sobota, 1 października 2016

Koniec opowiadań.....

Kochani Czytelnicy !

Postanowiłam zakończyć moją działalność na tym blogu....Może kiedyś wrócę....

Powód? Nie mam już takiego zapału do pisania o serialu jak kiedyś....Po za tym nie mam już tyle wolnego czasu.....

Gdyby ktoś z Was chciał poczytać coś mojego....W wakacje zaczęłam pisać książki o tematyce sportowej :) Jeśli ktoś z Was lubi piłkę nożną to zapraszam :)

Mój profil na wattpad:
Mint_love

Zapraszam ! :)

Chciałam Wam wszystkim podziękować za wszystkie mile komentarze i wiele ciepłych słów! :)

Dziękuję!  :)
Ewa

niedziela, 5 czerwca 2016

Opowiadanie 72 :)

*Dzień później

Kiedy Wiktor wszedł do salonu ukazała się jego oczom śpiącą na kanapie Marta, to nie był sen w żadnym wypadku, zastanawiała go jedna rzecz, dlaczego wszyscy nie rozpoznali, że tamta kobieta nie jest Martą! I dlaczego Piotr wiedząc o tym, że Marta żyje nic mu nie powiedział?  Cieszył się, że Marta jednak żyje, bardzo ją kocha, tylko teraz nie wie jak ma się zachować wobec Anny, która przecież była z nim... Nie wiedział zupełnie co ma jej powiedzieć, jednak czuł, że jest jej winny rozmowę, tylko w cztery oczy. Usiadł na fotelu obok kanapy, Marta obudziła się i z uśmiechem powitała męża. Mężczyzna odwzajemnił uśmiech, jego serce było jednak rozdarte, ale jednak silniejsze uczucie żywił do Marty.... Zawsze to taka prawdziwa miłość, Anne też kochał, ale.... miał już żonę, która jednak żyje!

-Marta, jak to się stało, że udało Ci się przeżyć ten wypadek?- zapytał zaciekawiony Wiktor, patrzył na nią, chciał się nacieszyć jej widokiem.
-Ostatkiem sił wyszłam niezauważalnie, ale po wypadku długo nic nie pamiętałam, na miejscu za jakąś chwilkę pojawił się Piotrek Gawryło i wziął mnie do siebie. Ja nic nie pamiętałam, nawet własnego imienia nie pamiętałam, nic...Piotr zabierał mnie regularnie do psychologa na terapię, opowiedział mi, że mam męża, dzieci... To ja poprosiłam go, żeby Ci nic nie mówił do póki nie odzyskam pamięci i słowa dotrzymał. Kiedy tylko wszystko sobie przypomniałam postanowiłam przyjść, chciaż wiedziałam, że jest w Twoim życiu jakaś kobieta... Anna... - opowiedziała całą skomplikowaną historię, która zdawała się być nie prawdopodobna.
-Przepraszam, ale dla mnie to wciąż szokujące! A jak to się stało, że nie straciłaś dziecka? - zapytał spoglądając na Natalię.
-Jakiś cud, inaczej tego nie da się nazwać... Ta kobiea też była w ciąży, to na prawdę ogromny zbieg okoliczności.
.To na prawdę cud- westchnął na wspomnienie tragicznego wypadku.
-Piotr to pawdziwy przyjaciel, na prawdę wszytsko dzięki niemu, cieszę się, że odzyskałam pamięć i że mogłam do Ciebie wrócić.... Bałam się, że nie będzie już dla mnie tu miejsca.... Miałeś prawo ułożyć sobie życie...- powiedziała i mocno się przytuliła do Wiktora.
-Co Ty mówisz! Zawsze bym Cię przyjął jesteś moją żoną! Mam nadzieję, że Anka to zrozumie....
- Myślę, że to zrozumie....- jeszcze mocniej się wtuliła w jego ramiona.

Tymczasem do mieszkania Anny zapukał Stanisław, wieści szybko się rozchodzą, on też juz wiedział o tym, że żona Wiktora wcale nie umarła i że żyje. Postanowił to wykorzystać, wiedział, że Anna jest teraz w ciężkim stanie i dobrze ją znał, dlatego wiedział jak to wykorzystać, zapukał do drzwi, a po chwili Anna je otworzyła.

-Co Ty tu robisz?- zapytała wściekła.
-Przyszedłem Cię odwiedzić. - wszedł  do środka.
-Nie zapraszałam Cię do środka! Na pewno już wiesz i chcesz to wykorzystać...- westchnęła ciężko.
-Nie skąd...- skłamał.
-Za dobrze Cię znam....- skwitowała.
-Ania, daj nam proszę szansę....Chciałaś mieć dzieci...- starał się być miły.
-Chciałam, ale to było dawno, zanim nie dowiedziałam się jakim jesteś kretynem...- powiedziała z oburzeniem.
-Ania, proszę, ja się zmieniłem...- dotknął delikatnie jej ręki.
-Nie wierzę!- krzyknęła na niego.
On szybko zbliżył się do niej, złapał ją w pasie i chciał ją pocałowć,, ale kobieta zwinnie mu się owyrwała,

