niedziela, 5 czerwca 2016

Opowiadanie 72 :)

*Dzień później

Kiedy Wiktor wszedł do salonu ukazała się jego oczom śpiącą na kanapie Marta, to nie był sen w żadnym wypadku, zastanawiała go jedna rzecz, dlaczego wszyscy nie rozpoznali, że tamta kobieta nie jest Martą! I dlaczego Piotr wiedząc o tym, że Marta żyje nic mu nie powiedział?  Cieszył się, że Marta jednak żyje, bardzo ją kocha, tylko teraz nie wie jak ma się zachować wobec Anny, która przecież była z nim... Nie wiedział zupełnie co ma jej powiedzieć, jednak czuł, że jest jej winny rozmowę, tylko w cztery oczy. Usiadł na fotelu obok kanapy, Marta obudziła się i z uśmiechem powitała męża. Mężczyzna odwzajemnił uśmiech, jego serce było jednak rozdarte, ale jednak silniejsze uczucie żywił do Marty.... Zawsze to taka prawdziwa miłość, Anne też kochał, ale.... miał już żonę, która jednak żyje!

-Marta, jak to się stało, że udało Ci się przeżyć ten wypadek?- zapytał zaciekawiony Wiktor, patrzył na nią, chciał się nacieszyć jej widokiem.
-Ostatkiem sił wyszłam niezauważalnie, ale po wypadku długo nic nie pamiętałam, na miejscu za jakąś chwilkę pojawił się Piotrek Gawryło i wziął mnie do siebie. Ja nic nie pamiętałam, nawet własnego imienia nie pamiętałam, nic...Piotr zabierał mnie regularnie do psychologa na terapię, opowiedział mi, że mam męża, dzieci... To ja poprosiłam go, żeby Ci nic nie mówił do póki nie odzyskam pamięci i słowa dotrzymał. Kiedy tylko wszystko sobie przypomniałam postanowiłam przyjść, chciaż wiedziałam, że jest w Twoim życiu jakaś kobieta... Anna... - opowiedziała całą skomplikowaną historię, która zdawała się być nie prawdopodobna.
-Przepraszam, ale dla mnie to wciąż szokujące! A jak to się stało, że nie straciłaś dziecka? - zapytał spoglądając na Natalię.
-Jakiś cud, inaczej tego nie da się nazwać... Ta kobiea też była w ciąży, to na prawdę ogromny zbieg okoliczności.
.To na prawdę cud- westchnął na wspomnienie tragicznego wypadku.
-Piotr to pawdziwy przyjaciel, na prawdę wszytsko dzięki niemu, cieszę się, że odzyskałam pamięć i że mogłam do Ciebie wrócić.... Bałam się, że nie będzie już dla mnie tu miejsca.... Miałeś prawo ułożyć sobie życie...- powiedziała i mocno się przytuliła do Wiktora.
-Co Ty mówisz! Zawsze bym Cię przyjął jesteś moją żoną! Mam nadzieję, że Anka to zrozumie....
- Myślę, że to zrozumie....- jeszcze mocniej się wtuliła w jego ramiona.

Tymczasem do mieszkania Anny zapukał Stanisław, wieści szybko się rozchodzą, on też juz wiedział o tym, że żona Wiktora wcale nie umarła i że żyje. Postanowił to wykorzystać, wiedział, że Anna jest teraz w ciężkim stanie i dobrze ją znał, dlatego wiedział jak to wykorzystać, zapukał do drzwi, a po chwili Anna je otworzyła.

-Co Ty tu robisz?- zapytała wściekła.
-Przyszedłem Cię odwiedzić. - wszedł  do środka.
-Nie zapraszałam Cię do środka! Na pewno już wiesz i chcesz to wykorzystać...- westchnęła ciężko.
-Nie skąd...- skłamał.
-Za dobrze Cię znam....- skwitowała.
-Ania, daj nam proszę szansę....Chciałaś mieć dzieci...- starał się być miły.
-Chciałam, ale to było dawno, zanim nie dowiedziałam się jakim jesteś kretynem...- powiedziała z oburzeniem.
-Ania, proszę, ja się zmieniłem...- dotknął delikatnie jej ręki.
-Nie wierzę!- krzyknęła na niego.
On szybko zbliżył się do niej, złapał ją w pasie i chciał ją pocałowć,, ale kobieta zwinnie mu się owyrwała,

