Opowiadanie
34
„Pocałunek i szpital”
*Dwa
miesiące później
Martyna
szła do pracy z Piotrkiem szybko się pogodziła, kiedy weszła do bazy, był w
niej już Wiktor, siedział i przeglądał dokumenty, przywitał się z dziewczyną
ona poszła się przebrać, czekali tylko na Piotrka.
Piotrek
idąc do pracy przed szpitalem zobaczył Martę i Piotra, rozmawiających,
zatrzymał się i patrzył.
-Wiesz
Marta muszę Ci coś powiedzieć… Podjąłem decyzję, że odchodzę z pracy, z Leśnej
Góry- powiedział Piotr do Marty.
-Co?!Dlaczego?-
zapytała Marta.
-Tak
będzie lepiej…- powiedział lekarz.
-Lepiej?
Dla kogo? Na pewno nie dla mnie! Ja się nie zgadzam! Nie wyobrażam sobie tego
szpitala bez Ciebie- powiedziała Marta.
-Żartowałem!-
powiedział śmiejąc się.
-Piotrek,
jak możesz tak sobie ze mnie żartować!- powiedziała zła.
Kobieta
zbliżyła się do niego i pocałowała go, po chwili kiedy dotarło do niej co
zrobiła, przeprosiła Piotra i poszła szybko do domu, kobieta cały czas płakała,
a Piotrek Strzelecki poszedł do pracy, wszedł, przywitał się i bez słowa
poszedł się przebrać, usiadł, mieli kilka wezwań, po dyżurze Martyna zapytała
Piotrka:
-Piotruś,
co Ty jesteś dziś taki bez humoru?- zapytała zmartwiona.
-Nie
ważne…- powiedział wstając z kanapy.
-Ważne,
mów, co jest?- zadała ponownie to samo pytanie.
-Dobra
powiem Ci… Dziś rano widziałem Martę i Piotra…. Ona go pocałowała- wydusił w
końcu z siebie.
-Matko,
co my teraz zrobimy… Powiemy Wiktorowi?- zapytała.
-Jak
chcesz mu to powiedzieć?- zapytał.
-Delikatnie
jakoś, spróbuję, chodź ze mną- powiedziała Martyna.
Martyna
weszła do pomieszczenia, w którym był Wiktor, usiadła, zaczęła mówić:
-Doktorze,
możemy Panu zająć chwilkę?- zapytała Martyna.
-Proszę,
tylko chwilkę, bo śpieszę się do domu, Marta na mnie z Zośką czekają-
powiedział z uśmiechem.
-Właśnie,
to chodzi o Martę…- powiedział Piotr.
-No
mów Piotrek- ponaglał go Wiktor.
-Dobra,
dziś rano widziałem ją jak pocałowała Piotra Gawryłę- powiedział jednym tchem
Piotrek.
-Marta
z Piotrem? Jesteś pewien?- zapytał smutny Wiktor.
-Jestem
pewny- powiedział Strzelecki.
-Dobra
dzieciaki idźcie do domu, jest już późno- powiedział Wiktor do Martyny i
Piotra.
-A
Pan?- zapytali.
-Ja
muszę jeszcze tu zostać i wypełnić papiery i chciałbym zostać sam- powiedział
Wiktor.
Para
wyszła, a Wiktor siedział w bazie, godziny mijały, a jego telefon cały czas
dzwonił, mężczyzna nie chciał rozmawiać ani z Martą, ani z Zosią, czuł się źle,
nie potrafił zrozumieć postępowania Marty, był na nią zły, postanowił na noc
zostać w stacji, a telefon wyłączył.
*Mieszkanie
Marty i Wiktora
Była
godzina 24, Marta bezskutecznie próbowała dodzwonić się do Wiktora, na przemian
z Zosią, Zosia nie mogła zasnąć, Marta weszła do jej pokoju, usiadła na łóżku
Zosi
-Zosia,
Kochanie idź spać, jutro musisz iść do szkoły- powiedziała Marta.
-Marta,
czemu tata nie wrócił do domu jeszcze?- zapytała Zosia.
-Nie
wiem, pewnie mu coś wypadło, no idź już spać- powiedziała Marta i przytuliła
Zosię, posiedziała przy jej łóżku, po godzinie Zosia zasnęła, a Marta nie mogła
spać cały czas zastanawiała się co dzieje się z Wiktorem i czuła ogromne
wyrzuty sumienia z powodu tego pocałunku, kręciła się po domu, na chwilę się
położyła, ale za chwilę znowu wstała, chodziła od okna do okna z nadzieją, że
Wiktor zaraz wróci. Nastał ranek 6 rano do domu wszedł Wiktor, nie wyglądał
dobrze był niewyspany i zły, wszedł do kuchni.
-Cześć
Kochanie, gdzie Ty byłeś? Martwiłyśmy się z Zośką- powiedziała Marta.
-Naprawdę?!
Nie potrzebnie! Myślałaś, że się nie dowiem o Waszym pocałunku?- zapytał
Wiktor.
-Wiktor,
ja Cię przepraszam, nie wiem dlaczego pocałowałam Piotra, to tak nagle się
stało, ale ja tego żałuję! Przepraszam, tylko Ciebie kocham!- powiedziała ze
łzami w oczach.
-Tak
wyrażasz swoją miłość, całując Piotra!- krzyknął, do kuchni weszła Zosia.
-Tato!
Nie krzycz na Martę, ona całą noc nie spała, bo się martwiła o Ciebie, a Ty
tylko na nią krzyczysz, jej nie wolno się denerwować! To tylko pocałunek i
tyle, jeden niewinny pocałunek!- powiedziała Zosia.