-Staszek, co Ty robisz?- zapytała marszcząc brwi.
-Jak to co? Chciałem Cię pocałować, a Ty mnie odtrącasz...- westchnął znowu podchodząc bliżej.
-Odsuń się!- krzyknęła.
-Nie bądź taka!- złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie.
Chciałą go odepchnąć, ae nie była w stanie... Pocałował ją w usta, kobieta szybko go odepchnęłą i uciekła z mieszkania. wybiegła w kierunku szpitala, Wktor szedł powoli do pracy, chciał porozmawiac  z Anną, zobaczył jak kobieta nerwowo biegnie w kierunku szpitala, zawował ją.
-Anka, Anka!- krzyknął w jej kierunku.
-Słucham- rzuciła oschle.
-Ja nie wiedzłem, że Marta żyje! Do wczoraj, ale teraz sama rozumiesz...- strała się jej wyjaśnić.,
-Wiem... Nie musisz mi mówić...Usunę się z Twojego, przepraszam Waszego życia....Nie pasowałąm tam... Wczoraj to dostrzegłam....  Jak widziałam Waszą reakcję na widok Marty, Wasze miny mówiły wszytsto. Zapomnij o mnie...- powiedziała smutnym głosem i weszła do budynku.
Dla Wiktora też to było trudne, dla każdego było to trudne, jedyną osobą, która sie z tego cieszy jest Stanisław, ma świetną okazję, żeby zbliżyć się do Anny, jednak na razie kobieta zdaje się być nie ugięta.
Wiktor wszedł do stacji, wszytscy zaczęli pytać o Martę, Adam, Piotrek, Basia, która przyszła z Adamem.
Anna czuła się tam jak intruz... Postanowiła, że weźmie w pracy urlop i wyjedzie na jakiś czas, a może nawet na zawsze, zawsze miała szansę powroyu do Anglii do szpitala.

piątek, 3 czerwca 2016

Opowiadanie 71 :)

*Tydzień później

Anna czuła się coraz lepiej, dlatego po tygodniu mogła wyjść ze szpitala, ale tylko pod tym warunkiem, że będzie odpoczywać jeszcze przez co najmniej miesiąc.... Wiktor obiecał Michałowi, że osobiście dopilnuje, aby Anna odpoczywała, zdawał sobie sprawę, że Anna nie lubi jak mówi jej się co ma robić, ale w tej sytuacji nie było żadnego wyjścia. Spakowała wszystkie rzeczy, które miała w szpitalu, zasunęła torbę i chwyciła ją w rękę, kiedy Wiktor to zobaczył niemal natychmiast wyrwał jej tą torbę z ręki.