-Staszek, co Ty robisz?- zapytała marszcząc brwi.
-Jak to co? Chciałem Cię pocałować, a Ty mnie odtrącasz...- westchnął znowu podchodząc bliżej.
-Odsuń się!- krzyknęła.
-Nie bądź taka!- złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
Chciałą go odepchnąć, ae nie była w stanie... Pocałował ją w usta, kobieta szybko go odepchnęłą i uciekła z mieszkania. wybiegła w kierunku szpitala, Wktor szedł powoli do pracy, chciał porozmawiac  z Anną, zobaczył jak kobieta nerwowo biegnie w kierunku szpitala, zawował ją.
-Anka, Anka!- krzyknął w jej kierunku.
-Słucham- rzuciła oschle.
-Ja nie wiedzłem, że Marta żyje! Do wczoraj, ale teraz sama rozumiesz...- strała się jej wyjaśnić.,
-Wiem... Nie musisz mi mówić...Usunę się z Twojego, przepraszam Waszego życia....Nie pasowałąm tam... Wczoraj to dostrzegłam....  Jak widziałam Waszą reakcję na widok Marty, Wasze miny mówiły wszytsto. Zapomnij o mnie...- powiedziała smutnym głosem i weszła do budynku.
Dla Wiktora też to było trudne, dla każdego było to trudne, jedyną osobą, która sie z tego cieszy jest Stanisław, ma świetną okazję, żeby zbliżyć się do Anny, jednak na razie kobieta zdaje się być nie ugięta.
Wiktor wszedł do stacji, wszytscy zaczęli pytać o Martę, Adam, Piotrek, Basia, która przyszła z Adamem.
Anna czuła się tam jak intruz... Postanowiła, że weźmie w pracy urlop i wyjedzie na jakiś czas, a może nawet na zawsze, zawsze miała szansę powroyu do Anglii do szpitala.

piątek, 3 czerwca 2016

Opowiadanie 71 :)

*Tydzień później

Anna czuła się coraz lepiej, dlatego po tygodniu mogła wyjść ze szpitala, ale tylko pod tym warunkiem, że będzie odpoczywać jeszcze przez co najmniej miesiąc.... Wiktor obiecał Michałowi, że osobiście dopilnuje, aby Anna odpoczywała, zdawał sobie sprawę, że Anna nie lubi jak mówi jej się co ma robić, ale w tej sytuacji nie było żadnego wyjścia. Spakowała wszystkie rzeczy, które miała w szpitalu, zasunęła torbę i chwyciła ją w rękę, kiedy Wiktor to zobaczył niemal natychmiast wyrwał jej tą torbę z ręki.

