poniedziałek, 29 czerwca 2015

Opowiadanie 48 :)

Opowiadanie 48

„Spacer z przygodami i łzy goryczy”


*Tydzień później
Martyna siedziała w pustym domu, w którym panowała cisza, dopiero tydzień była na zwolnieniu lekarskim, a czuła jakby to była wieczność, zastanawiała się jak wytrzyma jeszcze pół roku siedząc i nic nie robiąc, postanowiła wyjść na świeże powietrze, była piękna lipcowa pogoda, słońce świeciło, a promienie słoneczne padały prosto na twarz Martyny, nie myśląc wiele Martyna zabrała z komody swoją małą czarną torebkę, schowała do niej telefon, ubrała buty czarne lekkie baleriny i postanowiła iść po jakąś gazetę i na spacer, bo siedzenie w czterech ścianach nudziło już ją, Martyna była osobą, która nie usiedzi bezczynnie na miejscu, musi coś ciągle robić, bo inaczej zwariuje. Trzasnęła drzwiami i zamknęła je na klucz, wrzuciła klucze do małej kieszeni torebki i wyszła na zewnątrz, skierowała się w stronę ruchliwej ulicy, przy której znajdował się mały kiosk.
-Dzień dobry, poproszę jakąś grubą gazetę, tylko ciekawą, może jakąś popularno-naukową- powiedziała Martyna do sprzedawczyni w kiosku.
-Proszę, 8 zł- powiedziała młoda kobieta.
Martyna wyciągnęła portfel i znalazła podaną kwotę, zapłaciła, schowała portfel i poszła w stronę ulubionego parku, idąc podziwiała piękną zieleń drzew i krzewów, Warszawa była piękna, choć zbyt zatłoczona. A park był położony w ustronnym miejscu, idealnym na odpoczynek. Martyna weszła do parku, a w nim znajdowało się mnóstwo różnych drzew i pięknych krzewów, oraz różnokolorowych kwiatów, które Martyna uwielbiała oglądać i wąchać, podeszła do jej ulubionej alejki, przy której było mnóstwo kwiatów, a na samym środku alejki z kwiatami była piękna fontanna, którą  Martyna bardzo lubiła, postała chwilkę patrząc na tryskającą wodę, a następnie skierowała się w stronę ławki, która stała blisko fontanny, zamknęła oczy, zamyśliła się, myślała o Piotrku, a tym jak bardzo jest dla niej ważny, co teraz robi i o dziecku, które już bardzo mocno kochała. Nagle usłyszała krzyk dobiegający z sąsiedniej alejki. Szybko pobiegła w tamtą stronę, Zobaczyła kobietę w zaawansowanej ciąży, której właśnie odeszły wody.
-Właśnie odeszły mi wody… Mogłaby mi Pani pomóc?- zapytała kobieta.
-Oczywiście, spokojnie. Proszę oddychać, głęboko, już dzwonię po pogotowie, jestem ratownikiem medycznym- powiedziała Martyna nachylając się nad kobietą, wyciągnęła z torebki telefon, wybrała numer Piotrka.
-Halo, Piotrek, przyjedźcie szybko do tego nowo otwartego parku, nazwa wypadła mi z głowy, mam tu rodzącą kobietę!- powiedziała Martyna jednym tchem.
-Dobra już jedziemy! Czekaj na nas!- powiedział i się rozłączył.
Kobieta dostawała coraz mocniejszych skurczy, Martyna zestresowała się, że kobieta zacznie przy niej rodzić, po 5 minutach przyjechało pogotowie, Martyna pomachała, im ręką, żeby wiedzieli gdzie są, szybko pobiegli w ich stronę, Piotr popatrzył na Martynę i się lekko uśmiechnął.
-Kochanie co tu robiłaś?- Miałaś siedzieć w domu!- powiedział Piotr patrząc na nią.  
-Poszłam na spacer, bo w domu mi się nudziło…- powiedziała lekko się uśmiechając.
-No dobra, rozumiem, zabieramy Panią i jedziemy na sygnale do szpitala- powiedział Piotr podnosząc razem z Adamem deskę.
-Dajcie znać co z nią!- powiedziała Martyna i odsunęła się od nich.
-Damy znać Martyna- powiedział Wiktor zerkając na Martynę i kierując się w stronę karetki.
Martyna wzięła do ręki gazetę i poszła w stronę domu, była zmęczona i postanowiła się położyć i odpocząć.


