęła drzwiami i zamknęła je na klucz, wrzuciła klucze do małej kieszeni torebki i wyszła na zewnątrz, skierowała się w stronę ruchliwej ulicy, przy której znajdował się mały kiosk.
-Dzień dobry, poproszę jakąś grubą gazetę, tylko ciekawą, może jakąś popularno-naukową- powiedziała Martyna do sprzedawczyni w kiosku.
-Proszę, 8 zł- powiedziała młoda kobieta.
Martyna wyciągnęła portfel i znalazła podaną kwotę, zapłaciła, schowała portfel i poszła w stronę ulubionego parku, idąc podziwiała piękną zieleń drzew i krzewów, Warszawa była piękna, choć zbyt zatłoczona. A park był położony w ustronnym miejscu, idealnym na odpoczynek. Martyna weszła do parku, a w nim znajdowało się mnóstwo różnych drzew i pięknych krzewów, oraz różnokolorowych kwiatów, które Martyna uwielbiała oglądać i wąchać, podeszła do jej ulubionej alejki, przy której było mnóstwo kwiatów, a na samym środku alejki z kwiatami była piękna fontanna, którą  Martyna bardzo lubiła, postała chwilkę patrząc na tryskającą wodę, a następnie skierowała się w stronę ławki, która stała blisko fontanny, zamknęła oczy, zamyśliła się, myślała o Piotrku, a tym jak bardzo jest dla niej ważny, co teraz robi i o dziecku, które już bardzo mocno kochała. Nagle usłyszała krzyk dobiegający z sąsiedniej alejki. Szybko pobiegła w tamtą stronę, Zobaczyła kobietę w zaawansowanej ciąży, której właśnie odeszły wody.
-Właśnie odeszły mi wody… Mogłaby mi Pani pomóc?- zapytała kobieta.
-Oczywiście, spokojnie. Proszę oddychać, głęboko, już dzwonię po pogotowie, jestem ratownikiem medycznym- powiedziała Martyna nachylając się nad kobietą, wyciągnęła z torebki telefon, wybrała numer Piotrka.
-Halo, Piotrek, przyjedźcie szybko do tego nowo otwartego parku, nazwa wypadła mi z głowy, mam tu rodzącą kobietę!- powiedziała Martyna jednym tchem.
-Dobra już jedziemy! Czekaj na nas!- powiedział i się rozłączył.
Kobieta dostawała coraz mocniejszych skurczy, Martyna zestresowała się, że kobieta zacznie przy niej rodzić, po 5 minutach przyjechało pogotowie, Martyna pomachała, im ręką, żeby wiedzieli gdzie są, szybko pobiegli w ich stronę, Piotr popatrzył na Martynę i się lekko uśmiechnął.
-Kochanie co tu robiłaś?- Miałaś siedzieć w domu!- powiedział Piotr patrząc na nią.  
-Poszłam na spacer, bo w domu mi się nudziło…- powiedziała lekko się uśmiechając.
-No dobra, rozumiem, zabieramy Panią i jedziemy na sygnale do szpitala- powiedział Piotr podnosząc razem z Adamem deskę.
-Dajcie znać co z nią!- powiedziała Martyna i odsunęła się od nich.
-Damy znać Martyna- powiedział Wiktor zerkając na Martynę i kierując się w stronę karetki.
Martyna wzięła do ręki gazetę i poszła w stronę domu, była zmęczona i postanowiła się położyć i odpocząć.


*Ten sam dzień

Zosia właśnie wychodziła ze szkoły, otwierała już drzwi, kiedy nagle poczuła dotyk na swoim ramieniu odwróciła się, zobaczyła Maćka, z którym już dawno nie rozmawiała, czuła się rozgoryczona, nie mogła zrozumieć jego postępowania, dla niej obietnica dana komuś była sprawą honoru, natomiast dla Maćka chyba nie, wolała unikać go w szkole by nie powiedzieć kilku słów za dużo.
-Zosia, możemy pogadać, unikasz mnie, a ja chciałbym wytłumaczyć Ci dlaczego tak się zachowałem, naprawdę nie chciałem Cię zranić….- powiedział Maciek trzymając rękę na jej barku, patrzył na nią z smutną miną.
-Do prawdy? Nie chciałeś?!A ja poczułam się jak śmieć, jak zabawka, którą fajnie jest się pobawić przez chwilkę, a jak mi się znudzi to wyrzucić! Wszyscy jesteście tacy sami! Myślałam, że jesteś inny niż wszyscy, ale tak bardzo się pomyliłam, a ta pomyłka wiele mnie kosztowała wiele łez i czasu, bólu, zresztą Ciebie to pewnie nic nie obchodzi!- powiedziała zła, wyrwała mu się, otworzyła drzwi i uciekła płacząc.
Chłopak był w szoku, jednak szybko zdał sobie sprawę ze swojego błędu, który wszystko zniszczył. Pobiegł za Zośką, dogonił ją na ulicy.
-Zośka! Daj mi szansę!- krzyknął.
-Nie mogę! Nawet jeśli bardzo chcę, to nie umiem….Miałam o Tobie dobre zdanie, ale ono uległo zmianie….- powiedziała odwracając się od niego i idąc dalej wzdłuż ulicy płacząc. Według niej ten przykry rozdział musiał się zakończyć….  