-Anka, miałaś odpoczywać, a nie dźwigać ciężką torbę, na prawdę jesteś najnieposłuszniejszą pacjentką! - zaśmiał się do niej i wziął od niej torbę z rzeczami.
-Wiktor, daj spokój, poradziłabym sobie- westchnęła i uśmiechnęła się po chwili.
-Wiem, ale....- zaczął mówić.
-Ale...Ty zawsze wiesz lepiej, wspaniały i niezawodny dr Banach wie wszystko lepiej i nie ma dyskusji- zaczęła się śmiać.  
-Tak dokładnie, z ust mi to wyjęłaś!- zaśmiał się pod nosem.
Wyszli z budynku, Wiktor wrzucił torbę do bagażnika samochodu, otworzył Ani drzwi i zajął miejsce za kierownicą.
-Jedziemy do domu! powiedział przekręcając energicznie kluczyk w stacyjce, spojrzał na Ankę i ruszy w stronę swojego domu.
-Nie musisz tego robić...- zaczęła mówić Anna, była nie co zakłopotana, nie chciała być dla nikogo ciężarem, a czuła się jak balast nikomu nie potrzebny.
-Nie muszę, ale chcę!- powiedział, kończąc definitywnie ten temat.
-Dziękuję!- wyszeptała opierając głowę o fotel.
-Nie ma za co, wiesz, że....Cię kocham!- powiedział spoglądając na nią z zza kierownicy.
-Wiem! Ja Ciebie też- powiedziała poważnie i spojrzała na niego, uśmiechnęła się.
Dojechali do domu, wysiedli i udali się do środka, w salonie siedziała na łóżku Zosia, była cała zapłakana, Wiktor szybko do niej podbiegł. .
-Zosia, co się stało> Ktoś Cię skrzywdził?- zapytał patrząc na nią
-Ne....Ale...ale...ja dziś widziałam na ulicy...Martę!- powiedziała na nowo zalewając się łzami.
-Córciu, na pewno to ie była Marta! Przecież ona nie żyje!- powiedział, chcć sam miał gdzieś w głębi nadzieję, że może żyje....
-Nie! Ją poznam wszędzie! To nie mogła być pomyłka.
Do ich domu ktoś zapukał, Wiktor poszedł otworzyć, a jego oczom ukazała się kobieta wyglądająca jak Marta! Trzymała na ręku, małe dziecko....A przecież w dniu wypadku Wiktor dowiedział się, że była w ciąży....!
-Marta?- zapytał i wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.
-Tak! To ja! Straciłam pamięć, a z wypadku udało mi się ujść z życiem! Uratował mnie Piotr Gawryło! Znalazł mnie, długo nic nie pamiętałam, on powiedział mi, że mam męża, dwójkę cudownych dzieci i Zosię! Zobacz! Obrączka!- pokazała rękę z złota obrączką, mężczyzna stał jak zahipnotyzowany.
-Ja nie mogę w to uwierzyć....! To jest chyba sen! Marta! A czy to masze dziecko?- zapytał patrzać na małe dziecko, które na oko miało jakieś pół roku.
-Tak, to jest Natalia, nasza córka, długo zastanawiałam się czy przyjść...Słyszałam, że ułożyłeś sobie życie z jakąś Anną...- powiedziała wchodząc w głąb domu, a za nią Wiktor.
-Marta!- Zosia d razu do niej podbiegła, uściskała ją, była wyraźnie uszczęśliwiona, poczuła się jak za starych dobrych czasów. Tylko dla Anny nie było już miejsca.
-Pani jednak żyje...- powiedziała Anna łapiąc się za głowę, czuła. się jak by jej się to śniło, nie mogła w to uwierzyć, przecież jak to jest możliwe? Pytała samą siebie, ale nie to było najgorsze....Najgorsza była świadomość tego, że ej związek z Wiktorem nie ma już żadnych szans....
-Ania, poznaj Martę- powiedział Wiktor spoglądając na obie kobiety, najgorsze było to, że obie tak bardzo kochał....No, lae dłużej był z Martą i to było oczywiste, że musi wrócić do domu i byc z nimi, skoro się odnalazła i żyje.
-Wiktor ja wracam do siebie!- zakomunikowała przez ogródek Anna, spojrzała na całą szczęśliwą rodzinę....Dla niej nie było jż tam miejsca....Tyle co wyszła ze szpitala, już myślała, ze wszystko się zaczyna układać, a tu takie rozczarowanie....! Dlaczego to spotyka akurat ją....Czy Marta nie może być z Piotrem? Byłoby tak lepiej dla wszystkich.... A na pewno dla niej,.
Wiedziała, że Wiktor kochał Martę....Kocha nadal! Zobaczyła to w momencie kiedy kobieta stanęła w jego drzwiach, takie rzeczy widać od razu....
Zabrała wszystkie rzeczy i wyszła, szła powoli, nie wiedzaiła co ma ze sobą zrobić.... Stanisław tak ją skrzywdził, a teraz Wiktor.... Jej serce pękło na pół drugi raz....Ten drugi raz boli znacznie bardziej, bo kochała go tak bardzo, ajk nikogo, ale są rzeczy ważne i wazniejsze, jeśli się kogoś kocha, to trzeba się cieszyć jego szczęściem i czasem poświęcić swoje szczęście własne....
Krciłą się tak między ulicami Warszawy, przechodziła koło domu Martyny.
-Ania! Zaczekaj!- krzyknęła za nią Martyna i wybiegła na zewnątrz.
-Hej Martyna...- powiedziała smutnym głosem.
-Nie miałaś byc u Wiktora?- zapytała niczego jeszcze nie świadoma Martyna.
-Miałam i byłam, ale teraz nie ma już tam dla mnie miejsca....- westchnęła głęboko, a po jej bladych jak ściana policzkach popłynęły gorzkie łzy, łzy rozpaczy.
-Jak to nie ma miejsca?! Co Ty mówisz?- dopytywała Strzelecka.
-Tak....Marta wróciła! Ona  jednak żyje, na dodatek nie sama wróciła, tylko z półrocznym dzieckiem.... To ich trzecie dziecko, a ja widziałam jak Wiktor na nią patrzy, jak na kobietę swojego życia....Dla mnie świat się załamał.... - powiedziała zanosząc się łzami, Martyna stała jk wryta, była w wielkim szoku!
Przytuliła Annę i zaproponowała jej, żeby zatrzymała się u niej, a pomyślą, co dalej później.
-Marta żyje?- zapytała ponownie.
-Tak, ale moje serce po raz drugi umarło....Już nie ma osoby, którą bym tak pokochała!- płakała.
-Nie mów, tak na pewno znajdziesz ogoś sobie jeszcze- starła się ja pocieszyć.