*Ten sam dzień

Zosia właśnie wychodziła ze szkoły, otwierała już drzwi, kiedy nagle poczuła dotyk na swoim ramieniu odwróciła się, zobaczyła Maćka, z którym już dawno nie rozmawiała, czuła się rozgoryczona, nie mogła zrozumieć jego postępowania, dla niej obietnica dana komuś była sprawą honoru, natomiast dla Maćka chyba nie, wolała unikać go w szkole by nie powiedzieć kilku słów za dużo.
-Zosia, możemy pogadać, unikasz mnie, a ja chciałbym wytłumaczyć Ci dlaczego tak się zachowałem, naprawdę nie chciałem Cię zranić….- powiedział Maciek trzymając rękę na jej barku, patrzył na nią z smutną miną.
-Do prawdy? Nie chciałeś?!A ja poczułam się jak śmieć, jak zabawka, którą fajnie jest się pobawić przez chwilkę, a jak mi się znudzi to wyrzucić! Wszyscy jesteście tacy sami! Myślałam, że jesteś inny niż wszyscy, ale tak bardzo się pomyliłam, a ta pomyłka wiele mnie kosztowała wiele łez i czasu, bólu, zresztą Ciebie to pewnie nic nie obchodzi!- powiedziała zła, wyrwała mu się, otworzyła drzwi i uciekła płacząc.
Chłopak był w szoku, jednak szybko zdał sobie sprawę ze swojego błędu, który wszystko zniszczył. Pobiegł za Zośką, dogonił ją na ulicy.
-Zośka! Daj mi szansę!- krzyknął.
-Nie mogę! Nawet jeśli bardzo chcę, to nie umiem….Miałam o Tobie dobre zdanie, ale ono uległo zmianie….- powiedziała odwracając się od niego i idąc dalej wzdłuż ulicy płacząc. Według niej ten przykry rozdział musiał się zakończyć….  

   

czwartek, 25 czerwca 2015

Opowiadanie 47 :)

"Cud"

*Dwa tygodnie później

Martyna siedziała na krześle w stacji, przed chwilą rozpoczęła dyżur wraz z Piotrem i Wiktorem, myślała o dziecku, które nosi pod sercem, uśmiechała się spoglądając na swój brzuch, który jeszcze nie był zaokraglony. Do pokoju wszedł Piotr.
-Kochanie mamy wezwanie zabierz kurtkę i lecimy.-powiedział Piotr lekko uśmiechając się do Martyny i puszczając jej oczko.
-Już lecę.-wstała zabrała z wieszaka kurtkę i ruszyła truchtem w stronę drzwi, a Piotr popatrzył na nią i pokiwal głową.
-Martynka, proszę nie biegać! Ja stanowczo zakazuje- powiedział grożąc palcem.
-No dobrze, obiecuję poprawę!-uśmiechnęła się do niego i zrobiła słodką minę.
Wyszli i po chwili byli już w karetce, Martyna usiadła z tyłu.
-Co to za wezwanie?-zapytała lekko wychylajac głowę.
-Kobieta zabarykadowala się w domu, a jest chora na cukrzycę- krótko  opisał Wiktor.
Po 5 minutach byłi na miejscu, Wiktor udał się do pacjentki, jednak nic nie wskural.
-Doktorze ja spróbuję- powiedziała Martyna kierujac się w strone domu.pacjentki. weszła po schodach, zapukala, stała dłuższą chwilę, czekając na odpowiedź, zniechecona szarpnela za klamkę, a wtedy kobieta otworzyła drzwi, Martyna straciła równowagę i przewróciła się do tylu, upadajac ze schodów i koziolkujac w dół. Przerażony Piotr szybko biegnie w strone Martyny. Kobieta była nieprzytomna, zdenerwowanie Piotra narastalo, był przerażony tym upadkiem i tym co będzie z Martyna i dzieckiem, bal się zarówno o nią jak i ich dziecko, które już pokochał.
-Martynka, kochanie odezwij się! Martynka!!! -powiedział że łzami w oczach pochylajac się nad nieprzytomna kobietą.
Piotr szybko wezwał drugą karetkę do  momentu przyjazdu karetki nie opuszczał Martyny ani na krok. Adam widząc nieprzytomna koleżankę zmartwil się tym.
-Zabieramy ją- Adam powiedział do Piotra.
Martyna ocknela się na chwilę i wyszeptala do Piotra.
-Piotrek, proszę uratujcie dziecko!.....Proszę- mówiąc ostatni wyraz znowu straciła przytomność.

