niedziela, 28 grudnia 2014

Opowiadanie 24 :)



Opowiadanie 24

„Nieszczęśliwy wypadek i załamanie Piotra”
*Tydzień później

Marta przeprowadziła się już do Wiktora, zabrała wszystkie swoje rzeczy, kobieta zbierała się właśnie do pracy, kiedy zadzwonił jej telefon.
-Halo Marta, musimy porozmawiać, to ważne- oznajmił Artur.
-Cześć… Artur skąd masz mój numer? – zapytała zdziwiona Marta.
-Musimy porozmawiać, proszę- mówił  błagalnym tonem.
-No dobra, jak musisz mi coś powiedzieć ważnego to spotkajmy się przed szpitalem, za godzinę zaczynam dyżur- powiedziała.
-Będę czekał pod szpitalem- powiedział i się rozłączył.
Marta wyszła do pracy, po 20 minutach była na miejscu, spotkała Wiktora.
-Marta! Czy to prawda?- zapytał wściekły Wiktor.
-Wiktor, o co chodzi?- zapytała zaniepokojona lekarka, czuła, że to sprawka Artura.
-Artur, powiedział….- Wiktor zamilkł.
-Co Artur powiedział?- zapytała.
-Powiedział, że się z nim całowałaś!- krzyknął.
-Co? Niby jak i kiedy? Byłam w domu. Chyba go zabiję, jak może nam to robić. –kobieta zaczęła płakać.
Wiktor odszedł bez słowa, Marta chciała wejść do szpitala, jednak przy drzwiach zatrzymał ją Artur.
-Artur! Co Ty powiedziałeś Wiktorowi? Czemu chcesz zniszczyć mi małżeństwo?- zapytała zła i zapłakana kobieta.
-Marta, odpowiedź jest prosta… Bo Cię kocham! Teraz już wiesz?- podszedł do kobiety.
-Artur… Kochasz, tak? Jak byś mnie kochał, to byś nie niszczył mi życia! Cieszył byś się moim szczęściem…
-Marta, Wiktor nie jest Ciebie wart!- mówiąc to złapał kobietę za ręce.
-Puść mnie, puszczaj! Jak możesz tak mówić! Wiktor, to najwspanialszy facet na Świecie, kocham go, nie zmienisz tego!
Kobieta szamotając się z Arturem, upadła na chodnik, uderzyła głową o chodnik, straciła przytomność, kłótnię widzieli Piotr z Martyną, którzy mieli iść na randkę, jednak widząc, że Marta upadła oboje szybko do niej pobiegli.
-Artur, co Ty jej zrobiłeś?!- krzyknęła Martyna.
-Ja… Ja nie chciałem zrobić jej krzywdy… To był nieszczęśliwy wypadek, ona się wyszarpnęła i upadła…
-Marta, Marta słyszysz mnie?- Martyna pochyliła się nad Martą, kobieta jednak była nie przytomna.
-Martyna, wezmę ją na ręce i zaniosę na Izbę- powiedział Piotrek.
-Dobra, ja idę po doktora, muszę mu powiedzieć, co się stało, on jest jeszcze w stacji?- zapytała.
-Tak, jest leć, a ja biorę Martę i idę- Piotr wziął Martę na ręce i pobiegł na Izbę.