   

czwartek, 25 czerwca 2015

Opowiadanie 47 :)

"Cud"

*Dwa tygodnie później

Martyna siedziała na krześle w stacji, przed chwilą rozpoczęła dyżur wraz z Piotrem i Wiktorem, myślała o dziecku, które nosi pod sercem, uśmiechała się spoglądając na swój brzuch, który jeszcze nie był zaokraglony. Do pokoju wszedł Piotr.
-Kochanie mamy wezwanie zabierz kurtkę i lecimy.-powiedział Piotr lekko uśmiechając się do Martyny i puszczając jej oczko.
-Już lecę.-wstała zabrała z wieszaka kurtkę i ruszyła truchtem w stronę drzwi, a Piotr popatrzył na nią i pokiwal głową.
-Martynka, proszę nie biegać! Ja stanowczo zakazuje- powiedział grożąc palcem.
-No dobrze, obiecuję poprawę!-uśmiechnęła się do niego i zrobiła słodką minę.
Wyszli i po chwili byli już w karetce, Martyna usiadła z tyłu.
-Co to za wezwanie?-zapytała lekko wychylajac głowę.
-Kobieta zabarykadowala się w domu, a jest chora na cukrzycę- krótko  opisał Wiktor.
Po 5 minutach byłi na miejscu, Wiktor udał się do pacjentki, jednak nic nie wskural.
-Doktorze ja spróbuję- powiedziała Martyna kierujac się w strone domu.pacjentki. weszła po schodach, zapukala, stała dłuższą chwilę, czekając na odpowiedź, zniechecona szarpnela za klamkę, a wtedy kobieta otworzyła drzwi, Martyna straciła równowagę i przewróciła się do tylu, upadajac ze schodów i koziolkujac w dół. Przerażony Piotr szybko biegnie w strone Martyny. Kobieta była nieprzytomna, zdenerwowanie Piotra narastalo, był przerażony tym upadkiem i tym co będzie z Martyna i dzieckiem, bal się zarówno o nią jak i ich dziecko, które już pokochał.
-Martynka, kochanie odezwij się! Martynka!!! -powiedział że łzami w oczach pochylajac się nad nieprzytomna kobietą.
Piotr szybko wezwał drugą karetkę do  momentu przyjazdu karetki nie opuszczał Martyny ani na krok. Adam widząc nieprzytomna koleżankę zmartwil się tym.
-Zabieramy ją- Adam powiedział do Piotra.
Martyna ocknela się na chwilę i wyszeptala do Piotra.
-Piotrek, proszę uratujcie dziecko!.....Proszę- mówiąc ostatni wyraz znowu straciła przytomność.

*Szpital
Dwie godziny później.

Piotr przyszedł do szpitala, odszukal salę, w której leżała Martyna;wchodząc tam miał łzy w oczach, obwinial się za zaistniałą sytuację, usiadł na krześle, złapał ją za rękę. Patrzył na jej poranione policzki, na których miała opatrunki.
Do sali weszła Marta, w ręku trzymała wyniki badań, jej mina mówiła wszystko., stała spoglądając na Piotra i Martyne.
-Zrobiliśmy badania.... Martyna o dziwo nie na żadnych złamań, tylko jest mocno posiniaczona.....Dziecku też nic nie jest! Martyna musi jednak iść na zwolnienie do czasu porodu, ponieważ może istnieć taka ewentualność, że może stracić dziecko jak będzie się nadwyrezac.-powiedziała Marta smutna.
Martyna odzyskała przytomność i pierwsze słowa jakie wypowiedziała to było pytanie o dziecko.
-Co z dzieckiem? Żyje? Proszę powiedzcie, że  tak.-zwróciła swoją twarz w strone Piotra.
-Martynka....Tak dziecku na szczęście nic nie jest! To jest cud! -powiedział szczęśliwy Piotr, ogromny kamień spadł mu z serca.
-Jak dobrze, że z dzieckiem wszystko  dobrze! Jest dla mnie bardzo ważne!-powiedziała lekko się uśmiechając.
-Martyna na szczęście masz tylko otarcia i stłuczenia. -powiedziała Marta z ulgą.
-Dziękuję Wam-powiedziała spoglądając na Piotra i Martę.
Marta pożegnała się i wyszła. Piotr pocalowal Martyne w czoło.
-Kochanie, ale napedzilas mi stracha....-powiedział patrząc na nią.
-Piotr jak się cieszę, że dziecku nic nie jest.....A co z tą kobietą? -zapytała Piotra.
-Zabraliśmy ją do szpitala. Dzięki Tobie wyszła z domu!-powiedział Piotr.
Martyna dotknęła ręką swój brzuch i z radością myślała o dziecku, a Piotr podzielal jej radość...