*Szpital
Dwie godziny później.

Piotr przyszedł do szpitala, odszukal salę, w której leżała Martyna;wchodząc tam miał łzy w oczach, obwinial się za zaistniałą sytuację, usiadł na krześle, złapał ją za rękę. Patrzył na jej poranione policzki, na których miała opatrunki.
Do sali weszła Marta, w ręku trzymała wyniki badań, jej mina mówiła wszystko., stała spoglądając na Piotra i Martyne.
-Zrobiliśmy badania.... Martyna o dziwo nie na żadnych złamań, tylko jest mocno posiniaczona.....Dziecku też nic nie jest! Martyna musi jednak iść na zwolnienie do czasu porodu, ponieważ może istnieć taka ewentualność, że może stracić dziecko jak będzie się nadwyrezac.-powiedziała Marta smutna.
Martyna odzyskała przytomność i pierwsze słowa jakie wypowiedziała to było pytanie o dziecko.
-Co z dzieckiem? Żyje? Proszę powiedzcie, że  tak.-zwróciła swoją twarz w strone Piotra.
-Martynka....Tak dziecku na szczęście nic nie jest! To jest cud! -powiedział szczęśliwy Piotr, ogromny kamień spadł mu z serca.
-Jak dobrze, że z dzieckiem wszystko  dobrze! Jest dla mnie bardzo ważne!-powiedziała lekko się uśmiechając.
-Martyna na szczęście masz tylko otarcia i stłuczenia. -powiedziała Marta z ulgą.
-Dziękuję Wam-powiedziała spoglądając na Piotra i Martę.
Marta pożegnała się i wyszła. Piotr pocalowal Martyne w czoło.
-Kochanie, ale napedzilas mi stracha....-powiedział patrząc na nią.
-Piotr jak się cieszę, że dziecku nic nie jest.....A co z tą kobietą? -zapytała Piotra.
-Zabraliśmy ją do szpitala. Dzięki Tobie wyszła z domu!-powiedział Piotr.
Martyna dotknęła ręką swój brzuch i z radością myślała o dziecku, a Piotr podzielal jej radość...

sobota, 20 czerwca 2015

Opowiadanie 46 :)

"Dwa serca"

