Opowiadanie 24
„Nieszczęśliwy wypadek i
załamanie Piotra”
*Tydzień później
Marta przeprowadziła się już
do Wiktora, zabrała wszystkie swoje rzeczy, kobieta zbierała się właśnie do
pracy, kiedy zadzwonił jej telefon.
-Halo Marta, musimy porozmawiać,
to ważne- oznajmił Artur.
-Cześć… Artur skąd masz mój
numer? – zapytała zdziwiona Marta.
-Musimy porozmawiać, proszę-
mówił błagalnym tonem.
-No dobra, jak musisz mi coś
powiedzieć ważnego to spotkajmy się przed szpitalem, za godzinę zaczynam dyżur-
powiedziała.
-Będę czekał pod szpitalem-
powiedział i się rozłączył.
Marta wyszła do pracy, po 20
minutach była na miejscu, spotkała Wiktora.
-Marta! Czy to prawda?-
zapytał wściekły Wiktor.
-Wiktor, o co chodzi?-
zapytała zaniepokojona lekarka, czuła, że to sprawka Artura.
-Artur, powiedział….- Wiktor
zamilkł.
-Co Artur powiedział?-
zapytała.
-Powiedział, że się z nim
całowałaś!- krzyknął.
-Co? Niby jak i kiedy? Byłam w
domu. Chyba go zabiję, jak może nam to robić. –kobieta zaczęła płakać.
Wiktor odszedł bez słowa,
Marta chciała wejść do szpitala, jednak przy drzwiach zatrzymał ją Artur.
-Artur! Co Ty powiedziałeś
Wiktorowi? Czemu chcesz zniszczyć mi małżeństwo?- zapytała zła i zapłakana
kobieta.
-Marta, odpowiedź jest prosta…
Bo Cię kocham! Teraz już wiesz?- podszedł do kobiety.
-Artur… Kochasz, tak? Jak byś
mnie kochał, to byś nie niszczył mi życia! Cieszył byś się moim szczęściem…
-Marta, Wiktor nie jest Ciebie
wart!- mówiąc to złapał kobietę za ręce.
-Puść mnie, puszczaj! Jak
możesz tak mówić! Wiktor, to najwspanialszy facet na Świecie, kocham go, nie
zmienisz tego!
Kobieta szamotając się z
Arturem, upadła na chodnik, uderzyła głową o chodnik, straciła przytomność,
kłótnię widzieli Piotr z Martyną, którzy mieli iść na randkę, jednak widząc, że
Marta upadła oboje szybko do niej pobiegli.
-Artur, co Ty jej zrobiłeś?!-
krzyknęła Martyna.
-Ja… Ja nie chciałem zrobić
jej krzywdy… To był nieszczęśliwy wypadek, ona się wyszarpnęła i upadła…
-Marta, Marta słyszysz mnie?-
Martyna pochyliła się nad Martą, kobieta jednak była nie przytomna.
-Martyna, wezmę ją na ręce i
zaniosę na Izbę- powiedział Piotrek.
-Dobra, ja idę po doktora,
muszę mu powiedzieć, co się stało, on jest jeszcze w stacji?- zapytała.
-Tak, jest leć, a ja biorę
Martę i idę- Piotr wziął Martę na ręce i pobiegł na Izbę.
*Izba Przyjęć
Piotr wbiega na Izbę, Piotr
Gawryło widząc zapytał zaniepokojony.
-Marta?! Co jej się stało?-
zapytał zaniepokojony Gawryło.
-Tak, Marta… To wina Góry…
Kłócili się, Marta się wyszarpnęła i upadła uderzając głowa o chodnik, jest
nieprzytomna- odpowiedział zdenerwowany Piotr Strzelecki.
Martyna czym prędzej pobiegła
do stacji, wpada zdyszana i zdenerwowana.
-Doktorze… Marta miała
wypadek!- powiedziała zdyszanym głosem.
-Wypadek? Marta?! Jaki wypadek?-
zapytał zaniepokojony lekarz.
-Góra… Kłócili się, ona się
wyszarpnęła, upadła, głową uderzyła o chodnik…Piotrek zabrał ją już na Izbę.
-Znowu ten Góra… Boże chodźmy
do niej- Wiktor zabrał z biurka telefon, zamknął drzwi i pobiegł do szpitala
wraz z Martyną.
Na krześle w szpitalu siedział
Góra, był w szoku, czuł się winny. Piotr Strzelecki podszedł do Wiktora i
Martyny.
-Martę zabrali na badania,
tomografię trzeba sprawić czy nie ma krwiaka- powiedział Piotr.
-Doktorze, na pewno będzie wszystko
dobrze- pocieszała go Martyna.
-Mam nadzieję.. –westchnął zdenerwowany
Wiktor.
-Wiktor… Ja nie chciałem jej
skrzywdzić… To był wypadek… Nie mógłbym jej skrzywdzić, bo ją kocham… - powiedział
Artur.
-Wypadek? Mogłeś ją zabić
kretynie! Dam Ci radę zgłoś się do psychiatry! W trybie pilnym….- powiedział
wściekły Wiktor.
-Wiktor, mogę Cię prosić?-
zapytał idąc na Izbę Gawryło.