-Anka, miałaś odpoczywać, a nie dźwigać ciężką torbę, na prawdę jesteś najnieposłuszniejszą pacjentką! - zaśmiał się do niej i wziął od niej torbę z rzeczami.
-Wiktor, daj spokój, poradziłabym sobie- westchnęła i uśmiechnęła się po chwili.
-Wiem, ale....- zaczął mówić.
-Ale...Ty zawsze wiesz lepiej, wspaniały i niezawodny dr Banach wie wszystko lepiej i nie ma dyskusji- zaczęła się śmiać.  
-Tak dokładnie, z ust mi to wyjęłaś!- zaśmiał się pod nosem.
Wyszli z budynku, Wiktor wrzucił torbę do bagażnika samochodu, otworzył Ani drzwi i zajął miejsce za kierownicą.
-Jedziemy do domu! powiedział przekręcając energicznie kluczyk w stacyjce, spojrzał na Ankę i ruszy w stronę swojego domu.
-Nie musisz tego robić...- zaczęła mówić Anna, była nie co zakłopotana, nie chciała być dla nikogo ciężarem, a czuła się jak balast nikomu nie potrzebny.
-Nie muszę, ale chcę!- powiedział, kończąc definitywnie ten temat.
-Dziękuję!- wyszeptała opierając głowę o fotel.
-Nie ma za co, wiesz, że....Cię kocham!- powiedział spoglądając na nią z zza kierownicy.
-Wiem! Ja Ciebie też- powiedziała poważnie i spojrzała na niego, uśmiechnęła się.
Dojechali do domu, wysiedli i udali się do środka, w salonie siedziała na łóżku Zosia, była cała zapłakana, Wiktor szybko do niej podbiegł. .
-Zosia, co się stało> Ktoś Cię skrzywdził?- zapytał patrząc na nią
-Ne....Ale...ale...ja dziś widziałam na ulicy...Martę!- powiedziała na nowo zalewając się łzami.
-Córciu, na pewno to ie była Marta! Przecież ona nie żyje!- powiedział, chcć sam miał gdzieś w głębi nadzieję, że może żyje....
-Nie! Ją poznam wszędzie! To nie mogła być pomyłka.
Do ich domu ktoś zapukał, Wiktor poszedł otworzyć, a jego oczom ukazała się kobieta wyglądająca jak Marta! Trzymała na ręku, małe dziecko....A przecież w dniu wypadku Wiktor dowiedział się, że była w ciąży....!
-Marta?- zapytał i wpatrywał się w nią z niedowierzaniem.
-Tak! To ja! Straciłam pamięć, a z wypadku udało mi się ujść z życiem! Uratował mnie Piotr Gawryło! Znalazł mnie, długo nic nie pamiętałam, on powiedział mi, że mam męża, dwójkę cudownych dzieci i Zosię! Zobacz! Obrączka!- pokazała rękę z złota obrączką, mężczyzna stał jak zahipnotyzowany.
-Ja nie mogę w to uwierzyć....! To jest chyba sen! Marta! A czy to masze dziecko?- zapytał patrzać na małe dziecko, które na oko miało jakieś pół roku.
-Tak, to jest Natalia, nasza córka, długo zastanawiałam się czy przyjść...Słyszałam, że ułożyłeś sobie życie z jakąś Anną...- powiedziała wchodząc w głąb domu, a za nią Wiktor.
-Marta!- Zosia d razu do niej podbiegła, uściskała ją, była wyraźnie uszczęśliwiona, poczuła się jak za starych dobrych czasów. Tylko dla Anny nie było już miejsca.
-Pani jednak żyje...- powiedziała Anna łapiąc się za głowę, czuła. się jak by jej się to śniło, nie mogła w to uwierzyć, przecież jak to jest możliwe? Pytała samą siebie, ale nie to było najgorsze....Najgorsza była świadomość tego, że ej związek z Wiktorem nie ma już żadnych szans....
-Ania, poznaj Martę- powiedział Wiktor spoglądając na obie kobiety, najgorsze było to, że obie tak bardzo kochał....No, lae dłużej był z Martą i to było oczywiste, że musi wrócić do domu i byc z nimi, skoro się odnalazła i żyje.
-Wiktor ja wracam do siebie!- zakomunikowała przez ogródek Anna, spojrzała na całą szczęśliwą rodzinę....Dla niej nie było jż tam miejsca....Tyle co wyszła ze szpitala, już myślała, ze wszystko się zaczyna układać, a tu takie rozczarowanie....! Dlaczego to spotyka akurat ją....Czy Marta nie może być z Piotrem? Byłoby tak lepiej dla wszystkich.... A na pewno dla niej,.
Wiedziała, że Wiktor kochał Martę....Kocha nadal! Zobaczyła to w momencie kiedy kobieta stanęła w jego drzwiach, takie rzeczy widać od razu....
Zabrała wszystkie rzeczy i wyszła, szła powoli, nie wiedzaiła co ma ze sobą zrobić.... Stanisław tak ją skrzywdził, a teraz Wiktor.... Jej serce pękło na pół drugi raz....Ten drugi raz boli znacznie bardziej, bo kochała go tak bardzo, ajk nikogo, ale są rzeczy ważne i wazniejsze, jeśli się kogoś kocha, to trzeba się cieszyć jego szczęściem i czasem poświęcić swoje szczęście własne....
Krciłą się tak między ulicami Warszawy, przechodziła koło domu Martyny.
-Ania! Zaczekaj!- krzyknęła za nią Martyna i wybiegła na zewnątrz.
-Hej Martyna...- powiedziała smutnym głosem.
-Nie miałaś byc u Wiktora?- zapytała niczego jeszcze nie świadoma Martyna.
-Miałam i byłam, ale teraz nie ma już tam dla mnie miejsca....- westchnęła głęboko, a po jej bladych jak ściana policzkach popłynęły gorzkie łzy, łzy rozpaczy.
-Jak to nie ma miejsca?! Co Ty mówisz?- dopytywała Strzelecka.
-Tak....Marta wróciła! Ona  jednak żyje, na dodatek nie sama wróciła, tylko z półrocznym dzieckiem.... To ich trzecie dziecko, a ja widziałam jak Wiktor na nią patrzy, jak na kobietę swojego życia....Dla mnie świat się załamał.... - powiedziała zanosząc się łzami, Martyna stała jk wryta, była w wielkim szoku!
Przytuliła Annę i zaproponowała jej, żeby zatrzymała się u niej, a pomyślą, co dalej później.
-Marta żyje?- zapytała ponownie.
-Tak, ale moje serce po raz drugi umarło....Już nie ma osoby, którą bym tak pokochała!- płakała.
-Nie mów, tak na pewno znajdziesz ogoś sobie jeszcze- starła się ja pocieszyć.


sobota, 23 kwietnia 2016

Opowiadanie 70 :)

*20 minut później

Piotrek chodził nerwowo po korytarzu, mijał ludzi, jego serce biło szybkim rytmem. Nie mógł wytrzymać już w tej niepewności i strachu.Nagle z gabinetu wyszedł dr Wójcik, spojrzał na Piotra i rzekł.
-Sytuacja nie była wesoła, ale udało nam się opanować sytuację-powiedział z ulgą.
-Dziękuję! Uratował Pan moje dziecko!-powiedział szczęśliwy.
-Piotr!Martyna musi bardzo się pilnować! -powiedział poważnie.
-Będę jej pilnował-powiedział patrząc na lekarza.
-Koniecznie, możesz do niej wejść-pokazał ręką na salę na przeciwko.
Piotrek wszedł, usiadł na krześle
 przy łóżku kobiety.
-Martynka musisz na siebie uważać, bardzo uważać-powiedział patrząc na nią.
-Wiem Piotruś wiem-popatrzyła się na niego i Poglaskala swoj btzuch.
-Szymek tęskni za Tobą,Anna tez jest w szpitalu.ktoś na nią napadl-opisał Piotrek.
-Napadł? Co jej jest?-zapytała wyraźnie zmartwiona.
-Ma uraz głowy i jest w śpiączce farmakologicznej-powiedział smutny Piotr.
-O rany! Kto mógł ją napaść?-zastanawiała się.
-Odpoczywaj, a ja lecę do Szymka. Pa kochanie-ucalowal ją i wyszdl.
-Dobrze-uśmiechnęła się.