*Tydzień później
Martyna weszła do domu i była bardzo zdziwiona, że Piotra nie było, bo kończył pracę o 3 godziny wcześniej od Martyny. Usiadła na krześle, torebkę położyła na stole i klucze obok torebki, usłyszała kroki, odwróciła głowę w stronę drzwi i zobaczyła Piotrka, on podszedł do niej, ucałował ją w policzek i zaslonil jej oczy dłonią.
-Martynka mam coś dla Ciebie!-powiedział uśmiechając się, a z pudełka wyciągając srebrny naszyjnik w kształcie serca, który w środku serca miało literę P, rozpial naszyjnik i założył jej na szyję, odsłonił jej oczy.
-Jaki piękny wisiorek! Kochanie dziękuję-wstała szczęśliwa z krzesła i pocalowala go namiętnie w usta, on odwzajemnil pocałunek, przytulil ją mocno. Martyna pociągnęła Piotrka za rękę w stronę drzwi wyjściowych, usiedli na hustawce w ogrodzie. Martyna oparła się o ramię Piotra, bujali się lekko, Martyna osunela się głową na kolana Piotra, leżała tak chwilkę i uśmiechała się do niego, złapała go za rękę, przyciągnęła jego dłoń do swojej twarzy i położyła na swoim policzku, a on pochylił się nad nią i pocalowal ją mocno, a swoją drugą rękę położył na jej biodrze.
Martyna uniosla głowę i wstała z huśtawki, poszła kilka kroków, ale w głowie zaczęło jej się kręcić bardziej i w ostatniej chwili Piotr ją złapał.
-Kochanie co się dzieje? Słabo Ci? -zapytał zaniepokojony widząc jej pobladla twarz. Złapał ją w pasie i poszli w stronę domu.
-Muszę iść do łazienki.-powiedziała i otworzyła drzwi, a następnie weszła do środka, minęło kilka minut, Piotr chodził po przedpokoju nerwowo. Martyna stała przed umywalką i nie miała siły się ruszyć, a po chwili upadła na podłogę.
Piotr szybko wszedł do łazienki i widząc w jakim jest stanie Martyna przestraszył się i nie myśląc wiele wezwał pogotowie.
-Martyna.... Martynka!! Słyszysz mnie? Ocknij się! Proszę! -powiedział schylajac się nad nią i delikatnie nią potrzasajac. Do domu wszedł zespół pogotowia. Dziś w karetce dyżur pełniła Marta, bo Wiktor był chory.
-Piotr, co się stało?-zapytała Marta.
-Kręciło jej się w głowie, a teraz zemdlala i nie wiem  co jest tego powodem....-Powiedział przestraszony.
-Zabieramy ją do szpitala, zrobimy jej badania i wszystko będzie jasne-powiedziała Marta układając Martyne na desce.
-Będę zaraz za Wami jechał-powiedział Piotrek, wstajac i chwytajac klucze do samochodu i wychodząc za ratownikami.

*Kilka godzin później
Piotr jest w szpitalu i siedzi przy łóżku Martyny, glaszczac ją po ręce, do sali weszła Marta, a w ręku trzymała wyniki badań. Pokazała je Piotrowi.
-Zobacz ma brak witamin, a do tego jej organizm jest wyczerpany.... Za dużo pracuje, ale to nie wszystko.... musi o siebie zadbać i odpocząć, bo dziecku jest potrzebna zdrowa!-powiedziała patrząc na śpiąca Martyne.
-Dziecku? Martynka jest w ciąży? -zapytał zdziwiony Piotr.
-Tak! Hana ją badała. To 2 miesiąc, w pracy musi wziąć wolne, odpocząć. Przypilnujesz Martynke?-zapytala patrząc mu w oczy.
-Dopilnuje moją żonę, ma się oszczędzać.-Powiedział uśmiechając się na myśl, że za 7 miesięcy zostanie ojcem.
-Muszę iść. Praca wzywa.-powiedziala i wyszła z sali.
Martyna spała, a po chwili się obudziła popatrzyła na Piotrka.
-Co ja robię w szpitalu ?-zapytała spoglądając na Piotra.
-Zemdlalas i wezwalem pogotowie. Masz niedobór witamin, Twój organizm jest wycieczony. Musisz wziąć wolne i odpocząć od pracy! Kochanie zadbam o Ciebie i o dzidziusia naszego- Powiedział glaszczac ją po ręce.
-Dzidziusia?-zapytała otwierając oczy szeroko z zaskoczenia.
-Tak Kochanie, spodziewasz się naszego pierwszego dziecka-powiedzial calujac ją w policzek i glaszczac ją po policzku. Byli szczęśliwi, czuli, że dziecko zbliży ich do siebie jeszcze bardziej....