*Izba Przyjęć
Piotr wbiega na Izbę, Piotr Gawryło widząc zapytał zaniepokojony.
-Marta?! Co jej się stało?- zapytał zaniepokojony Gawryło.
-Tak, Marta… To wina Góry… Kłócili się, Marta się wyszarpnęła i upadła uderzając głowa o chodnik, jest nieprzytomna- odpowiedział zdenerwowany Piotr Strzelecki.
Martyna czym prędzej pobiegła do stacji, wpada zdyszana i zdenerwowana.
-Doktorze… Marta miała wypadek!- powiedziała zdyszanym głosem.
-Wypadek? Marta?! Jaki wypadek?- zapytał zaniepokojony lekarz.
-Góra… Kłócili się, ona się wyszarpnęła, upadła, głową uderzyła o chodnik…Piotrek zabrał ją już na Izbę.
-Znowu ten Góra… Boże chodźmy do niej- Wiktor zabrał z biurka telefon, zamknął drzwi i pobiegł do szpitala wraz z Martyną.
Na krześle w szpitalu siedział Góra, był w szoku, czuł się winny. Piotr Strzelecki podszedł do Wiktora i Martyny.
-Martę zabrali na badania, tomografię trzeba sprawić czy nie ma krwiaka- powiedział Piotr.
-Doktorze, na pewno będzie wszystko dobrze- pocieszała go Martyna.
-Mam nadzieję.. –westchnął zdenerwowany Wiktor.
-Wiktor… Ja nie chciałem jej skrzywdzić… To był wypadek… Nie mógłbym jej skrzywdzić, bo ją kocham… - powiedział Artur.
-Wypadek? Mogłeś ją zabić kretynie! Dam Ci radę zgłoś się do psychiatry! W trybie pilnym….- powiedział wściekły Wiktor.
-Wiktor, mogę Cię prosić?- zapytał idąc na Izbę Gawryło.
-Jasne, idę.
Wiktor wszedł na Izbę, Piotr pokazał mu badania.
-Zobacz na szczęście, to tylko lekkie wstrząśnienie mózgu, Marta jednak musi zostać na obserwacji, dziś i jutro, a ja wezmę za nią dyżur- powiedział z ulgą Piotr Gawryło.
-Dzięki wielkie Piotr. Co ten Góra wyrabia… Mam go już dosyć, teraz przegiął… Mogę iść do Marty?- zapytał Wiktor.
-Pewnie, idź, jest w sali nr 2.
Wiktor wszedł do sali, usiadł na krześle obok Marty lóżka, złapał kobietę za rękę.
-Marta… Przepraszam Cię, wszystko już wiem, głupi byłem, że wierzyłem w te głupoty zmyślone przez Górę.
-Trzeba Ci przyznać mądre to to nie było… Zamiast uwierzyć mi… -powiedziała smutna Marta.
-Wiem, wiem przepraszam!- powiedział skruszonym głosem Wiktor.
-Wybaczam Ci, ale nie rób tak więcej- powiedziała Marta.
-Nie będę, obiecuję- Wiktor przytulił Martę mocno.
-Jak dobrze, że Cię mam!- powiedziała całując Wiktora w policzek.
-Jesteś dla mnie jak powietrze, bez Ciebie nie mógłbym istnieć- powiedział poważnie lekarz.
-Jak powietrze? Od tej strony Cię nie znałam… Wiktor-poeta, podoba mi się bardziej!- zaśmiała się, wtulając się mocno w ramiona Wiktora.
-Jak to dobrze, mieć taką wyrozumiałą i kochającą żonę- uśmiechnął się.

Martyna siedziała na krześle, Piotrek obok.
-Martynka, fajna randka w szpitalu… Tego jeszcze nie było- zaśmiał się Piotrek.
-Piotrek, daj spokój randka nie zając nie ucieknie, a zdrowie Marty ważniejsze. Dobrze, że nic jej nie jest poważnego- powiedziała Ratowniczka.
-Masz rację, dobrze, że to tylko tak się skończyło…Patrz jacy oni są szczęśliwi.- powiedział Piotrek pokazując na Martę i Wiktora.
-Bardzo szczęśliwi, pasują do siebie, jak dwie krople wody!- powiedziała z przekonaniem.
-A my?- zapytał obejmując Martynę.
-A my, no może też, przekonamy się- uśmiechnęła się.
-Martynka, wiem, że my też pasujemy do siebie- pocałował ją w policzek.
-No jasne, że tak to był żarcik- uśmiechnęła się.

*Kilka dni później

Marta wróciła już do pracy, czuła się dobrze, Artur złożył wypowiedzenie, jednak Marta martwiła się o Piotra Gawryłę, poszła z nim porozmawiać.
-Cześć Piotr, ostatnio dużo pracujesz… Martwię się…- spojrzała na lekarza z wyczekiwaniem.
-Marta, ja nie mam po co wracać do domu! Wolę tu spędzać czas- odrzekł smutnym głosem.
-Jak to nie masz po co wracać? Masz syna, Hanę- powiedziała.
-Syna?... Martuś syn nie jest mój… - powiedział załamanym głosem.
-Jak to… Co nie jest Twoim synem?!... Skąd wiesz?- podeszła do Piotra.
 -Wczoraj się dowiedziałem… Słyszałem rozmowę Hany z Radwanem… Maks nie jest moim synem…Muszę wziąć urlop, załamała mnie ta wiadomość.
-To straszne… Rozumiem Cię…- przytuliła Piotra.
-Muszę się wyprowadzić, nie zniosę ani jednego dnia dłużej w tym domu- mówił przytulając się do Marty.  
Marta sięgnęła do kieszeni kitla, podała klucze Piotrowi.
-Weź je, zamieszkasz u mnie, mieszkanie jest puste, a Tobie klucze się przydadzą.
-Marta, nie wiem jak Ci dziękować..- powiedział uśmiechając się Piotr.
-Nie ma sprawy, Ty mi zawsze pomagasz. Po to ma się przyjaciół.
Marta dużo czasu spędzała z Piotrem była jedyną osobą, z którą rozmawiał, Piotr był załamany, Wiktor był zazdrosny.
-Marta nie uważasz, ze ostatnio spędzasz dużo, za dużo czasu z Piotrem, a zaniedbujesz nas, mnie!- powiedział z wyrzutem Wiktor.
-Wiktor, ja jestem jedyną osobą, z którą on rozmawia, jest z nim coraz lepiej! Mam go tak zostawić jak Hana? Nie zostawię go, bo jest moim przyjacielem- odpowiedziała kobieta, patrząc w oczy mężowi.
-Nie o to chodzi, nie masz czasu dla nas, na rozmowę, ja też chciałbym spędzić czas z własną żoną.
-Wiktor, ja wiem, ale muszę mu pomóc, już wychodzi na prostą, daj mu jeszcze czas i mi.   