Wiktor siedział dzień i noc przy Ani, jej stan nie ulegał poprawie. Parametry były w normie, ale Wiktor nie mógł przestać myśleć kto mógł napaść na Anię. Przypomniał sobie o jej byłym mężu, który już raz ją pobił....I dlaczego nie mógł by tego powtórzyć?
Do szpitala wszedł Stanisław, zapytał gdzie leży Anna, kiedy zobaczył, że Wiktor siedzi przy niej wpadł w furie. Wpadł do sali i zaczął krzyczeć.
-To moja żona! Moja! -krzyczal głośno.
-Żona? Żony się tak nie traktuje! To Ty ją pobiles! -Wiktor chwycił go za koszule i zaczął go szarpać. Piotrek widząc to wpadł do środka, aby ich rozdzielić.
-Doktorze! Niech Pan go puści-powiedzial zdezorientowany Piotr.
-To on pobił Anię!-krzyczał wściekły Wiktor.
-Niech Pan to zostawi policji-powiedzialal Piotrek.
Anna wybudziła się, szamotala sue z rurką do intubacji. Wiktor pobiegł do niej i rozibtubowal ją. Kobieta na widok byłego męża zaczęła płakać.
-Ania uspokoj się!-powiedział gladzac jej  reke Wiktor
 -Niech on stąd wyjdzie! To on....on mnie pobił-powiedziała cicho Ania.
-Już to stąd zabieram-powiedział Piotrek wyprowadzając go.
-Ania jestem przy tobie-powiedział siadając  obok. Kobieta byla bardzo slaba.....

Piotrek zadzwonił na policję i poczekal aż przyjadą.....


Kochani Czytelnicy na jakiś czas muszę zawiesic bloga....
Ostatnio nie mam na nic czasu, a do tego mam jakiś gorszy czas i jeszcze czekają mnie egzaminy. 

Zapraszam Was na wattpad !!!! Zapraszam do czytania mojej książki Uprzedzona mój Nick Mint_love

Piszemy też wspólnie z adminka Nikii Książkę o serialu !!! Nasz Nick Nikii_Ewa tytuł książki Pozwól kochać

Dziękuję Wam za każdy komentarz N blogu, za czytanie moich opowiadan! Za wiele miłych słów oraz za uwagi rowniez !!! :* 

Ewa 

niedziela, 3 kwietnia 2016

Opowiadanie 69 :)

"Jeden dzień dwa wypadki"

Pogotowie przywiozlo na SOR Anne, dyżur pełnił dr Sambor, przez chwilę nic nie mówił.
-Anna straciła dużo krwi i ma uraz głowy, trzeba zrobić rezonans-powiedział Piotrek do lekarza.
-Już zabieramy ją na badania. -powiedział i wskazał pielęgniarka co mają zrobić, a sam wyszedł nie opuszczając z oka Anny, zdaje sobie sprawę co znowu musi przeżywać Wiktor. Wykonano Ani wszystkie potrzebne badania. Kobieta została przeniesiona na OIOM jej stan byl poważny, miała duży obrzęk mózgu, dlatego lekarze podjęli decyzję o wprowadzenie ją w stan śpiączki farmakologicznej, dopoki jej stan się ustabilizuje.
-Zadzwonię do Wiktora.-powiedział do pielęgniarki.
Wydobył z głębokiej kieszeni kitla telefon i wybrał numer Wiktora.
-Halo Wiktor.....Anna jest wprowadzona w stan śpiączki farmakologicznej dopóki obrzęk mózgu nie zacznie się zmniejszać. Wiadomo kto ją pobił?-zapytał Sambor.
-Wiem tylko, że jakiś facet....Przyjadę do szpitala- powiedział szybko.
-Przyjedź! Pomożesz mi na oddziale, mam tu totalna masakre- powiedział załamanym głosem.
-Jadę!- powiedział i się rozlaczyl.. wszyscy mieli pełne ręce roboty.

-Piotrek ogarnij to!- powiedział mu Adam
-Piotrek ogarnij! Wszystko ja? Czy tylko ja tu pracuje? -popatrzył na Adama z złą miną.
-Sory Piotrek, masz rację...-szybko się zreflektowal, poszedł po sprzęt, dawno takiej masakry nie było. Sytuacja była na prawdę napięta i kilka zespolo na miejscu wypadku komunikacyjbego w scislym cebtrum miasta.
-Adam! -krzyknął Piotrek, pacjent miał ogromny krwotok i trzeba było uciekać jego ranę bez przerwy.
Zabrali pacjenta do szpitala. Na izbie czekał już przebrany Wiktor.
-Co mamy?-zapytał patrząc na chłopaków.
-Pacjent, pękła mu tętnica szyjna na skutek uderzenia w szybę samochodu. Reszta zespołów naszych jest na  miejscu. -opisal Piotrek.
-23P! Wezwanie na ulicę Żeromskiego 14, wybuch gazu. Wszyscy ewakuowani- powiedziała dyspizytorka.
-Wybuchowy ten dzień....23P przyjąłem. -powiedział i pobiegł do karetki.
-Ciężki dzień-rzucił Adam.
-Nie mogę doczekać się końca dyżuru-powiedział ocierając pot z czola.
Na miejscu było mnóstwo ludzi, którzy byli wysteaszeni. Znowu kilka osób trzeba było ewakuować.