sobota, 13 czerwca 2015

Opowiadanie 45 :)

"Złamana obietnica"

*Miesiąc później
Marta wraz z Wiktorem i dziećmi spakowali swoje rzeczy i pojechali na zasłużone i od dawna wyczekiwane wakacje, był gorący lipcowy dzień, jechali kilka godzin, podróż  była dla wszystkich męcząca, najbardziej dla dzieci. Wysiedli na parkingu koło pięknego hotelu położonego przy samym morzu, Marta wysiadajac z samochodu potknęła się o krawężnik i upadła na chodnik, zranila się w kolana i poczuła mocny ból w okolicy kostki, próbowała wstać, ale ból był zbyt silny, a po jej policzku płynęły łzy.
-Marta, Kochanie co się stało? -zapytał Wiktor schylajac się nad Martą.
-Moja kostka... Chyba skrecilam kostkę.... -powiedziała Marta siadając na skraju chodnika.
-Kochanie przyjdę po Ciebie za chwilkę, tylko zaniose rzeczy i dzieci zostawię pod opieką Zosi-powiedział wstajac i zabierając walizki.
Marta siedziała i czekała na Wiktora, ból był nieznośny, czekając na niego rozmyslala o Zosi, martwica się, bo od kilku dni chodzila smutna, postanowiła z nią porozmawiać.
-Chodź, pomogę Ci i zaraz zobaczę co z Twoją kostką- powiedział Wiktor i chwycil Martę w pasie, a ona objęła go za szyję.
-Co ja bym bez Ciebie zrobiła?-zapytała i uśmiechnęła się idąc wolno.
-No wiem, wiem wszystko wiem, że jestem niezastąpiony!- powiedział uśmiechając się.
Weszli do pokoju, Marta usiadła na łóżku, a Wiktor pochylił się nad nią i spojrzał na jej kostkę i zakrwawione kolana.
-Kochanie przykro mi, ale skrecilas kostkę, muszę Ci założyć szynę i musisz odpoczywać, będziesz siedziała tutaj, a my z Tobą- powiedział usmiechajac się, opatrzył jej kostkę i kolana.
-Trafiłam na wspaniałego mężczyznę! Dobrego, opiekuńczego, wyrozumialego-powiedziała i uśmiechnęła się, nachylila się, a ręce położyła na jego policzkach, pocalowala go namiętnie, a on odwzajemnil pocałunek. Dzieci słodko spały zmęczone podróżą.
Romantyczną chwilę przerywa Zosia, która zaplakana wpada do pokoju.
-Zosia co jest? -zapytał Wiktor patrząc na córkę.
-Nic.... -mówiła szlochajac i ocierając płynące po jej policzkach łzy.
-Chcesz pogadać ze mną? -zapytała Marta patrząc na dziewczynę.
-Tak...-powiedziała i usiadła obok Marty.
-Ja wyjdę, wezmę dzieci i wrócę za jakiś czas.-powiedzial Wiktor i wyszedł z dziećmi.
-Marta, Maciek obiecał mi, że pójdziemy razem do kina, a dziś zmienił zdanie, a jeszcze wczoraj obiecywał, że na pewno pójdziemy.... Zawiódł mnie, nie składa się komuś takich obietnic, bo jeśli nie da się ich zrealizować, to tylko krzywdzi innych... -powiedziała ocierajac łzy.
-Zosiu,pomysl sobie tak, że nie wszyscy są tacy za jakich ich uważamy. Zawodzimy się, bo zupełnie inaczej sobie wyobrażamy taką osobę. Ja też długo szukałam kogoś wyjątkowego i znalazłam Wiktora!-powiedziała przytulajac Zosie....

sobota, 6 czerwca 2015

Opowiadanie 44 :)

"Małe szczęście w obliczu tragedii"