   

wtorek, 23 grudnia 2014

Opowiadanie 23 :)



Opowiadanie 23
"Ślub, awantura i poród"

*Dzień przed ślubem Marty i Wiktora
Pół roku później

Do Marty przyszła Martyna, dobierały razem dodatki do sukienki, przygotowały wszystkie rzeczy na jutro, buty, sukienkę, kosmetyki, usiadły zmęczona na kanapie.
-Marta przymierzysz sukienkę?
-Jasne już, ciekawe jak będę w niej wyglądać. –zastanawiała się Marta.
-Na pewno będziesz wyglądać zjawiskowo.
Marta przebrała się w suknię ślubną, biała sukienka idealnie do niej pasowała.
-I jak?
-Ślicznie wyglądasz, jak Anioł.
-Dziękuję, do Anioła mi daleko.
Nagle rozległo się głośne pukanie do drzwi, Martyna poszła otworzyć.
-Dzień dobry doktorze, nie może Pan wejść teraz do środka…bo Marta przymierza sukienkę ślubną, a Pan nie może jej zobaczyć nie teraz, jutro Pan dopiero może.
-Martyna, wierzysz w takie rzeczy?- zapytał Wiktor.
-Wierzę, nie wierzę, dla pewności lepiej nie.
-Dobra poczekam tu jak się przebierze to mi powiedź.
-Dobrze.
Martyna weszła do domu, poszła do salonu.
-To Wiktor- powiedziałam mu, żeby poczekał.
-Słusznie, nie może mnie zobaczyć w sukni ślubnej, jutro dopiero.
-Też mu tak powiedziałam- zaśmiała się Martyna.
-Jak my się dobrze rozumiemy, czytasz mi w myślach? To niebezpieczne… -roześmiała się Marta.
-Tak, racja podobnie myślimy, nie, nie potrafię czytać w myślach, bądź spokojna.
Marta się przebrała, schowała sukienkę do szafy
-Możesz zawołać Wiktora-powiedziała siedząca na kanapie Marta.
Martyna krzyknęła z salonu.
-Doktorze może Pan wejść.
-Ok idę.
Wiktor wszedł do salonu, przywitał się z Martyną, następnie z Martą.
-Martyna nie pozwoliła mi wejść.
-Dobrze zrobiła, nie możesz zobaczyć mnie w sukni ślubnej… To przynosi pecha.
-Dziewczyny wierzycie w takie rzeczy?-zdziwił się Wiktor.
-Przezorny zawsze ubezpieczony… Stęskniłeś się i przyszedłeś?- zapytała z uśmiechem Marta.
-Oczywiście stęskniłem się, ale już jutro oficjalnie będziesz moją żoną.-powiedział z satysfakcją w głosie lekarz.  
-To prawda, już jutro, bardzo się cieszę!
-Martyna idziesz na ślub z Piotrkiem?- zapytał Wiktor.
-Tak… Niech mu będzie… -rzuciła z przekąsem Martyna.
-Martyna wszyscy wiemy, ze Was do siebie ciągnie, nie da się tego nie zauważyć, chyba tylko Góra tego nie widzi… Może ma złe okulary? Coś ostatnio mówił, ze mnie nie zauważył, no a Martę od razu zobaczył…- śmiał się Wiktor.
-Wiktor, Ty i te twoje teksty… Za to Cię właśnie kocham… I nie tylko za to… -zaśmiała się młoda lekarka.
-No musisz mnie za coś kochać, bo inaczej nie było by ślubu…
-Doktorze, ja i Piotrek na dobra jesteśmy parą- powiedziała uśmiechając się.  
-Domyśliłem się, można to było przewidzieć.
-Na szczęście się z nim pogodziłam… Nie miałam żadnych dowodów… -westchnęła.
-Wy to się ciągle kłócicie.. My z Martą na szczęście aż tak często się nie kłócimy.
-No tak, ale bardziej sobie dogadujemy…. Ja lecę na dyżur z Górą niestety… Zapytam czy ma dobre okulary- zaśmiała się.  
-Leć miłego dyżuru!.
-Pa.
Martyna wyszła, a Marta i Wiktor usiedli na kanapie, Wiktor przytulił Martę.
-Góra będzie zawiedziony, bo jutro już będziesz moją żoną i nie będzie mógł podrywać mężatki.
-No to ma problem… On jest okropny… Nie mogłabym pokochać kogoś takiego..
-Moja kochana, nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie, nadajesz mu sens!
-Ty mojemu życiu też nadajesz sens!  
Marta pocałowała Wiktora.
-Będę miał świetną żonę! Taką kochaną- puścił oczko do Marty.
-A ja tak wspaniałego męża- Marta ucałowała Wiktora w policzek.  
-Muszę niestety iść, przygotować się na jutro.
-Szkoda, ale rozumiem.
-Po ślubie zamieszkasz u mnie- powiedział stanowczo.
-To oczywiste. Tam jest Zosia i Twój tata.
-Oni Cię uwielbiają! Idę pa.
-Cieszę się, że mnie lubią. Widzimy się jutro przed Kościołem.
-Oczywiście.  