-Jasne, idę.
Wiktor wszedł na Izbę, Piotr
pokazał mu badania.
-Zobacz na szczęście, to tylko
lekkie wstrząśnienie mózgu, Marta jednak musi zostać na obserwacji, dziś i
jutro, a ja wezmę za nią dyżur- powiedział z ulgą Piotr Gawryło.
-Dzięki wielkie Piotr. Co ten
Góra wyrabia… Mam go już dosyć, teraz przegiął… Mogę iść do Marty?- zapytał
Wiktor.
-Pewnie, idź, jest w sali nr
2.
Wiktor wszedł do sali, usiadł
na krześle obok Marty lóżka, złapał kobietę za rękę.
-Marta… Przepraszam Cię, wszystko
już wiem, głupi byłem, że wierzyłem w te głupoty zmyślone przez Górę.
-Trzeba Ci przyznać mądre to
to nie było… Zamiast uwierzyć mi… -powiedziała smutna Marta.
-Wiem, wiem przepraszam!-
powiedział skruszonym głosem Wiktor.
-Wybaczam Ci, ale nie rób tak
więcej- powiedziała Marta.
-Nie będę, obiecuję- Wiktor
przytulił Martę mocno.
-Jak dobrze, że Cię mam!-
powiedziała całując Wiktora w policzek.
-Jesteś dla mnie jak powietrze,
bez Ciebie nie mógłbym istnieć- powiedział poważnie lekarz.
-Jak powietrze? Od tej strony
Cię nie znałam… Wiktor-poeta, podoba mi się bardziej!- zaśmiała się, wtulając
się mocno w ramiona Wiktora.
-Jak to dobrze, mieć taką wyrozumiałą
i kochającą żonę- uśmiechnął się.
Martyna siedziała na krześle,
Piotrek obok.
-Martynka, fajna randka w szpitalu…
Tego jeszcze nie było- zaśmiał się Piotrek.
-Piotrek, daj spokój randka
nie zając nie ucieknie, a zdrowie Marty ważniejsze. Dobrze, że nic jej nie jest
poważnego- powiedziała Ratowniczka.
-Masz rację, dobrze, że to
tylko tak się skończyło…Patrz jacy oni są szczęśliwi.- powiedział Piotrek pokazując
na Martę i Wiktora.
-Bardzo szczęśliwi, pasują do
siebie, jak dwie krople wody!- powiedziała z przekonaniem.
-A my?- zapytał obejmując Martynę.
-A my, no może też, przekonamy
się- uśmiechnęła się.
-Martynka, wiem, że my też
pasujemy do siebie- pocałował ją w policzek.
-No jasne, że tak to był
żarcik- uśmiechnęła się.
*Kilka dni później
Marta wróciła już do pracy,
czuła się dobrze, Artur złożył wypowiedzenie, jednak Marta martwiła się o
Piotra Gawryłę, poszła z nim porozmawiać.
-Cześć Piotr, ostatnio dużo
pracujesz… Martwię się…- spojrzała na lekarza z wyczekiwaniem.
-Marta, ja nie mam po co
wracać do domu! Wolę tu spędzać czas- odrzekł smutnym głosem.
-Jak to nie masz po co wracać?
Masz syna, Hanę- powiedziała.
-Syna?... Martuś syn nie jest
mój… - powiedział załamanym głosem.
-Jak to… Co nie jest Twoim
synem?!... Skąd wiesz?- podeszła do Piotra.
-Wczoraj się dowiedziałem… Słyszałem rozmowę
Hany z Radwanem… Maks nie jest moim synem…Muszę wziąć urlop, załamała mnie ta
wiadomość.
-To straszne… Rozumiem Cię…-
przytuliła Piotra.
-Muszę się wyprowadzić, nie
zniosę ani jednego dnia dłużej w tym domu- mówił przytulając się do Marty.
Marta sięgnęła do kieszeni
kitla, podała klucze Piotrowi.
-Weź je, zamieszkasz u mnie,
mieszkanie jest puste, a Tobie klucze się przydadzą.
-Marta, nie wiem jak Ci
dziękować..- powiedział uśmiechając się Piotr.
-Nie ma sprawy, Ty mi zawsze
pomagasz. Po to ma się przyjaciół.
Marta dużo czasu spędzała z
Piotrem była jedyną osobą, z którą rozmawiał, Piotr był załamany, Wiktor był zazdrosny.
-Marta nie uważasz, ze
ostatnio spędzasz dużo, za dużo czasu z Piotrem, a zaniedbujesz nas, mnie!-
powiedział z wyrzutem Wiktor.
-Wiktor, ja jestem jedyną
osobą, z którą on rozmawia, jest z nim coraz lepiej! Mam go tak zostawić jak
Hana? Nie zostawię go, bo jest moim przyjacielem- odpowiedziała kobieta, patrząc
w oczy mężowi.
-Nie o to chodzi, nie masz
czasu dla nas, na rozmowę, ja też chciałbym spędzić czas z własną żoną.
-Wiktor, ja wiem, ale muszę mu
pomóc, już wychodzi na prostą, daj mu jeszcze czas i mi.