Marta
poszła do sypiali, przebrała się i wyszła do pracy, a Wiktor został w domu, po
pracy Marta przyszła do domu i zabrała kilka swoich rzeczy, spakowała je,
zabrała walizkę i klucze do starego mieszkania i wyszła zostawiając na stole
kartkę dla Zosi i Wiktora.
*Dwa
dni później
Marta
od dwóch dni mieszkała w swoim starym mieszkaniu, siedziała na łóżku, do jej
drzwi ktoś zapukał, poszła otworzyć, do
mieszkania weszła Zosia.
-Cześć
Marta, jak się czujesz?- zapytała z troską Zosia.
-Cześć
Zosia, bywało lepiej, ale nie jest źle- powiedziała Marta przytulając Zosię.
Kobiety
usiadły w salonie, mieszkanie było puste, Zosia zrobiła dla nich herbatę,
usiadła.
-Marta,
proszę wróć do nas, bez Ciebie jest tak pusto, mnie jest smutno i tacie,
chociaż on tego nie powie, bo jest uparty, ale on siedzi i widać, że tęskni-
opowiedziała Zosia Marcie.
-Zosia,
chciałabym wrócić, ale na razie zostanę tu potrzebuję trochę spokoju-
powiedziała Marta.
Zosia posiedziała jeszcze dwie godziny, ale musiała
już wracać, zaraz po wyjściu Zosi Marta bardzo źle się poczuła, dostała silnych
skurczy, ubrała się i poszła do szpitala. Po 5 minutach doszła, skierowała się do
gabinetu Hany, zapukała, weszła do środka.
-Cześć Hana, bardzo źle się czuję, dostałam takich
silnych skurczy, zaniepokoiło mnie to i szybko przyszłam.
-Cześć Marta, kładź się zmierzę Ci ciśnienie i zrobię
Ci USG- powiedziała Hana i zbadała Martę.
-Muszę zostać w szpitalu?- zapytała Marta.
-Tak Kochana musisz zostać w szpitalu, koniecznie te
skurcze są silne, pewnie miałaś dużo stresu i musimy podać Ci leki rozkurczowe
i monitorować ciśnienie, bo nie chcę, żebyś już teraz urodziła to za wcześnie…
- powiedziała Hana.
-Dobrze, dla dobra dzieci zostanę- powiedziała i skierowała się do wyjścia.
Marta z Haną poszły na oddział, Hana znalazła salę dla
Marty, Marta usiadła na łóżku, a Hana wyszła na chwilę, po chwili postanowiła
jednak się położyć, bo skurcz był zbyt silny, żeby mogła siedzieć, przykryła się
kołdrą, zamyśliła się, myślała o Zosi i Wiktorze, zastanawiała się ile jeszcze
zamierza się gniewać, położyła rękę na brzuchu i pogłaskała się po nim,
uśmiechnęła się, była sama w sali. Hana zadzwoniła do Wiktora mówiąc.
-Halo Wiktor, Marta jest w szpitalu, co Ty
wyprawiasz?! O mało nie urodziła przedwcześnie! Masz się ogarnąć i tu
przyjechać! Nie chcę słuchać żadnych wymówek! Jesteś im potrzebny! Czekam tu na
Ciebie- powiedziała i się rozłączyła, weszła do sali Marty, usiadła, zerknęła na
monitor, położyła swoją rękę na jej ręce.
-Marta ciśnienie wraca do normy… A masz skurcze
jeszcze?- zapytała Hana.
-Trochę, ale już słabną…- powiedziała Marta, patrząc w
okno.
-Kochana, ja teraz idę, a Ty spróbuj zasnąć, to Ci
dobrze zrobi- powiedziała Hana, pocałowała ją w policzek i wyszła.
Na korytarzu spotkała Piotra, zatrzymał się i zapytał.
-Co z Martą?- zapytał lekarz.
-Sytuacja normuje się, nie wchodź teraz do niej, ona
musi iść spać- powiedziała Hann zatrzymując go.
-To dobrze. Później do niej zajrzę- powiedział z ulgą
Piotr, wrócił na oddział, do szpitala przyszedł Wiktor, podszedł do Hany, był
zdenerwowany.
-Hana cześć, co z Martą i dziećmi?- zapytał Wiktor.
-O cześć, miło, że jesteś, Marta potrzebuje teraz dużo
spokoju! Opieki nie może być teraz sama!- powiedziała Hana, wskazała salę, w
której leży Marta, mężczyzna niepewnym krokiem skierował się w stronę sali,
czuł się źle z tym jak się zachował wiedział, że przesadził, wszedł, Marta
spała, cicho podszedł do jej łóżka, usiadł na krześle, siedział patrząc na
śpiącą Martę. Po godzinie Marta się obudziła, zobaczyła siedzącego na krześle
Wiktora.
-Wiktor, długo tu już siedzisz?- zapytała Marta.
-Trochę, nie tak długo- odpowiedział.
-Jeśli przyszedłeś się kłócić to nie jest dobry
moment, bo nie mogę się denerwować- powiedziała Marta, patrząc na Wiktora.
-Wiem, wszystko już wiem, nie przyszedłem się kłócić,
wręcz przeciwnie, chcę prosić Cię o wybaczenie, głupio się zachowałem i tak
naskoczyłem na Ciebie bez sensu… Przepraszam Cię- powiedział Wiktor.
-Dla mnie też to nie było łatwe i wiem, że nie
powinnam… Przepraszam!- powiedziała lekko się uśmiechając.
-Teraz jest ważne Twoje zdrowie i dzieci- powiedział
Wiktor, całując Martę…