*Sobota dzień ślubu

Marta już od wczesnego ranka jest na nogach, Martyna przyszła, aby pomóc Marcie w przygotowaniach, kobieta była już ubrana w białą suknię, była godzina 11, Martyna zabrała się do robienia makijażu.
-Ne mogę się na Ciebie napatrzeć, tak pięknie wyglądasz Marta -powiedziała Martyna.
-Dziękuję, cieszę się, że ładnie wyglądam, a Piotrek gdzie?- zapytała Marta.
-Mamy się spotkać przed Kościołem, nie ruszaj się, bo muszę wymalować Ci oczy teraz- uśmiechnęła się Martyna. 
Po pół godzinie Martyna skończyła robić makijaż, Marta wzięła do  ręki lusterko.
-I jak Ci się podoba?- zapytała Ratowniczka.
-Makijaż jest śliczny. Dziękuję, że mi pomagasz!- uśmiechnęła się i przytuliła Martynę.
-Nie ma za co, polubiłam Cię, jesteś moją bratnią duszą- kobieta przytuliła Martę.
-A co u Piotra i Hany?-zapytała ciekawa Martyna.
-Szczerze nie wiem dawno się z nimi nie widziałam… Hana była na mnie zła, Piotr stara się o wszystkim zapomnieć, ale widzę jest mu ciężko… Chce skupić   dziecku, ale nie może pogodzić się ze zdradą..
-Nie dziwię mu się… To trudna sytuacja… -westchnęła Martyna.
Usłyszały pukanie do drzwi, Martyna poszła otworzyć.
-Cześć Martyna, a gdzie Marta?- zapytał stojący w drzwiach Piotr Gawryło.
-Cześć Piotr, Marta jest w salonie, wejdź. A gdzie Hana?
-Została w domu, pojedziemy po nią zaraz. No cześć… Marta jak Ty ślicznie wyglądasz, jak Gwiazda, pięknie Ci w tej sukience.
-Cześć Piotr, świetnie, że jesteś, dziękuję za komplement- uśmiechnęła się Marta.  
-Gotowa? Przyjechałem po Ciebie, jeszcze musimy po Hanę pojechać, bo została w domu.
-Tak jestem gotowa, tylko kwiaty muszę wziąć. Martynka mogłabyś mi podać kwiaty i wpiąć mi jeden we włosy?
-Jasne już daję kwiaty i wpinam.
Martyna podała kwiaty Marcie i wpięła jedną białą różę w brązowe upięte w koka włosy Marty.
-Gotowe, chodźmy, jest za 10 12, a ślub jest o 13, czas na nas- powiedziała z pospiechem Martyna.
-Tak chodź Marta- Piotr wziął Martę pod rękę.
Marta wsiadła do samochodu, następnie Martyna i Piotr, lekarz ruszył w stronę domu.
-Jak Hana się czuje?-zapytała Marta.
-Dziś coś słabo, ale uparła się, ze chce iść na Wasz ślub- powiedział Gawryło.  
-To już 8 miesiąc, więc czego się spodziewać, już coraz bliżej porodu- odrzekła lekarka.
-No tak racja. O już jesteśmy, Hana już czeka- powiedział Piotrek.
Hana wsiadła do samochodu.
-Hana jest ok?
-Tak, jedź już.
Po 10 minutach byli już pod Kościołem, wysiedli, podszedł do nich Piotrek wraz z Adamem, Basią i Kingą.
-Witamy Pannę Młodą- powiedzieli wszyscy chórem.
-Cześć kochani, super, że już jesteście. O patrzcie idzie Wiktor z Zosią i swoim tatą- powiedziała Marta.
-Cześć Wam, a gdzie Marta?- zapytał Wiktor.
-Jestem, nie uciekłam- lekarka zaśmiała się.
Kobieta wyszła z tłumu. Podeszła do Wiktora.
-Marta.. Jak Ty pięknie wyglądasz. Zjawiskowo. Nie mogę się napatrzeć- powiedział oniemiały z zachwytu Wiktor.
-Ty też pięknie wyglądasz, wolę Cię w wersji eleganckiej niż w Twoim pomarańczowym stroju.
-Oj Marta, Marta, zabawna jesteś- uśmiechnął się.  
Młoda para usłyszała krzyki, poszli sprawdzić kto to, ich oczom ukazała się kłócąca para-  Martyna i Piotr.
-Co Wy wyprawiacie?- zapytał Wiktor.
-Martyna się obraziła, nawet nie wiem o co- powiedział Piotr.
-Martyna, co Wy wyrabiacie, proszę Was nie kłóćcie się, chociaż na ślubie i na przyjęciu.
-Przepraszam… Poniosło mnie… -odrzekła.
-Piotrek wybacz mi.
-Już dobrze- Strzelecki przytulił Martynę.
Jest już 13:55 weszli do Kościoła, do ołtarza Martę poprowadził Piotr Gawryło, a Wiktora Zosia.
Po godzinie było już po ślubie, wszyscy byli szczęśliwi, składali życzenia Wiktorowi i Marcie, następnie wszyscy udali się na przyjęcie weselne.

