Opowiadanie 48
„Spacer z przygodami i łzy goryczy”
*Tydzień później
Martyna siedziała w pustym domu, w którym panowała cisza, dopiero
tydzień była na zwolnieniu lekarskim, a czuła jakby to była wieczność,
zastanawiała się jak wytrzyma jeszcze pół roku siedząc i nic nie robiąc,
postanowiła wyjść na świeże powietrze, była piękna lipcowa pogoda, słońce
świeciło, a promienie słoneczne padały prosto na twarz Martyny, nie myśląc
wiele Martyna zabrała z komody swoją małą czarną torebkę, schowała do niej
telefon, ubrała buty czarne lekkie baleriny i postanowiła iść po jakąś gazetę i
na spacer, bo siedzenie w czterech ścianach nudziło już ją, Martyna była osobą,
która nie usiedzi bezczynnie na miejscu, musi coś ciągle robić, bo inaczej
zwariuje. Trzasnęła drzwiami i zamknęła je na klucz, wrzuciła klucze do małej
kieszeni torebki i wyszła na zewnątrz, skierowała się w stronę ruchliwej ulicy,
przy której znajdował się mały kiosk.
-Dzień dobry, poproszę jakąś grubą gazetę, tylko ciekawą, może
jakąś popularno-naukową- powiedziała Martyna do sprzedawczyni w kiosku.
-Proszę, 8 zł- powiedziała młoda kobieta.
Martyna wyciągnęła portfel i znalazła podaną kwotę, zapłaciła,
schowała portfel i poszła w stronę ulubionego parku, idąc podziwiała piękną
zieleń drzew i krzewów, Warszawa była piękna, choć zbyt zatłoczona. A park był
położony w ustronnym miejscu, idealnym na odpoczynek. Martyna weszła do parku,
a w nim znajdowało się mnóstwo różnych drzew i pięknych krzewów, oraz
różnokolorowych kwiatów, które Martyna uwielbiała oglądać i wąchać, podeszła do
jej ulubionej alejki, przy której było mnóstwo kwiatów, a na samym środku
alejki z kwiatami była piękna fontanna, którą Martyna bardzo lubiła, postała chwilkę patrząc
na tryskającą wodę, a następnie skierowała się w stronę ławki, która stała
blisko fontanny, zamknęła oczy, zamyśliła się, myślała o Piotrku, a tym jak
bardzo jest dla niej ważny, co teraz robi i o dziecku, które już bardzo mocno
kochała. Nagle usłyszała krzyk dobiegający z sąsiedniej alejki. Szybko pobiegła
w tamtą stronę, Zobaczyła kobietę w zaawansowanej ciąży, której właśnie odeszły
wody.
-Właśnie odeszły mi wody… Mogłaby mi Pani pomóc?- zapytała
kobieta.
-Oczywiście, spokojnie. Proszę oddychać, głęboko, już dzwonię po
pogotowie, jestem ratownikiem medycznym- powiedziała Martyna nachylając się nad
kobietą, wyciągnęła z torebki telefon, wybrała numer Piotrka.
-Halo, Piotrek, przyjedźcie szybko do tego nowo otwartego parku,
nazwa wypadła mi z głowy, mam tu rodzącą kobietę!- powiedziała Martyna jednym
tchem.
-Dobra już jedziemy! Czekaj na nas!- powiedział i się rozłączył.
Kobieta dostawała coraz mocniejszych skurczy, Martyna zestresowała
się, że kobieta zacznie przy niej rodzić, po 5 minutach przyjechało pogotowie,
Martyna pomachała, im ręką, żeby wiedzieli gdzie są, szybko pobiegli w ich
stronę, Piotr popatrzył na Martynę i się lekko uśmiechnął.
-Kochanie co tu robiłaś?- Miałaś siedzieć w domu!- powiedział
Piotr patrząc na nią.
-Poszłam na spacer, bo w domu mi się nudziło…- powiedziała lekko
się uśmiechając.
-No dobra, rozumiem, zabieramy Panią i jedziemy na sygnale do
szpitala- powiedział Piotr podnosząc razem z Adamem deskę.
-Dajcie znać co z nią!- powiedziała Martyna i odsunęła się od
nich.
-Damy znać Martyna- powiedział Wiktor zerkając na Martynę i
kierując się w stronę karetki.
Martyna wzięła do ręki gazetę i poszła w stronę domu, była zmęczona
i postanowiła się położyć i odpocząć.
*Ten sam dzień
Zosia właśnie wychodziła ze szkoły, otwierała już drzwi, kiedy
nagle poczuła dotyk na swoim ramieniu odwróciła się, zobaczyła Maćka, z którym
już dawno nie rozmawiała, czuła się rozgoryczona, nie mogła zrozumieć jego
postępowania, dla niej obietnica dana komuś była sprawą honoru, natomiast dla
Maćka chyba nie, wolała unikać go w szkole by nie powiedzieć kilku słów za
dużo.
-Zosia, możemy pogadać, unikasz mnie, a ja chciałbym wytłumaczyć
Ci dlaczego tak się zachowałem, naprawdę nie chciałem Cię zranić….- powiedział
Maciek trzymając rękę na jej barku, patrzył na nią z smutną miną.
-Do prawdy? Nie chciałeś?!A ja poczułam się jak śmieć, jak
zabawka, którą fajnie jest się pobawić przez chwilkę, a jak mi się znudzi to
wyrzucić! Wszyscy jesteście tacy sami! Myślałam, że jesteś inny niż wszyscy,
ale tak bardzo się pomyliłam, a ta pomyłka wiele mnie kosztowała wiele łez i
czasu, bólu, zresztą Ciebie to pewnie nic nie obchodzi!- powiedziała zła,
wyrwała mu się, otworzyła drzwi i uciekła płacząc.
Chłopak był w szoku, jednak szybko zdał sobie sprawę ze swojego błędu,
który wszystko zniszczył. Pobiegł za Zośką, dogonił ją na ulicy.
-Zośka! Daj mi szansę!- krzyknął.
-Nie mogę! Nawet jeśli bardzo chcę, to nie umiem….Miałam o Tobie
dobre zdanie, ale ono uległo zmianie….- powiedziała odwracając się od niego i
idąc dalej wzdłuż ulicy płacząc. Według niej ten przykry rozdział musiał się
zakończyć….