sobota, 20 czerwca 2015

Opowiadanie 46 :)

"Dwa serca"

*Tydzień później
Martyna weszła do domu i była bardzo zdziwiona, że Piotra nie było, bo kończył pracę o 3 godziny wcześniej od Martyny. Usiadła na krześle, torebkę położyła na stole i klucze obok torebki, usłyszała kroki, odwróciła głowę w stronę drzwi i zobaczyła Piotrka, on podszedł do niej, ucałował ją w policzek i zaslonil jej oczy dłonią.
-Martynka mam coś dla Ciebie!-powiedział uśmiechając się, a z pudełka wyciągając srebrny naszyjnik w kształcie serca, który w środku serca miało literę P, rozpial naszyjnik i założył jej na szyję, odsłonił jej oczy.
-Jaki piękny wisiorek! Kochanie dziękuję-wstała szczęśliwa z krzesła i pocalowala go namiętnie w usta, on odwzajemnil pocałunek, przytulil ją mocno. Martyna pociągnęła Piotrka za rękę w stronę drzwi wyjściowych, usiedli na hustawce w ogrodzie. Martyna oparła się o ramię Piotra, bujali się lekko, Martyna osunela się głową na kolana Piotra, leżała tak chwilkę i uśmiechała się do niego, złapała go za rękę, przyciągnęła jego dłoń do swojej twarzy i położyła na swoim policzku, a on pochylił się nad nią i pocalowal ją mocno, a swoją drugą rękę położył na jej biodrze.
Martyna uniosla głowę i wstała z huśtawki, poszła kilka kroków, ale w głowie zaczęło jej się kręcić bardziej i w ostatniej chwili Piotr ją złapał.
-Kochanie co się dzieje? Słabo Ci? -zapytał zaniepokojony widząc jej pobladla twarz. Złapał ją w pasie i poszli w stronę domu.
-Muszę iść do łazienki.-powiedziała i otworzyła drzwi, a następnie weszła do środka, minęło kilka minut, Piotr chodził po przedpokoju nerwowo. Martyna stała przed umywalką i nie miała siły się ruszyć, a po chwili upadła na podłogę.
Piotr szybko wszedł do łazienki i widząc w jakim jest stanie Martyna przestraszył się i nie myśląc wiele wezwał pogotowie.
-Martyna.... Martynka!! Słyszysz mnie? Ocknij się! Proszę! -powiedział schylajac się nad nią i delikatnie nią potrzasajac. Do domu wszedł zespół pogotowia. Dziś w karetce dyżur pełniła Marta, bo Wiktor był chory.
-Piotr, co się stało?-zapytała Marta.
-Kręciło jej się w głowie, a teraz zemdlala i nie wiem  co jest tego powodem....-Powiedział przestraszony.
-Zabieramy ją do szpitala, zrobimy jej badania i wszystko będzie jasne-powiedziała Marta układając Martyne na desce.
-Będę zaraz za Wami jechał-powiedział Piotrek, wstajac i chwytajac klucze do samochodu i wychodząc za ratownikami.