*Kilka godzin później

Wszyscy na weselu bawili się świetnie, zwłaszcza Para Młoda, nagle Hana dostała silnych skurczy.
-Ja rodzę… -krzyknęła Hana.
-Już? To dopiero 8 miesiąc- zapytał zszokowany Piotr.
-Tak. Wezwijcie karetkę- powiedziała cicho zwijając się z bólu.
Do Piotra i Hany przybiegli Wiktor i Marta oraz Martyna i Piotr. Martyna zadzwoniła na pogotowie po 5 minutach przyjechali Ratownicy, dyżur pełnił w karetce Radwan.
-Hana, już rodzisz?- zapytał Radwan.
-Przestań się głupio pytać, widzisz chyba, bo zaraz urodzę tutaj… -powiedziała Hana.
Ratownicy zabrali Hanę, a Piotr pojechał do szpitala z Przemkiem.
Minęło kilka godzin, nastał ranek Młoda Para przyszła do szpitala prosto z wesela.
-Cześć, jak Hana się czuje?-zapytali.
-Śpi, a nasz synek jest zdrowy- powiedział szczęśliwy Piotr.
-Wspaniale- powiedzieli równocześnie młodzi małżonkowie.   
  

wtorek, 16 grudnia 2014

Opowiadanie 22 :)



Opowiadanie 22
„Rozczarowanie”