*2 godziny później

Chłopaki jedli obiad, kiedy dostali kolejne wezwanie, ale wtedy nie wiedzieli, że to wezwanie będzie trudne dla obu....
-23P, jedzcie na Kwiatowa 5. Martyna spadła ze schodów....-powiedziała dyspizytorka.
-Martyna? Moja Martyna, spadła ze schodów?! -powiedział wytrzeszczajac oczy.
Szybko Piotrek ruszył z parkingu, w niecałe 5 minut był na miejscu. Wywiad i pobiegł do bloku.
-Martyna! Co Ty zrobiłaś?-zapytał biegnąc do niej.
-Nie wiem szłam i nie zauważyłam schoda i spadłam....-mowila trzymajac sie kurczowo za brzuch.
-Szybko, Adam daj mi kołnierz i deskę!-powiedział nerwowo.
Na szczęście Martyna nie spadła z dużej ilości schodów, ale martwila się o dziecko......

Wiktor załamał się, że tego dnia ktoś napadł na Annę i Martyna spadła ze schodów.....

Jak myślicie co będzie z Anną i Martyna ?

środa, 23 marca 2016

Opowiadanie 68 :)

Anna siedziała sama w karetce, była trochę smutna, ale nie zalowala tego pocałunku, podobno nie można niczego w życiu żałować. Do karetki wpadł Piotr.
-Mamy wezwanie na Płaską 12, do kobiety z NZK-strescil krótko.
-To jedziemy!- powiedziala szybko, była zamyslona, nie mogła zebrać myśli, kurczę dlaczego zakochanie jest tak fajne z jednej strony, a z drugiej tak denerwujące, bo nie można na niczym się skupić.
-Pani doktor, czemu Pani nic nie mówi?-zapytał patrząc na Annę.
-Jakoś tak zamyslona jestem-  krótko odrzekla.
-Chyba zakochana....-śmiał się do kobiety.
-Piotrek, daj spokój-popatrzyła poważnie.
Wysiedli szybko i pobiegli do pacjentki.
-Monitor, i adrenalina dozylnie- rozkazala mu.
-Robi się!-szybko wykonał polecone mu zadania.
-Wróciła do nas-powiedziała z radością.
-Ulga!-uśmiechnął się do Anny.
Wzięli ją do szpitala. Wyszła ze szpitala już przebrana i poszła powoli w stronę domu Wiktora. Nagle ktoś wyszedł zza rogu ulicy, uderzył kobietę silno w głowę, przewróciła się na ulicę, a był to jej były mąż, który nie mógł pogodzić się z tym, że kobieta go już nie kocha i zakochała się w kimś innym. Szybko uciekł zostawiając ranna Anie na ulicy. Wiktor denerwowal się gdzie podziewa się Raiter. Telefon kobiety nieustannie dzwonil.Wiktora coś tchnęlo i postanowił wyjść poszukac blondynki. Idąc zauważył zbiegowisko ludzi i pobiegł sprawdzić co się wydarzyło. Kiedy zobaczyl zakrwawiona Anne przerazil się i szybko sprawdził oddech.
-Ania... Ania....Nie mogę stracić znowu kolejnej osoby....-powiedział załamany. A po chwili przyjechało pogotowie i zabrali Anię do szpitala....

niedziela, 6 marca 2016

Opowiadanie 67 :)

Martyna cały czas była w szpitalu, badali ją chyba już na wszystko...A ona nadal źle się czuła, było jej słabo, miała mdłości, chciała wrócić już do domu do Szymka i Piotra.
-Hej Kochanie! Jak się masz?-zapytał wchodząc do sali Piotrek.
-Słabo, a oni dalej nie wiedzą co mi jest....Kamieni nie mam, wyrostka tez nie....Chce już do domu-powiedzia do Piotra i popatrzyła na niego.
Do sali weszła dr Ola, spojrzała na Martyne i Piotra.
-Wszystko jest jasne! -powiedziała do Martyny.
-Nareszcie! To co mi jest?-zapytala młodej lekarki.
-Martyna....Będziesz mamą! To drugi miesiąc!-Gratulacje!- -Ola uśmiechnęła się serdecznie.
-Nie spodziewałam się, że tak szybko, będę zniwu w ciąży....-powiedziała zaskoczona.
-Cieszę się! -powiedzial Strzelecki i przytulil mocno Martyne.
-To będę mogła już wrócić do domu. -uśmiecha się i pogladzila swój brzuch.
-To za niedługo będzie nas czwórka-powiedział z uśmiechem.
-A ja nie będę mogla wrocic do pracy....nie wiem co na to dr Raiter....-powiedziała zmartwiona.
-Nie martw się! Pogadam z nią-powiedział by ją pocieszyć.
-Sama z nią pogadam. W końcu jest kobietą na pewno zrozumie.-miała nadzieję, że Anna okaże się wyrozumiala.
Anna zauważyła Piotra w jednej z sal i chciała sprawdzić co tam robi. Weszła i spojrzała na jego i Martyne.
--Martyna co Ci jest?-zapytała lekarka.
-Jestem....W ciąży. Wiem, że miałam wrócić do pracy i pomóc w stacji....-mówiła skrępowana.
-Martyna, gratulacje! Nic sie nie martw! Damy rade! -uśmiechnęła się serdecznie
-Dziękuję!-uśmiechnęła się.
-Muszę lecieć, Piotr Ty tez do pracy-powiedziała Raiter.
-Do widzenia! -powiedziała z uśmiechem.
Wyszli z sali i udali się do karetki, Piotr nie krył szczęścia i z każdym się nim dzielił.....