*Kilka godzin później
Piotr jest w szpitalu i siedzi przy łóżku Martyny, glaszczac ją po ręce, do sali weszła Marta, a w ręku trzymała wyniki badań. Pokazała je Piotrowi.
-Zobacz ma brak witamin, a do tego jej organizm jest wyczerpany.... Za dużo pracuje, ale to nie wszystko.... musi o siebie zadbać i odpocząć, bo dziecku jest potrzebna zdrowa!-powiedziała patrząc na śpiąca Martyne.
-Dziecku? Martynka jest w ciąży? -zapytał zdziwiony Piotr.
-Tak! Hana ją badała. To 2 miesiąc, w pracy musi wziąć wolne, odpocząć. Przypilnujesz Martynke?-zapytala patrząc mu w oczy.
-Dopilnuje moją żonę, ma się oszczędzać.-Powiedział uśmiechając się na myśl, że za 7 miesięcy zostanie ojcem.
-Muszę iść. Praca wzywa.-powiedziala i wyszła z sali.
Martyna spała, a po chwili się obudziła popatrzyła na Piotrka.
-Co ja robię w szpitalu ?-zapytała spoglądając na Piotra.
-Zemdlalas i wezwalem pogotowie. Masz niedobór witamin, Twój organizm jest wycieczony. Musisz wziąć wolne i odpocząć od pracy! Kochanie zadbam o Ciebie i o dzidziusia naszego- Powiedział glaszczac ją po ręce.
-Dzidziusia?-zapytała otwierając oczy szeroko z zaskoczenia.
-Tak Kochanie, spodziewasz się naszego pierwszego dziecka-powiedzial calujac ją w policzek i glaszczac ją po policzku. Byli szczęśliwi, czuli, że dziecko zbliży ich do siebie jeszcze bardziej....

sobota, 13 czerwca 2015

Opowiadanie 45 :)

"Złamana obietnica"

*Miesiąc później
Marta wraz z Wiktorem i dziećmi spakowali swoje rzeczy i pojechali na zasłużone i od dawna wyczekiwane wakacje, był gorący lipcowy dzień, jechali kilka godzin, podróż  była dla wszystkich męcząca, najbardziej dla dzieci. Wysiedli na parkingu koło pięknego hotelu położonego przy samym morzu, Marta wysiadajac z samochodu potknęła się o krawężnik i upadła na chodnik, zranila się w kolana i poczuła mocny ból w okolicy kostki, próbowała wstać, ale ból był zbyt silny, a po jej policzku płynęły łzy.
-Marta, Kochanie co się stało? -zapytał Wiktor schylajac się nad Martą.
-Moja kostka... Chyba skrecilam kostkę.... -powiedziała Marta siadając na skraju chodnika.
-Kochanie przyjdę po Ciebie za chwilkę, tylko zaniose rzeczy i dzieci zostawię pod opieką Zosi-powiedział wstajac i zabierając walizki.
Marta siedziała i czekała na Wiktora, ból był nieznośny, czekając na niego rozmyslala o Zosi, martwica się, bo od kilku dni chodzila smutna, postanowiła z nią porozmawiać.
-Chodź, pomogę Ci i zaraz zobaczę co z Twoją kostką- powiedział Wiktor i chwycil Martę w pasie, a ona objęła go za szyję.
-Co ja bym bez Ciebie zrobiła?-zapytała i uśmiechnęła się idąc wolno.
-No wiem, wiem wszystko wiem, że jestem niezastąpiony!- powiedział uśmiechając się.
Weszli do pokoju, Marta usiadła na łóżku, a Wiktor pochylił się nad nią i spojrzał na jej kostkę i zakrwawione kolana.
-Kochanie przykro mi, ale skrecilas kostkę, muszę Ci założyć szynę i musisz odpoczywać, będziesz siedziała tutaj, a my z Tobą- powiedział usmiechajac się, opatrzył jej kostkę i kolana.
-Trafiłam na wspaniałego mężczyznę! Dobrego, opiekuńczego, wyrozumialego-powiedziała i uśmiechnęła się, nachylila się, a ręce położyła na jego policzkach, pocalowala go namiętnie, a on odwzajemnil pocałunek. Dzieci słodko spały zmęczone podróżą.
Romantyczną chwilę przerywa Zosia, która zaplakana wpada do pokoju.
-Zosia co jest? -zapytał Wiktor patrząc na córkę.
-Nic.... -mówiła szlochajac i ocierając płynące po jej policzkach łzy.
-Chcesz pogadać ze mną? -zapytała Marta patrząc na dziewczynę.
-Tak...-powiedziała i usiadła obok Marty.
-Ja wyjdę, wezmę dzieci i wrócę za jakiś czas.-powiedzial Wiktor i wyszedł z dziećmi.
-Marta, Maciek obiecał mi, że pójdziemy razem do kina, a dziś zmienił zdanie, a jeszcze wczoraj obiecywał, że na pewno pójdziemy.... Zawiódł mnie, nie składa się komuś takich obietnic, bo jeśli nie da się ich zrealizować, to tylko krzywdzi innych... -powiedziała ocierajac łzy.
-Zosiu,pomysl sobie tak, że nie wszyscy są tacy za jakich ich uważamy. Zawodzimy się, bo zupełnie inaczej sobie wyobrażamy taką osobę. Ja też długo szukałam kogoś wyjątkowego i znalazłam Wiktora!-powiedziała przytulajac Zosie....

