*Wieczór stacja ratownictwa.
Wiktor wychodzol ze stacji, było już ciemno i zimno. Zatrzymała go Anna, popatrzyła na niego z uśmiechem.
-Dasz się namówić na kawę?-zapytała z uśmiechem.
-Kawa....Bardzo chętnie, ale nie o tej porze....-popatrzył i uśmiechnął się.
-Jutro? Po dyżurze?-zapytała go.
-Dobrze! Jesteśmy umówieni, a teraz lecę do dzieci. -podał jej rękę i poszedł, a ona patrzyła jak odchodzi.
-Adaś! Mówiłem Ci tu się romans kroi!-powiedział śmiejąc się Piotrek.
-Piotrek....Weź przestań...Ty we wszystkim widzisz romans....Zwykła rozmowa nie równa się od razu romans...-powiedział i machnął ręką Adam. Poszedł się przebrać, a za nim Piotr.
-Przyjdź jutro z Basia do nas!-powiedział Piotr i wyciągnął z szafki swoje ubrania.
-O bardzo chętnie!-uśmiechnął się. Wyszli ze stacji, pożegnali się, Piotr wsiadł do auta i ruszył. Przejeżdżając przez park zauważył coś dziwnego, wysiadl i pobiegł pod fontannę, zobaczył leżącą dziewczynę, sprawdził oddech, kobieta była młoda na oko jakieś 26 lat, wezwał pogotowie, kobieta otworzyła oczy, zaczęła krzyczeć.
-Zostaw mnue! Nie rób mi krzywdy..-krzyczała.
-Spokojnie! Chce Ci pomóc! Jestem ratownikiem.
-Pomóc?! Ja już wiem jak mi pomożesz...Zabierz tę ręce! Nie dotykaj mnie!-krzyczała.
-Dobra już Cię nie dotykam-mężczyzna odsunal się od niej, po chwili przyjechała karetka.
-Hej Piotrek! Co się jej stało?-zapytała kobieta.
-Nie wiem, przypuszczam, ze ktos ją skrzywdził.....Zgwałcił....-powiedział i odszedł w stronę swojego auta.
Ruszył do domu, Martyna dzwoniła do niego, odebrał.
-Piorek! Gdzie Ty jesteś?-zapytała zaniepokojona.
Jadę do domu....Musiałem pomóc dzieeczynie.
-Nic nie rozumiem...
-Wyjaśnię Ci to w domu.
Piotr wysiadl z samochodu i poszedł w stronę bloku. Wszedl schodami do góry. Kiedy wszedł do domu Martyna zmierzyła go wzrokiem.
-Gdzie byłeś tyle czasu?!-zapytała rzucając zlowrogie spojrzenie, zmarszczyla czoło.
-Musiałem dziewczynie pomóc w parku. Martyna weź. Spoznilem się tylko pół godziny. Nie rób scen. Jak Ci hormony skaczą to nie wyrzywaj się na mnie!-powiedzial wkurzony i wszedł do kuchni.
Kobieta stała bez ruchu w przedpokoju, zaczęła płakać, weszła do kuchni.
-Przepraszam. -powiedziała ocierają lze.
-Możesz dac mi chwilę spokoju. Dziś śpię w salonie. --powiedział i wyszedł do salonu z kubkiem gorącej herbaty.Kobieta poszła do salonu.
-Martyna! Idz stąd! Szanuj to co do Ciebie mówię!-oburzony wstał i podszedł do okna, patrzył na pustą ulicę, latarnie świeciły i kilka osób szło ulicą. Martyna smutna wyszła, a Piotr siedział sam. Myślał o tym wydarzeniu w parku. Liczył na zrozumienie żony, a ona tak na niego naskocxyla....Był smutny, postanowił iść spac, bo rano zaczynał dyżur.
Rano Piotr obudził się, poszedł do kuchni i zrobił sobie śniadanie, wypił herbatę, zrobił kanapki i wyszedł. Martyna chciała się z nim pożegnać przed wyjściem, ale nie zdążyła, bo mężczyzna zamknął jej drzwi przed nosem. Kobieta po raz kolejny się zdenerwowana.... Poszła do Szymona, chciała wziąć go na ręce i upadla na podloge. Trzymała się za brzuch. Po chwili wstała i zadzwoniła do Piotra.
-Piotrek....-zaczęła mówić.
-Chcesz mnie znowu ochrzanic to daruj sobie jestem w pracy! -powiedzial stanoeczo.
-Piotr! Źle się czuję....Złapał mnie jakiś dziwny skurcz....-powiedziała i upadla znowu na podłogę.
-Już jedziemy! -powiedzial i włączył sygnal.
-Pani Anno, mojej żonie coś się stalo...-powiedział że strachem.
-To jedziemy-powiedziała lekarka.
Weszli do mieszkania, Piotr pobiegł do kobiety. Była blada i trzymała się za brzuch.
-Boli....Tu....-pokazała na podbrzusze..
-Co jej jest?-zapytał Piotrek.
-Nie wiem...Badania trzeba zrobić....Ktoś musi zostać z Szymkiem. Piotrek zostań z dzieckiem. My damy sobie radę. -powiedziała Anna i zabrali razem z Adamem Martyne.....