czwartek, 25 lutego 2016

Nowa książka o na sygnale ;)

Zapraszam Was Kochani Czytelnicy do przeczytania nowej książki o na sygnale !! Piszę ją wraz z super koleżanką !!! :)
zapraszam do wyrażenia opinii ;) Zapraszamy, abyście dodali nas do Obserwowanych ;)
Nasza nazwa: Nikii_Ewa

poniedziałek, 8 lutego 2016

Opowiadanie 66 :)

"Ona ma zająć miejsce Marty"

*Kolejny dzień
Wiktor przyszedł pod umowiona restauracje, czekał na Anię, spojrzał na zegarek, czekał tam na nią, zaczął się denerwować, bo kobieta spózniala się. Czekal tak 40 minut i postanowił wrócić do domu. Ruszył powoli i szedł wolnym krokiem. Usłyszał po chwili krzyk
-Wiktor, Wiktor! Zaczekaj!-krzyczała biegnąc za nim Anna.
-Ania...-odwrócił się i popatrzył na nią, szybko dostrzegł na jej twarzy dużego siniaka.
-Przepraszam, że się spóźnilam ..-powiedziała, a po jej bładych i czerwonych od placzu policzkach płynęły łzy.
-Ania....Co Ci się stało? -zapytal i nachylil się nad nią.
-Nic wielkiego....Potknelam się o szafkę....-powiedziała wymijająco.
-Nie wierzę w to....Ktoś Cię uderzył...Kto?!-zapytał mocno poirytowanym glosem.
-No dobra....To mój mąż....Były...-powiedziala i zalała się łzami.
-Ania, nie zaslugujesz na takie traktowanie! Chodź, przenocujesz u mnie, tak długo jak będzie trzeba.-powiedział i zlapal ją za rękę.
-A nie chce być dla Was ciężarem..-powiedziała smutna.
-Anka! Przestań gadać takie głupoty! -poszli powoli w stronę jego domu.
-Dziękuję! Jesteś wspaniały! -uśmiechnęła się lekko.
-Ania, dobrze wiesz, że robię to, bo chcę!-uśmiechnął się do niej ciepło i przytulil ją lekko.
-To dla mnie wiele znaczy....Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie....To przysłowie jest prawdziwe. -uśmiechnęła się serdecznie do Wiktora.
-Zostań u mnie tak długo jak chcesz! -uśmiechnął się i otworzył drzwi do swojego domu. Kobieta weszła, usiadła na kanapie, Wiktor poszedł do kuchni po lód.
-Proszę, połóż sobie na oko i policzek to powinno pomóc-położył zimny lód na jej  siny policzek, kobieta szybko złapała jego dłoń i scisnela. Wiktor usiadł obok, kobieta trzymała oklad na twarzy. Czuła się dobrze. Tak dobrze jak nigdy dotąd - była bezpieczna. Siedzieli tak w milczeniu dłuższą chwilkę, bo żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć w tej sytuacji. Po chwili Wiktor przerwał to milczenie.
-Daj ten lód wymienię. -uniósł rękę do góry, wziął lód do ręki, w tym monencie Anna pid wpływem impulsu i silnej chęci pocalowania mężczyzny, złapała go za rękę, przyciągnęła do siebie i pocalowala go. Mężczyzna był w lekkim szoku nie do końca wierzył w to co się stało przed chwilą. Był to dla niego bardzo przyjemny moment, z wrażenia nie mógł wydusic z siebie  slowa.
-Przepraszam....zachowalam się jak jakas młoda nastolatka....-powiedziała speszona i odwrocila głowę w drugą stronę.
-Ania! Przestań! Nie przepraszaj! Ja się nie gniewam!--złapał ją za dłoń i odwrocila głowę, a ich spojrzenia spotkały się i usta były blisko. Wiktor pocalowal ją .A w tej chwili drzwi się otworzyły i do mieszkania wparował Piotrek.
-Doktorze!. ...Mam sprawę!....-zobaczył Annę i Wiktora calujących się.
-Piotrek....yyyy co się stało?-odwrócił się w stronę Strzeleckiego.
-To ja nie będę przeszkadzał.....Pogadamy jutro. -szybko wyszedl i poszedł zadowolony do domu.
-Teraz Piotrek będzie miał powód do żartów....-powiedział.
-Nie przejmuj się na pewno do jutra zapomni...- starała się poprawić sytuację.
-Nie przejmuje się Piotrkiem. To dobry i szczery chłopak-powiedział z przekonaniem.
Do domu weszła Zosia, rzuciła spojrzenie na ojca i siedzącą obok Anię.
-A Pani co tu robi?-zapytała zła nastolatka.
-Zosia, Anna będzie z nami mieszkać przez jakiś czas.....-wtrącił się Wiktor.
-Mieszkać?! Ty się słyszysz?! Ona na zając miejsce Marty?!-krzyknęła i trzesnela drzwiami.
-Zośka! Wracaj tu i przeproś! -powiedział podnosząc ton.
-Nie będę przepraszać!-krzyknela wsciekla dziewczyna z pokoju na przeciwko.
-Nie przejmuj się Zosia, jest to dla niej trudne. Była bardzo związana z Martą jak my wszyscy....-powiedział do kobiety.
-Strasznie mi głupio....Przeze mnie masz kłopoty z córką. -powiedziała smutna.
-Nic się nie dzieje.-odrzekł, do domu weszła Gosia z dziećmi, bliźniaki przyszły przywitać się z tatą. Gosia dostrzegła Annę i też nie była z tego zadowolona....Szybko wyszła nawet nie mówiąc, że wychodzi....