sobota, 6 czerwca 2015

Opowiadanie 44 :)

"Małe szczęście w obliczu tragedii"

*Tego samego dnia

-Nie mogę przestać myśleć o tym wypadku o słowach, które powiedział Adrian.- powiedziała Malwina.
- Nie było mi dane poznać Adriana, ale jedno wiem na pewno nie chciałby,  żebyś była nieszczęśliwa. - powiedziała siostrze patrząc jej w oczy i trzymając ją za rękę.
-Tak bardzo go kocham, mieliśmy tyle planów, chcieliśmy mieć dzieci.... A teraz jestem sama!-powiedziała płacząc.
Po dwóch godzinach Malwina się uspokoila, było jej lżej, bo mogła wyrzucić z siebie wszystko co ją boli Do mieszkania wszedł Piotrek, usiadł na kanapie, popatrzył na dziewczyny i nie rozumiał dlaczego mają takie smutne miny. Postanowił o nic nie pytać, bo nie chciał narażać się Martynie.
-Malwina my już pójdziemy....Jak będziesz potrzebować mojej pomocy-dzwoń- powiedziała zakładając żółty żakiet i calujac siostrę w policzek.
Piotrek też ucałował ją na pożegnanie. Malwina po chwili wyciągnęła z półki album ze zdjęciami z ich ślubu i przeglądała je przypominając sobie ten piękny dzień w ich życiu.
Po chwili zasnela.

*Mieszkanie Martyny i Piotra.

Martyna weszła do mieszkania i poszła nalać sobie soku, było piękne czerwcowe popołudnie, świeciło słońce.
-Martynka o co chodzi? -zapytał Piotrek.
-Malwina ona miała męża.... On zginął w wypadku.... Byli małżeństwem zaledwie trzy miesiące... .- powiedziała i wtulila się w ramiona Piotrka, a po jej policzku spłynęła łza, Piotrek otarł jej policzek.
-Ja nie  wiem co bym zrobiła, gdybym Cię straciła....-powiedziała smutna.
-Martynka nie stracisz mnie ! -powiedział mocno ją przytulajac.

*Miesiąc później
Martyna z Piotrkiem przyszli odwiedzić Malwine. Kobieta nie wyglądała zbyt dobrze, była blada, wymiotowala, siostra zmartwila się jej widokiem.
-Malwinko, źle wyglądasz.... -powiedziała siadajac na łóżko obok siostry.
-Pewnie to wirus...Czymś sie zatrulam.. -powiedziała spogladajac na Martyne.
-A jeśli to nie wirus..... Tylko ciąża..... -powiedziała poważnie.
-Ciąża... Raczej nie.... Chociaż chcieliśmy mieć dziecko i myślałam miesiąc temu przed wypadkiem, że jestem w ciąży, ale nie byłam. Pamiętam Adrian tak się cieszył.... -powiedziała Malwina.
-Siostra zrób test!- dała jej do ręki test ciążowy.
-No dobra niech Ci będzie....-powiedziała i poszła do łazienki.
Po kilkunastu minutach wyszła z łazienki jeszcze bardziej blada.
-Sama zobacz!- powiedziała podając jej test.
-Jest.... Pozytywny ! Malwina to cudownie! -powiedziała uśmiechając się.
-Martyna, cudownie? Nie jest cudownie.... Nie mogę pozbierać się po śmierci Adriana, a do tego będę samotną matką! Nie, nie.... -powiedziała załamana Malwina.
-Malwina! Ogarnij się! Wiem, że  jest Ci trudno, ale masz przecież dziecko ! Nie będziesz sama! Będzie tu Wasze wspólne dziecko! Na pewno dziecko odziedziczy coś po Tobie i po Adrianie! In na pewno chciałby, żebyś się cieszyła i wychowała Wasze dziecko, a on pomoże Ci z nieba! -powiedziała Martyna.
-Wiesz siostra masz dużo racji! Dziękuję, że Ty patrzysz na to obiektywnie.
-Obiektywnie i nie pozwolę Ci gadać bzdur! Pomożemy Ci z Piotrkiem. - powiedziała Martyna calujac siostrę w czoło.