wtorek, 19 stycznia 2016

Opiwiaxanie 65 :)

"Jak hormony Ci skaczą to nie wyrzywaj się na mnie"

*Wieczór stacja ratownictwa.

Wiktor wychodzol ze stacji, było już ciemno i zimno. Zatrzymała go Anna, popatrzyła na niego z uśmiechem.
-Dasz się namówić na kawę?-zapytała z uśmiechem.
-Kawa....Bardzo chętnie, ale nie o tej porze....-popatrzył i uśmiechnął się.
-Jutro? Po dyżurze?-zapytała go.
-Dobrze! Jesteśmy umówieni, a teraz lecę do dzieci. -podał jej rękę i poszedł, a ona patrzyła jak odchodzi.
-Adaś! Mówiłem Ci tu się romans kroi!-powiedział śmiejąc się Piotrek.
-Piotrek....Weź przestań...Ty we wszystkim widzisz romans....Zwykła rozmowa nie równa się od razu romans...-powiedział i machnął ręką Adam. Poszedł się przebrać, a za nim Piotr.
-Przyjdź jutro z Basia do nas!-powiedział Piotr i wyciągnął z szafki swoje ubrania.
-O bardzo chętnie!-uśmiechnął się. Wyszli ze stacji, pożegnali się, Piotr wsiadł do auta i ruszył. Przejeżdżając przez park zauważył coś dziwnego, wysiadl i pobiegł pod fontannę, zobaczył leżącą dziewczynę, sprawdził oddech, kobieta była młoda na oko jakieś 26 lat, wezwał pogotowie, kobieta otworzyła oczy, zaczęła krzyczeć.
-Zostaw mnue! Nie rób mi krzywdy..-krzyczała.
-Spokojnie! Chce Ci pomóc! Jestem ratownikiem.
-Pomóc?! Ja już wiem jak mi pomożesz...Zabierz tę ręce! Nie dotykaj mnie!-krzyczała.
-Dobra już Cię nie dotykam-mężczyzna odsunal się od niej, po chwili przyjechała karetka.
-Hej Piotrek! Co się jej stało?-zapytała kobieta.
-Nie wiem, przypuszczam, ze ktos ją skrzywdził.....Zgwałcił....-powiedział i odszedł w stronę swojego auta.
Ruszył do domu, Martyna dzwoniła do niego, odebrał.
 -Piorek! Gdzie Ty jesteś?-zapytała zaniepokojona.
 Jadę do domu....Musiałem pomóc dzieeczynie.
-Nic nie rozumiem...
-Wyjaśnię Ci to w domu.
Piotr wysiadl z samochodu i poszedł w stronę bloku. Wszedl schodami do góry. Kiedy wszedł do domu Martyna zmierzyła go wzrokiem.
-Gdzie byłeś tyle czasu?!-zapytała rzucając zlowrogie spojrzenie, zmarszczyla czoło.
-Musiałem dziewczynie pomóc w parku. Martyna weź. Spoznilem się tylko pół godziny. Nie rób scen. Jak Ci hormony skaczą to nie wyrzywaj się na mnie!-powiedzial wkurzony i wszedł do kuchni.
Kobieta stała bez ruchu w przedpokoju, zaczęła płakać, weszła do kuchni.
-Przepraszam. -powiedziała ocierają  lze.
-Możesz dac mi chwilę spokoju. Dziś śpię w salonie. --powiedział i wyszedł do salonu z kubkiem gorącej herbaty.Kobieta poszła do salonu.
-Martyna!  Idz stąd! Szanuj to co do Ciebie mówię!-oburzony wstał i podszedł do okna, patrzył na pustą ulicę, latarnie świeciły i kilka osób szło ulicą. Martyna smutna wyszła, a Piotr siedział sam. Myślał o tym wydarzeniu w parku. Liczył na zrozumienie żony, a ona tak na niego naskocxyla....Był smutny, postanowił iść spac, bo rano zaczynał dyżur.

Rano Piotr obudził się, poszedł do kuchni i zrobił sobie śniadanie, wypił herbatę, zrobił kanapki i wyszedł. Martyna chciała się z nim pożegnać przed wyjściem, ale nie zdążyła, bo mężczyzna zamknął jej drzwi przed nosem. Kobieta po raz kolejny się zdenerwowana.... Poszła do Szymona, chciała wziąć go na ręce i upadla na podloge. Trzymała się za brzuch. Po chwili wstała i zadzwoniła do Piotra.
-Piotrek....-zaczęła mówić.
-Chcesz mnie znowu ochrzanic to daruj sobie jestem w pracy! -powiedzial stanoeczo.
-Piotr! Źle się czuję....Złapał mnie jakiś dziwny skurcz....-powiedziała i upadla znowu na podłogę.
-Już jedziemy! -powiedzial i włączył sygnal.
-Pani Anno, mojej żonie coś się stalo...-powiedział że strachem.
-To jedziemy-powiedziała lekarka.
Weszli do mieszkania, Piotr pobiegł do kobiety. Była blada i trzymała się za brzuch.
-Boli....Tu....-pokazała na podbrzusze..
-Co jej jest?-zapytał Piotrek.
-Nie wiem...Badania trzeba zrobić....Ktoś musi zostać z Szymkiem. Piotrek zostań z dzieckiem. My damy sobie radę. -powiedziała Anna i zabrali razem z Adamem Martyne.....