wtorek, 19 stycznia 2016

Opiwiaxanie 65 :)

"Jak hormony Ci skaczą to nie wyrzywaj się na mnie"

*Wieczór stacja ratownictwa.

Wiktor wychodzol ze stacji, było już ciemno i zimno. Zatrzymała go Anna, popatrzyła na niego z uśmiechem.
-Dasz się namówić na kawę?-zapytała z uśmiechem.
-Kawa....Bardzo chętnie, ale nie o tej porze....-popatrzył i uśmiechnął się.
-Jutro? Po dyżurze?-zapytała go.
-Dobrze! Jesteśmy umówieni, a teraz lecę do dzieci. -podał jej rękę i poszedł, a ona patrzyła jak odchodzi.
-Adaś! Mówiłem Ci tu się romans kroi!-powiedział śmiejąc się Piotrek.
-Piotrek....Weź przestań...Ty we wszystkim widzisz romans....Zwykła rozmowa nie równa się od razu romans...-powiedział i machnął ręką Adam. Poszedł się przebrać, a za nim Piotr.
-Przyjdź jutro z Basia do nas!-powiedział Piotr i wyciągnął z szafki swoje ubrania.
-O bardzo chętnie!-uśmiechnął się. Wyszli ze stacji, pożegnali się, Piotr wsiadł do auta i ruszył. Przejeżdżając przez park zauważył coś dziwnego, wysiadl i pobiegł pod fontannę, zobaczył leżącą dziewczynę, sprawdził oddech, kobieta była młoda na oko jakieś 26 lat, wezwał pogotowie, kobieta otworzyła oczy, zaczęła krzyczeć.
-Zostaw mnue! Nie rób mi krzywdy..-krzyczała.
-Spokojnie! Chce Ci pomóc! Jestem ratownikiem.
-Pomóc?! Ja już wiem jak mi pomożesz...Zabierz tę ręce! Nie dotykaj mnie!-krzyczała.
-Dobra już Cię nie dotykam-mężczyzna odsunal się od niej, po chwili przyjechała karetka.
-Hej Piotrek! Co się jej stało?-zapytała kobieta.
-Nie wiem, przypuszczam, ze ktos ją skrzywdził.....Zgwałcił....-powiedział i odszedł w stronę swojego auta.
Ruszył do domu, Martyna dzwoniła do niego, odebrał.
 -Piorek! Gdzie Ty jesteś?-zapytała zaniepokojona.
 Jadę do domu....Musiałem pomóc dzieeczynie.
-Nic nie rozumiem...
-Wyjaśnię Ci to w domu.
Piotr wysiadl z samochodu i poszedł w stronę bloku. Wszedl schodami do góry. Kiedy wszedł do domu Martyna zmierzyła go wzrokiem.
-Gdzie byłeś tyle czasu?!-zapytała rzucając zlowrogie spojrzenie, zmarszczyla czoło.
-Musiałem dziewczynie pomóc w parku. Martyna weź. Spoznilem się tylko pół godziny. Nie rób scen. Jak Ci hormony skaczą to nie wyrzywaj się na mnie!-powiedzial wkurzony i wszedł do kuchni.
Kobieta stała bez ruchu w przedpokoju, zaczęła płakać, weszła do kuchni.
-Przepraszam. -powiedziała ocierają  lze.
-Możesz dac mi chwilę spokoju. Dziś śpię w salonie. --powiedział i wyszedł do salonu z kubkiem gorącej herbaty.Kobieta poszła do salonu.
-Martyna!  Idz stąd! Szanuj to co do Ciebie mówię!-oburzony wstał i podszedł do okna, patrzył na pustą ulicę, latarnie świeciły i kilka osób szło ulicą. Martyna smutna wyszła, a Piotr siedział sam. Myślał o tym wydarzeniu w parku. Liczył na zrozumienie żony, a ona tak na niego naskocxyla....Był smutny, postanowił iść spac, bo rano zaczynał dyżur.