*Mieszkanie Adama
Mała Kinga była chora i Adam z Basią nie spali całą noc, ponieważ mała miała gorączkę i kaszel, Adam ubrał się i wyszedł do pracy, choć był niewyspany i zmęczony. Po 10 minutach doratł do stacji, przebrał się i usiadł na kanapie, przywitał się z Piotrkiem.
-Hej stary, co Ty taki zmarnowany?
-Kinga jest chora… Całą noc płakała i na zmianę z Basią zajmowaliśmy się nią.
-Po co przyszedłeś w takim stanie do pracy?
-A jak miałem nie przyjść Góra by mi łeb urwał, jak on mnie denerwuje..
-Stary Ty powinieneś się wyspać, pogadam z Wiktorem jak przydzie. O szefie jest sprawa.
-Cześć chłopaki, co się stało?
-Adaś ma chorą córkę i dziś całą noc nie spał i przyszedł do pracy, chyba na głowę upadł.
-Adam! W takim wypadku idź do domu, ja to załatwię z Arturem… Jakoś w końcu chyba mnie lubi…
-Doktorze, nie chcę, żeby Pan miał przeze mnie problemy…
-Przestań tak mówić, ja sobie z nim poradzę, nie z takimi już miałem do czynienia. Tylko się wyśpij! Widzimy się jutro!
-Dziękuję doktorze, Pan jest złotym człowiekiem.
-Dobra, dobra idź, a i pozdrów Basię.
-Jasne pozdrowię.
Adam był już przy wyjściu przebrany, do stacji wszedł doktor Góra, zdziwiony zapytał Adama.
-Adam a Ty dokąd się wybierasz?
-Do domu, dziś całą noc nie spałem, moja córka jest chora… Doktor Banach pozwolił mi iść.
-Jak to pozwolił Ci iść? Mało mnie to obchodzi, że masz chore dziecko! Masz dyżur i koniec.
 -Artur! Puść go do domu, nie widzisz jaki jest zmęczony?! Dzieckiem się zajmował! Mógłbyś czasem odpuścić i nie być takim służbistą.
-No dobra… Idź, masz szczęście, że Wiktor mnie przekonał.
-Strzelecki do roboty już! Dziś jeździsz ze mną.
-O nie jak ja kocham mieć dyżury z Panem doktorem… Kiedyś naprawdę go uduszę…
-Co mówiłeś Strzelecki? Ruszaj się!
-Nic do siebie mówiłem… Dobra idę już, idę.
Adam wyszedł, a Piotrek poszedł przygotować karetkę, zaczepiła go jakaś kobieta i zapytała o drogę na SOR, chłopak wskazał jej drogę.
-Dziękuję Panu.
-Ne ma za co drobiazg.
Chłopak uśmiechnął się do kobiety, kobieta odwzajemniła uśmiech, skierowała się w stronę szpitala.
Martyna zobaczyła ich razem, pomyślała, że Piotrek znowu podrywa dziewczynę, rozzłościła się i jednocześnie rozczarowała, podeszła do Piotrka
-Co to miało być?! Znowu kolejną laskę podrywasz? Myślałam, że się zmieniłeś, że Ci zależy na mnie… Jak możesz mi to robić! Ja Cię kocham, a tu znowu taki numer mi wykręcasz?
-Martyna, uspokój się ja z nią nie flirtowałem! Tylko pytała mnie o drogę.
-Jasne o drogę?! Dobry bajer!.. Nie chcę mi się z Tobą gadać!
-Martyna! To nie tak!
Martyna poszła do innej karetki, po chwili dostali zgłoszenie i pojechali do pacjenta.
 -Piotrek mamy zgłoszenie! Gotowy?
-Tak gotowy!
-Jedziemy.
 Po 20 minutach byli z pacjentem w szpitalu, weszli na SOR.
-Cześć co mamy?
-Pacjent z wypadku samochodowego, zaintubowany, podałem mi 5 mg Morfiny i ma liczne urazy wewnętrzne i zewnętrzne.
-Ok dzięki, podstawowe badania i proszę z Panem na OIOM. Matko, ale dziś jest znowu kocioł, nie mam już siły…
-Marta, Ty nie wyraźnie wyglądasz… Chora jesteś?-zapytał z troską Wiktor.
-Nie, raczej zmęczona… Od rana mamy same ciężkie przypadki..
-Rozumiem…Widzimy się dziś?
-Jasne, że się widzimy, musimy ustalić kwestie związane z weselem.
-Właśnie Martusia, to do wieczora! Pa mamy następne wezwanie.
-Pa, do wieczora!
Wiktor z Piotrem wyszli, a Martyna z Górą przywieźli następnego pacjenta.
-Cześć, co tym razem?
-Pani spadła ze schodów, podejrzenie urazu głowy i kręgosłupa, przytomna w dobrym kontakcie, podałem płyny.
-Ok dzięki, zabieramy Panią na tomografię.
Góra wyszedł, po rzeczy pacjentki, Martyna była smutna i zamyślona.
-Martyna co się stało?
-Nic…
-Widzę przecież, że coś się stało..
-Piotrek on się chyba nigdy nie zmieni…Znowu randkował z jakąs kobietą!
-Jesteś tego pewna?
-Tak, wydaje mi się, ze tak…
-Nie jesteś pewna. Myślę, ze się zmienił, widziałam kątem oka, że jest smutny.
-Tak? No nie wiem wkurzył mnie…Mam go dosyć, a z drugiej strony go kocham…
-Martyna, spokojnie, porozmawiaj z nim.
-Nie, nie dziś, może jutro…
-Porozmawiaj z nim, na pewno wszystko się wyjaśni.
-Pogadam z nim jutro. Dziękuję Ci Marta! Masz czas jutro?
-Jutro… Tak mam.
-Wpadniesz jutro do mnie?
-Jasne przyjdę, z chęcią.
-A widzę, ze masz się już lepiej.
-Tak Wiktor nie pozwoli mi się zamartwiać.
-No tak Wiktor to złoty człowiek. Idę, bo Góra się będzie czepiał.
-Pa, do jutra.     

Wiktor z Piotrem skończyli właśnie dyżur, przebrali się, Wiktor zatrzymał Piotra przy karetce.
-Piotrek o co chodzi? Czemu Martyna jest zła, a Ty smutny?
-Doktorze… Martyna jest zła, bo myśli, że się nie zmieniłem, ja tylko tłumaczyłem drogę jednej kobiecie, a ona od razu założyła, że ją podrywałem i się wściekła i zła…
-Piotrek, Piotrek nie nerwowo, spróbuj z nią pogadać na spokojnie, ale nie dziś, tylko jutro.
-Tak, tak doktorze, pogadam z nią jutro, czuję się fatalnie i nie wiem jak mam jej wytłumaczyć, że to nie tak jak myśli…
-Dobra, Piotrek znaj moje dobre serce, pogadam z nią, może uda mi się ją przekonać.
-Pan jest naprawdę złotym człowiekiem. Dziękuję!
-Piotrek, Piotrek już dobra, robię to, bo Was lubię, żal mi patrzeć na Was takich smutnych.
-No już wiem, dlaczego Marta wybrała Pana doktora!
-Oj Piotrek, Ty to masz te teksy, nie wiadomo czy się śmiać czy płakać… W tym przypadku chce mi się śmiać! Dobra idę po Martę, bo mamy ustalić sprawy dotyczące wesela,
-Ooo, to niech Pan idzie, do jutra, a nie spóźnię się na bank!
-No ja myślę, cześć.
Wiktor poszedł w stronę szpitala, Piotr wsiadł do samochodu i po chwili odjechał. Marta była już przebrana i czekała na Wiktora, Wiktor wszedł i przywitał się z Martą.
-Cześć, gotowa? Możemy już iść?
-Jasne, czekałam na Ciebie. Chodźmy.
Przy drzwiach wyjściowych Marta z Wiktorem spotykają Hanę.
-Cześć Hana jak się masz?- zapytała Marta.
-Dziękuję dobrze, nie mam czasu śpieszę się.
-Hana… Ona chyba jest na mnie zła… -powiedziała smutnym głosem Marta.
-Nie przejmuj się nią, przejdzie jej w końcu w ciąży ma się różne humorki, a ona ma dziś zły…
-No niby tak, ale chyba myśli, że ja chcę zabrać jej męża, co jest nieprawdą…
-Ja to wiem i Ty to wiesz i Piotrek też, ale ona chcę się wybielić, bo wie, ze źle zrobiła zdradzając Piotra.. Lepiej chodźmy, bo nigdy nie ustalimy tych szczegółów.
Marta i Wiktor poszli do domu Wiktora, ustalili wszystkie szczegóły dotyczące ślubu. Marta wróciła do siebie, weszła do domu, była szczęśliwa, jednak martwiła się o Hanę i Piotra oraz o Martynę i Piota, cały czas myślała jak im pomóc, położyła się i zasnęła.       
  