sobota, 9 stycznia 2016

Opowiadanie 64 :)

"Piotrek weź!"

*Trzy dni później

Martyna z Piotrem i Szymkiem przyszli do Wiktora, Wiktor przywitał ich uśmiechem. Weszli do salonu.
-Cześć dzieciaki co Was sprowadza
?-zapytał i się uśmiechnął.
-Widzę, że z Panem już lepiej-usmiechnela się Martyna.
-No tak trzeba było się jakoś zebrać w garść. Zresztą Marta by chciała, żebym się jakoś ogarnął, bo są dzieci. -uśmiechnął się.
-Racja doktorze!-powiedział Piotrek.
-Coś mi mówi, że macie do mnie jakąś sprawę-uśmiechnął się.
-Chcielibyśmy zapytać czy zostanie Pan ojcem chrzestnym Szymka?-zapytała z uśmiechem Martyna.
-No jasne! Dziecku się nie odmawia!-uśmiechnął się.
-To super!-usmiechneli się.
-Zrobię Wam coś do picia! Herbata, kawa? -zapytal Wiktor
-Herbata-powiedzieli równocześnie Piotr z Martyna.
-Jasne już robię-poszedł do kuchni, wyciągnął z szafki szklanki i zalał herbaty dla gości. Wszedł do salonu, usiadł obok.
-A co u Was? -zapytal
-Dobrze. Wracam do pracy za 5 miesięcy. Nowa szefowa prosiła.
-Dr Anna. A możesz tak szybko już wrócić? Z kim Szymon zostanie?-zapytał ciekawy Wiktor.
-Z moją mamą. Dam rade doktorze proszę się nie martwić. -uśmiechnęła się. Trzymała Szymona na rękach.
-No to dobrze Martynka-powiedział biorąc na ręce Maję, która właśnie wstała.
-Pana córcia już taka duża!-uśmiechnął się Piotr.
-Duża już i podobna do Marty, cała  Marta z wyglądu.-uśmiechał się do córki.
-To prawda!-powiedziala krótko
 Martyna.
-Dziś idę na popołudnie do pracy i do dzieci przyjdzie Gosia.
-Siostra Marty.
-Dokładnie. Ktoś puka pojde otworzyć.
Wiktor otwiera drzwi A w progu stoi Anna.
-Doktorze mogę wejść?-zapytała.
-Oczywiście! Proszę Aniu.-uśmiechnął się
Kobieta weszła do salonu, usiadła obok Piotra.
-Dzień dobry-powiedziała lekarka.
-Dzień dobry-powiedział Piotr i Martyna.
-Słodkiego macie synka-powiedziała dr Anna.
-Dziękujemy-usmiechneli się.
-To my juz pójdziemy. Dziękujemy za herbatę. -powiedziała Martyna.
-Nie ma za co. Do zobaczenia na dyżurze Piotr!-powiedział Wiktor i uscisnal mu dłoń.
-Do widzenia!-powiedzieli i wyszli.
-Pa-powiedział lekarz i zamknął drzwi.
-Co ona go tak odwiedza.....? Węsze jakiś powód? -zaśmiał się Piotrek.
-Piotrek weź! Ty to masz pomysły....Pewnie tylko tak przyszła. A Ty się od razu doszukujesz czegoś-powiedziala idąc z wózkiem Martyna.
-Martynka....Ta chemię czuć w powietrzu!-zaśmiał się.
-Piotruś....Kończ te swoje filozoficzne wywody! Musimy iść do domu i Ty idziesz za godzinę do pracy.
-Zjem coś na szybko i idę na dyżur. -powiedział idąc. Szybko doszli do domu. Martyna położyła do łóżeczka śpiącego Szymka i poszła zrobić kanapki do pracy Piotrowi.
-Kochanie, muszę już iść do pracy! Trzymajcie się.
-To pa,--Martyna poszła do salonu i zabrała się za prasowanie ubrań synka....

Macie jakieś swoje propozycje ? ,)
Ostatnio bardzo opornie idzie mi pisanie opowiadań....:/