Rano Piotr obudził się, poszedł do kuchni i zrobił sobie śniadanie, wypił herbatę, zrobił kanapki i wyszedł. Martyna chciała się z nim pożegnać przed wyjściem, ale nie zdążyła, bo mężczyzna zamknął jej drzwi przed nosem. Kobieta po raz kolejny się zdenerwowana.... Poszła do Szymona, chciała wziąć go na ręce i upadla na podloge. Trzymała się za brzuch. Po chwili wstała i zadzwoniła do Piotra.
-Piotrek....-zaczęła mówić.
-Chcesz mnie znowu ochrzanic to daruj sobie jestem w pracy! -powiedzial stanoeczo.
-Piotr! Źle się czuję....Złapał mnie jakiś dziwny skurcz....-powiedziała i upadla znowu na podłogę.
-Już jedziemy! -powiedzial i włączył sygnal.
-Pani Anno, mojej żonie coś się stalo...-powiedział że strachem.
-To jedziemy-powiedziała lekarka.
Weszli do mieszkania, Piotr pobiegł do kobiety. Była blada i trzymała się za brzuch.
-Boli....Tu....-pokazała na podbrzusze..
-Co jej jest?-zapytał Piotrek.
-Nie wiem...Badania trzeba zrobić....Ktoś musi zostać z Szymkiem. Piotrek zostań z dzieckiem. My damy sobie radę. -powiedziała Anna i zabrali razem z Adamem Martyne.....

sobota, 9 stycznia 2016

Opowiadanie 64 :)

"Piotrek weź!"

*Trzy dni później

Martyna z Piotrem i Szymkiem przyszli do Wiktora, Wiktor przywitał ich uśmiechem. Weszli do salonu.
-Cześć dzieciaki co Was sprowadza
?-zapytał i się uśmiechnął.
-Widzę, że z Panem już lepiej-usmiechnela się Martyna.
-No tak trzeba było się jakoś zebrać w garść. Zresztą Marta by chciała, żebym się jakoś ogarnął, bo są dzieci. -uśmiechnął się.
-Racja doktorze!-powiedział Piotrek.
-Coś mi mówi, że macie do mnie jakąś sprawę-uśmiechnął się.
-Chcielibyśmy zapytać czy zostanie Pan ojcem chrzestnym Szymka?-zapytała z uśmiechem Martyna.
-No jasne! Dziecku się nie odmawia!-uśmiechnął się.
-To super!-usmiechneli się.
-Zrobię Wam coś do picia! Herbata, kawa? -zapytal Wiktor
-Herbata-powiedzieli równocześnie Piotr z Martyna.
-Jasne już robię-poszedł do kuchni, wyciągnął z szafki szklanki i zalał herbaty dla gości. Wszedł do salonu, usiadł obok.
-A co u Was? -zapytal
-Dobrze. Wracam do pracy za 5 miesięcy. Nowa szefowa prosiła.
-Dr Anna. A możesz tak szybko już wrócić? Z kim Szymon zostanie?-zapytał ciekawy Wiktor.
-Z moją mamą. Dam rade doktorze proszę się nie martwić. -uśmiechnęła się. Trzymała Szymona na rękach.
-No to dobrze Martynka-powiedział biorąc na ręce Maję, która właśnie wstała.
-Pana córcia już taka duża!-uśmiechnął się Piotr.
-Duża już i podobna do Marty, cała  Marta z wyglądu.-uśmiechał się do córki.
-To prawda!-powiedziala krótko
 Martyna.
-Dziś idę na popołudnie do pracy i do dzieci przyjdzie Gosia.
-Siostra Marty.
-Dokładnie. Ktoś puka pojde otworzyć.
Wiktor otwiera drzwi A w progu stoi Anna.
-Doktorze mogę wejść?-zapytała.
-Oczywiście! Proszę Aniu.-uśmiechnął się
Kobieta weszła do salonu, usiadła obok Piotra.
-Dzień dobry-powiedziała lekarka.
-Dzień dobry-powiedział Piotr i Martyna.
-Słodkiego macie synka-powiedziała dr Anna.
-Dziękujemy-usmiechneli się.
-To my juz pójdziemy. Dziękujemy za herbatę. -powiedziała Martyna.
-Nie ma za co. Do zobaczenia na dyżurze Piotr!-powiedział Wiktor i uscisnal mu dłoń.
-Do widzenia!-powiedzieli i wyszli.
-Pa-powiedział lekarz i zamknął drzwi.
-Co ona go tak odwiedza.....? Węsze jakiś powód? -zaśmiał się Piotrek.
-Piotrek weź! Ty to masz pomysły....Pewnie tylko tak przyszła. A Ty się od razu doszukujesz czegoś-powiedziala idąc z wózkiem Martyna.
-Martynka....Ta chemię czuć w powietrzu!-zaśmiał się.
-Piotruś....Kończ te swoje filozoficzne wywody! Musimy iść do domu i Ty idziesz za godzinę do pracy.
-Zjem coś na szybko i idę na dyżur. -powiedział idąc. Szybko doszli do domu. Martyna położyła do łóżeczka śpiącego Szymka i poszła zrobić kanapki do pracy Piotrowi.
-Kochanie, muszę już iść do pracy! Trzymajcie się.
-To pa,--Martyna poszła do salonu i zabrała się za prasowanie ubrań synka....

Macie jakieś swoje propozycje ? ,)
Ostatnio bardzo opornie idzie mi pisanie opowiadań....:/