   

piątek, 12 grudnia 2014

Opowiadanie 21 :)

"Wypadek, smutna historia. Wyznanie miłości"



*Następny dzień kolacja
Dochodziła 19, Martyna była już prawie gotowa, zerknęła przez okno, które wychodziło na parking. Ubrała kurtkę i wyszła, zza rogu wychodzi Piotr.
-Cześć! Jestem, jedziemy?
-O hej tak jedziemy.
 -Pięknie wyglądasz Martynka.
-Nie podlizuj się Piotruś.

Po 10 minutach, byli już w domu Piotra, Piotr przygotował ryż z pałeczkami z kurczaka w kokosie oraz surówkę z marchewki.
-Piotrek! Jakie pyszności! Sam to zrobiłeś?
-No, nie Wiktor!- zaśmiał się.
-Serio? Wiktor?!
-Nie żartowałem… Jasne, ze ja, Martynka proszę Cię.
-No ile Ci nałożyć, zresztą sam zdecyduje!.
-Piotrek, ile Ty mi tego dałeś, nie zjem tyle, człowieku!.
-Zjesz, zjesz i ja tego dopilnuje!.
-Chyba, że Ty zjesz połowę z tego.
-Ja sobie nałożę, jedź, jesteś moim gościem i koniec!
-Piotrek, kiedyś Cię uduszę- uśmiechnęła się.
-Jak mnie udusisz to z kim będziesz jeździła w karetce, kłóciła się? Pomyśl, to ogromna strata.
-No, może, przemyślę to!.
Martyna nie mogła skończyć dania, ponieważ porcja była za duża, męczyła się, ale udało jej się wszystko wcisnąć.
-Nie, no, ale się najadłam, nie mogę się ruszyć. Ja się stąd nie ruszę, normalnie.
-Proszę bardzo, Martynka.
Podał jej sok, usiadł obok, na kanapie, Martyna oparła głowę o kanapę i zasnęła.   