*Tego samego dnia

-Nie mogę przestać myśleć o tym wypadku o słowach, które powiedział Adrian.- powiedziała Malwina.
- Nie było mi dane poznać Adriana, ale jedno wiem na pewno nie chciałby,  żebyś była nieszczęśliwa. - powiedziała siostrze patrząc jej w oczy i trzymając ją za rękę.
-Tak bardzo go kocham, mieliśmy tyle planów, chcieliśmy mieć dzieci.... A teraz jestem sama!-powiedziała płacząc.
Po dwóch godzinach Malwina się uspokoila, było jej lżej, bo mogła wyrzucić z siebie wszystko co ją boli Do mieszkania wszedł Piotrek, usiadł na kanapie, popatrzył na dziewczyny i nie rozumiał dlaczego mają takie smutne miny. Postanowił o nic nie pytać, bo nie chciał narażać się Martynie.
-Malwina my już pójdziemy....Jak będziesz potrzebować mojej pomocy-dzwoń- powiedziała zakładając żółty żakiet i calujac siostrę w policzek.
Piotrek też ucałował ją na pożegnanie. Malwina po chwili wyciągnęła z półki album ze zdjęciami z ich ślubu i przeglądała je przypominając sobie ten piękny dzień w ich życiu.
Po chwili zasnela.

*Mieszkanie Martyny i Piotra.

Martyna weszła do mieszkania i poszła nalać sobie soku, było piękne czerwcowe popołudnie, świeciło słońce.
-Martynka o co chodzi? -zapytał Piotrek.
-Malwina ona miała męża.... On zginął w wypadku.... Byli małżeństwem zaledwie trzy miesiące... .- powiedziała i wtulila się w ramiona Piotrka, a po jej policzku spłynęła łza, Piotrek otarł jej policzek.
-Ja nie  wiem co bym zrobiła, gdybym Cię straciła....-powiedziała smutna.
-Martynka nie stracisz mnie ! -powiedział mocno ją przytulajac.

*Miesiąc później
Martyna z Piotrkiem przyszli odwiedzić Malwine. Kobieta nie wyglądała zbyt dobrze, była blada, wymiotowala, siostra zmartwila się jej widokiem.
-Malwinko, źle wyglądasz.... -powiedziała siadajac na łóżko obok siostry.
-Pewnie to wirus...Czymś sie zatrulam.. -powiedziała spogladajac na Martyne.
-A jeśli to nie wirus..... Tylko ciąża..... -powiedziała poważnie.
-Ciąża... Raczej nie.... Chociaż chcieliśmy mieć dziecko i myślałam miesiąc temu przed wypadkiem, że jestem w ciąży, ale nie byłam. Pamiętam Adrian tak się cieszył.... -powiedziała Malwina.
-Siostra zrób test!- dała jej do ręki test ciążowy.
-No dobra niech Ci będzie....-powiedziała i poszła do łazienki.
Po kilkunastu minutach wyszła z łazienki jeszcze bardziej blada.
-Sama zobacz!- powiedziała podając jej test.
-Jest.... Pozytywny ! Malwina to cudownie! -powiedziała uśmiechając się.
-Martyna, cudownie? Nie jest cudownie.... Nie mogę pozbierać się po śmierci Adriana, a do tego będę samotną matką! Nie, nie.... -powiedziała załamana Malwina.
-Malwina! Ogarnij się! Wiem, że  jest Ci trudno, ale masz przecież dziecko ! Nie będziesz sama! Będzie tu Wasze wspólne dziecko! Na pewno dziecko odziedziczy coś po Tobie i po Adrianie! In na pewno chciałby, żebyś się cieszyła i wychowała Wasze dziecko, a on pomoże Ci z nieba! -powiedziała Martyna.
-Wiesz siostra masz dużo racji! Dziękuję, że Ty patrzysz na to obiektywnie.
-Obiektywnie i nie pozwolę Ci gadać bzdur! Pomożemy Ci z Piotrkiem. - powiedziała Martyna calujac siostrę w czoło.