*Sklep Martyna i Marta

Marta wraz z Martyną szukały sukienki ślubnej, Marta przymierzyła kilka sukienek, znalazła jedną, ale trzeba ją było przerobić, kupiły buty i biżuterię i wybrały dodatki do sukienki. Sukienka była skromna, biała i miała małe różyczki na dekolcie. Dziewczyny wyszły ze sklepu, poszły ulicą, nagle usłyszały pisk opon, a na ich oczach dwa samochody się zderzyły, Marta i Martyna szybko pobiegły udzielić im pomocy, samochody były w fatalnym stanie, drzwi się zakleszczyły i dziewczyny nie mogły ich tworzyć, w tym momencie zjawił się Piotr Gawryło.
-Hej co Wy tu robicie?
-Hej Piotr, a pomagamy, ale dzrwi się zakleszczyły.
-Dzwonię na pogotowie, niech przyjadą nasi. Halo tu Gawryło z Leśnej Góry zdarzył się wypadek na ul. Kwiatowej 20. Proszę przysłać dwa zespoły.
-Zobacz tu jest kobieta w ciąży zaawansowanej, Piotr Martyna musimy jej pomóc.
Piotr wyciągnął ją z samochodu, sprawdził puls.
-Nie oddycha… Robię jej RKO i czekamy na chłopaków.
-Ratuj ją, to jest straszne, a co z resztą idę sprawdzić!
Marta z Martyną poszły sprawdzić co z resztą, jeden mężczyzna był przytomny, a dwóch było w stanie ciężkim, kareta nie przyjeżdżała.
-Co jest z tymi karetkami… Gdzie oni są?!
 -Marta spokojnie, co się stało, oddycha udało się trzeba ją zaintubować gdzie jest Wiktor, albo Góra?
Karetka przyjechała, Adam z Piotrkiem i Wiktorem, Wiktor pobiegł do pacjentki, wyciąga zestaw do intubacji, zaintubował pacjentkę, kobieta była w najcięższym stanie, a życie dziecka było zagrożone, więc Wiktor zabrał kobietę i szybko odjechali karetką. W tym momencie przyjeżdża nastęna karetka, Marta udzieliła pierwszej pomocy mężczyźnie i wszystko przekazała lekarzowi, a Martyna udzieliła pierwszej pomocy drugiemu facetowi.  
-Co będzie z ta kobietą, która zabrał Wiktor?
-Marta na pewno ją uratują, zadzwonię do Wiktora i zapytam.
-Ok, albo ja zadzwonię, lepiej będzie jak tam pojedziemy.
-OK to chodźcie, pojedziemy moim samochodem.
Martyna z Martą wsiadły do samochodu Piotra, pojechali do szpitala, weszły razem z Piotrem, Marta była nieobecna, usiadła na krześle, w ręku trzymała swoje zakupy, Martyna poszła, aby się czegoś dowiedzieć, korytarzem szedł Wiktor, zaniepokoił się stanem Marty, już na miejscu zauważył, ze coś było nie tak, Martyna wyszła i usiadła obok, położyła swoją rękę na ramieniu Marty.
-Marta, co się stało? Czemu ta historia tak Cię poruszyła…?- zapytała Martyna.
-Kiedyś… Kilka lat temu… Dokładnie 5 lat temu… Moja siostra miała wypadek samochodowy… Nie udało się uratować jej, ani dziecka tez była w zaawansowanej ciąży… To było straszne…
-Nie wiedziałam… Boże to smutne… Teraz już wszystko rozumiem.
Martyna przytuliła Martę, po policzkach Marty popłynęły łzy. Wiktor wyszedł z Izby, podszedł do Marty, płakała.
-Marta co się stało?
-Doktorze, ja z Martą posiedzę, zajmę się nią.
- Dziękuję Ci Martyna, martwię się o Martę.
-Spokojnie będę z nią, odprowadzę ją do domu.
-Co..co z nią?- zapytała Marta.
-Dobrze, wyjdzie z tego, dziecko też, dzięki Wam będzie wszystko dobrze.
-Chociaż tyle dobrze…
Marta z Martyną poszły do mieszkania Marty, siedziały i rozmawiały kilka godzin, po rozmowie z Martyną Marcie zrobiło się lepiej, polubiła się z Martą, czuła, że jest jej bliska, bo zna tak smutną historię.  

*Martyna i Piotr
Martyna po dyżurze idzie z Piotrem na spacer, po drodze spotkali Adama z Basią i Kingą, poszli razem wszyscy do parku, usiedl na ławce.
-Adaś, ale mała już urosła, mogę wziąć ją na ręce?
-Jasne, że możesz, Kinia stęskniła się za Tobą.
Martyna wzięła Kingę na ręce, mała uśmiechnęła się do Martyny, a po chwili zasnęła jej na rękach.
-Martynka, ale Ty masz podejście do dzieci!- uśmiechnął się Piotrek.
-Dzięki, lubię dzieci są słodkie.
-Dobrą będziesz matką, tylko musisz znalesc fajnego faceta do pary. Nieskromnie powiem, że jest już jeden obok Ciebie.
-Tak Piotruś, mówisz o sobie :D Ty i ta Twoja skromność!- zaśmiała się.
-Martynka, wiem, że mnie za to kochasz.
Ja Ciebie? Kocham? Piotrek Ty to masz wyobraźnię! Nie kocham Cię wkurzasz mnie!
-Martyna, nie wiesz kto się czubi ten się lubi!
-No lubi, właśnie, a nie kocha. Nie wyobrażaj sobie za dużo!
Basia źle się poczuła, więc postanowili iść do domu, pożegnali się i poszli. Martyna i Piotr siedzieli na ławce, a wokół ławki leżały jesienne liście, Piotr zbliżył się do Martyny, położył rękę na jej policzku.
-Piotrek, co Ty robisz? W sumie chcę Ci coś powiedzieć…
-Dobra, ale to za chwilę.
Piotrek, pocałował Martynę w usta, kobieta nie protestowała.
-Piotrek, muszę Ci coś powiedzieć…. Ja żartowałam, że mnie wkurzasz, ja Cię kocham!
-Martyna, ja Ciebie też, a Ty cały czas nie wierzysz w moja przemianę.
-Wierzę i dlatego Ci to powiedziałam! Inaczej nigdy bym tego nie zrobiła! Nie zepsuj tego!
-Martyna, mi naprawdę na Tobie zależy tak jak na nikim innym!
-Super! Jestem szczęśliwa!
-Idziemy na kawę?
-Jasne, chodź.
Poszli w stronę swojej ulubionej kawiarenki.